W tym roku krakowskie wydawnictwo Lokator zdecydowało się na poszerzenie swojej oferty o publikacje skierowane do niedorosłego odbiorcy, dzięki czemu na księgarskie półki trafiła książka Jacoba Granta, autora do tej pory niepublikowanego w Polsce. Zarówno napis widniejący na pierwszej stronie okładki – zgodnie ze współczesnymi trendami promocyjnymi przybierający formę hasztagu (#wydajemisie) – jak i informacja zamieszczona na końcu książki wskazują, że plany wydawnicze Lokatora sięgają dalej: w październiku ukaże się kolejna książka Granta, zatytułowana „Miś w lesie”. „Miś ma stracha” będzie mieć więc kontynuację, po którą na pewno chętnie sięgną fani pierwszego tomu, a takich przypuszczalnie nie zabraknie, książka oferuje bowiem prostą, wzruszającą historię. Tytułowy miś żyje spokojnie w swoim domu z ukochaną pluszową przyjaciółką Ursą. Choć każdy dzień spędzają razem i wydaje się, że znają dom na pamięć, Miś pewnego razu zauważa coś dziwnego – pajęczynę. Zaskoczony i przerażony bohater wpada w panikę i chce za wszelką cenę odnaleźć niewielkiego, pajęczego „potwora”. W trakcie poszukiwań dochodzi jednak do czegoś strasznego, co zaważy na dalszych losach Misia i pająka…

„Miś ma stracha” to prosta książka obrazkowa o prostych sprawach. Autorowi udało się wykreować postać tytułowego bohatera, który przypomina trochę innego przedstawiciela gatunku, czyli misia o bardzo małym rozumku. Budzący niemal natychmiastową sympatię czytelnika Miś równocześnie nosi wiele cech stereotypowo kojarzonych z dziecięcym myśleniem o świecie: charakteryzuje się niepohamowaną wyobraźnią, determinacją w dążeniu do celu i tendencją do przesady. Nagłe odkrycie pajęczyny w domu burzy porządek świata głównego bohatera, który traci rezon w kontakcie z niewielkim, żółtym pajączkiem. Grant prowadzi swoją opowieść w taki sposób, aby czytelnik razem z Misiem odkrył, że strach ma wielkie oczy, a zmierzenie się z wyzwaniami, które stawia życie, jest słuszną drogą, prowadzącą finalnie do szczęśliwego zakończenia.

Muszę przyznać, że sama historia jest bardzo prosta, wręcz przewidywalna, co niestety osłabia napięcie lekturowe. Mimo to na pozytywną ocenę publikacji dodatnio wpływają ilustracje, utrzymane w stonowanych kolorach (dominują żółcienie, brązy i fiolety) i świetnie nakreślone ręką autora. Przeciwwagą dla niezbyt porywającej warstwy słownej są kolejne kompozycje graficzne, pokazujące to, czego nie można wyczytać z książki. Już na pierwszej rozkładówce w oko uważnego obserwatora wpadnie pajęczyna, uwita w przydomowych krzakach. Na kolejnej stronie dostrzec można pod dywanem malutką główkę pająka (choć w tekście nie ma o nim mowy), który w pełni ukaże się dopiero na kolejnej stronie. Równocześnie z narastającą paniką Misia – wyrażoną wprost w warstwie werbalnej oraz jasno sygnalizowanej przez obrazek – odbiorca może obserwować pająka spokojnie malującego obraz swoimi odnóżami czy też pijącego herbatkę.

To właśnie opowiedzenie tej samej historii z dwóch punktów widzenia uznać można za największą zaletę książki „Miś ma stracha”. Tego rodzaju zabieg skierowany do kilkuletnich czytelników może nie tylko sprawić przyjemność z odkrywania ilustracji i „ukrytych” na nich elementów, ale też stać się pretekstem do wspólnej rozmowy o innych, krzywdzących stereotypach i wyrozumiałości wobec tego, czego nie znamy.

 

Książka:

Jacob Grant, „Miś ma stracha”, przeł. Michał Rusinek, wyd. Lokator, Kraków 2021.

Proponowany wiek odbiorcy: 3+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.