Szanowni Państwo!
W sobotę we Francji na ulicę wyszło 200 tysięcy osób – niemal dwa razy więcej niż podczas pierwszych protestów przeciwko przepustkom zdrowotnym, czyli rozwiązaniu polegającym na wprowadzaniu selektywnych ograniczeń w dostępie do „miejsc kultury i rozrywki” dla osób niezaszczepionych. Od 9 sierpnia obowiązek okazania certyfikatu szczepienia będzie tam obowiązywał także w sklepach, restauracjach i kawiarniach, a nawet pociągach. Według sondaży opinii publicznej demonstracje popiera 40 procent francuskiego społeczeństwa. Podobne regulacje obowiązują także we Włoszech, w Grecji czy Portugalii.
W Polsce dyskusje nad wprowadzeniem tego typu ograniczeń trwają. Żadne decyzje jeszcze nie zapadły, ale grupom antyszczepionkowym wcale nie przeszkadza to w „rozszerzaniu” swojej działalności o akty wandalizmu i przemocy. Jak skomentował Komendant Główny Policji, gen. insp. Jarosław Szymczyk: obserwujemy eskalację niezwykle brutalnych i wręcz bandyckich zachowań środowisk antyszczepionkowych.
Tydzień temu „Polskie Żółte Kamizelki” próbowały wtargnąć do punktu szczepień w Grodzisku Mazowieckim. Doszło tam do szarpaniny z ochroną. W nocy z niedzieli na poniedziałek w Zamościu podpalono mobilny punkt szczepień i siedzibę sanepidu w Zamościu. Minister zdrowia Adam Niedzielski uznał to za „akt terroru wobec państwa”.
Czy w kwestii grup antyszczepionkowych mamy do czynienia z niewielką, ale bardzo głośną mniejszością? Otóż w Polsce liczby mają się podobnie jak we Francji – według badania United Surveys dla Wirtualnej Polski 41 procent badanych Polaków uważa, że niezaszczepionych nie powinny spotykać żadne ograniczenia. Podobnie w sondażu SW Research dla „Rzeczpospolitej”: 40,9 procent uważa, że w przypadku czwartej fali pandemii obostrzenia powinny obejmować wszystkich jednakowo – niezależnie od tego, czy się zaszczepili, czy nie.
O przyczynach rosnącego od dawna ogólnego lęku przed szczepionkami pisaliśmy już wielokrotnie. W grudniu ubiegłego roku w rozmowie z „Kulturą Liberalną” genetyczka dr hab. med. Anna Wójcicka na naszych łamach tłumaczyła, jak działają szczepionki różnego typu, rozwiewając często powracające wątpliwości na temat badań klinicznych, a Emilia Kaczmarek z naszej redakcji pisała o tym, jak mówić o szczepieniach na covid, aby nie nakręcać lęku, a jednocześnie zachować przestrzeń dla uzasadnionych wątpliwości i pytań.
Obawy i wątpliwości te wydawały nam się do pewnego stopnia zrozumiałe pod koniec ubiegłego roku, gdy szczepionki zaczynały dopiero być dopuszczane do użytku, a recesja gospodarcza spowodowana pandemią nie była powszechnie odczuwana. Teraz jednak – po półtora roku pandemii – wydawałoby się, że wszystkim nam powinno w równym stopniu zależeć na powrocie do „normalności”. A będzie on możliwy tylko przez osiągnięcie tak zwanej odporności stadnej, którą eksperci szacują jako wyszczepienie (lub przechorowanie) koronawirusa na poziomie 60–70 procent populacji.
W Polsce w pełni zaszczepiona jest obecnie prawie połowa populacji (46 procent), ale liczba wykonywanych szczepień spada z dnia na dzień. Grecja, Hiszpania, Portugalia, Włochy, Niemcy i Francja są na dobrej drodze, aby przekroczyć próg 60 procent zaszczepionych osób. W Polsce kolejne punkty planują zamknięcie swoje działalności, a niewykorzystane szczepionki piętrzą się w szpitalnych magazynach.
„Jeśli w Polsce dotrzemy do momentu, gdy szczepionki będą masowo zalegać w przychodniach, rząd będzie zmuszony rozbudowywać system zachęt. Na jego końcu będzie coś w rodzaju «500 plus» za zaszczepienie się, na przykład w ciągu danego miesiąca”, pisał Jarosław Kuisz.
Musimy jednak odpowiedzieć na pytanie, czego tak naprawdę się boimy. Czy brakuje nam zaufania do rządzących czy może do jakości opieki zdrowotnej? A może po prostu – pomimo życzliwych gestów, takich jak szycie maseczek i przynoszenie zakupów seniorom – wcale nie rozumiemy idei solidarności społecznej?
O tym Aleksandra Sawa rozmawia z socjolożką prof. Małgorzatą Jacyno, która tłumaczy, że „od trzech dekad społeczeństwa europejskie są regularnie poddawane szczepieniom przeciwko dobru wspólnemu i wszelkim przejawom kolektywizmu. Nasz indywidualizm nie spadł z nieba – cały czas jest podtrzymywany przez określone polityki publiczne. A skoro prowadzi się indywidualizujące polityki publiczne, to jednostki stają się głuche na argumenty odwołujące się do «archaicznych» idei – wspólnoty czy solidarności”.
Z kolei Karolina Wigura i Katarzyna Kasia mierzą się z pytaniem, dlaczego powinniśmy wprowadzić ograniczenia dla niezaszczepionych i czy da się takie rozwiązanie pogodzić z myślą liberalną. W Polsce, tak jak i we Francji, duża część osób, które są przeciwko takim rozwiązaniom, jest związana z partiami czy środowiskami, które określają się jako „wolnościowe” – na przykład Konfederacją. Na ustach protestujących są hasła o wolności, autonomii jednostki, a nawet sprzeciwianiu się „segregacji”.
Na ten „wolnościowy” argument członkinie naszej redakcji odpowiadają tak: „w żadnym argumencie filozoficznym leżącym u podstaw liberalizmu nie ma mowy o tym, aby wolność indywidualną traktować jako dobro, którego nie da się w żaden sposób ograniczyć. Liberał nie koncentruje się na maksymalizacji wolności indywidualnej jako takiej, ale raczej na ciągłej reinterpretacji tego, co znaczy zasada «jak najmniej szkodzić», na ciągłym określaniu granic wolności jednostek, tak aby wzajemnie się nie krzywdziły. Granice te nie są dane raz na zawsze, ale zmieniają się, ponieważ bezustannie zmienia się nasz świat”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja