Liberalna ironia – była, ale już jej nie ma. Postawa ironiczna była przejawem świadomości, że mój słownik jest przygodny, że mógłby być inny – mogłem urodzić się w innym miejscu, w innej rodzinie, w innym plemieniu. Oznacza to, że przygodne są również nasze instytucje polityczne – ich źródłem jest historyczny przypadek, szczęśliwy traf.

Świadomość ironiczna miała pewną zaletę polityczną. Pomagała zrozumieć, że nie istnieje coś takiego jak demokracja skonsolidowana, nie istnieje bezpieczna podstawa demokracji liberalnej – ponieważ instytucje polityczne zawsze cechuje kruchość. Jeśli mają trwać, trzeba stale dbać o to, aby utrzymać je w dobrej formie.

Jednak liberalna ironia zdezaktualizowała się z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, ironia wymaga stabilnego tła politycznego, którego już nie ma. Dystansować się można jedynie od tego, co jest moje – od własnej rodziny, partii politycznej, własnego kraju albo kultury. Ironiczni liberałowie mogli dystansować się od teoretycznej podbudowy demokracji liberalnej w postaci filozofii oświecenia, ponieważ oświecenie było ich domem.

Tymczasem ani demokracja liberalna, ani filozofia oświecenia, nie istnieją już jako stabilne punkty odniesienia. Czego zatem miałaby dotyczyć postawa ironiczna? Dystansowanie się od tego, co obce, wyraża obojętność albo wrogość. Jeśli jesteśmy obojętni wobec polityki, która staje się w większej mierze nieliberalna, to przyjmujemy po prostu postawę autorytarną. Jeśli wyrażamy wrogość wobec autorytaryzmu – to odkładamy ironię na wieszak i bierzemy udział w konflikcie politycznym. W obu przypadkach liberalnej ironii już nie ma.

Po drugie, we współczesnej sferze publicznej jest sporo informacyjnego chaosu, co służy autorytarnym politykom. Jest wiele wersji wydarzeń, niejasności interpretacyjnych albo wątpliwości w kwestii tego, co jest rzeczywiste – pewnie zbyt wiele, żeby miało sens dokładanie do tego kolejnej cegiełki. Powoduje to zwiększoną potrzebę bezpieczeństwa – porządkowania świata.

Oznacza to, że w miejsce postawy ironicznej – trzeba po prostu mówić prawdę. A może nie tyle „po prostu” – lecz w sposób jasny i pełen wrażliwości. Niektórzy twierdzą, że jeśli ludzie ulegają iluzjom albo dezinformacji, to należy głośno powiedzieć „brutalną prawdę” albo „niepoprawną prawdę”. Ale takie twierdzenie daje ludziom skłonnym do patosu jedynie pretekst do brutalności albo niepoprawności. Prawda nigdy nie jest sama w sobie brutalna ani niepoprawna – to sposób jej wyrażenia może być albo czuły na emocje innych ludzi, albo gburowaty. Niemiecki teoretyk demokracji Jürgen Habermas miał rację, gdy pisał, że rozum nie narzuca ludziom norm przemocą, lecz wyraża się w języku mającym ścisły związek z wierzeniami oraz słownikami uczestników sytuacji komunikacyjnej.

Memy nie zbudują demokracji

Prawniczka Sylwia Gregorczyk-Abram z organizacji „Wolne Sądy” napisała niedawno słusznie, że „śmieszniutkie memy nie uratowały jeszcze żadnej demokracji. Za to protesty i niezgoda tłumu potrafi zmieniać bieg historii”. Ironia jest raczej prywatna, pasywna, refleksyjna, podczas gdy porządek polityczny regulują publiczne normy działania. Zmiana polityczna wymaga wysiłku fizycznego.

Ironia szuka sobie zatem nowego miejsca w życiu społecznym. Po pierwsze, nikt nie lubi ludzi śmiertelnie poważnych. Przenosi się więc do klubów ironicznych – wspólnot interpretacyjnych, w których istnieje niewypowiedziane założenie co do stabilności tła politycznego w węższym niż dotąd zakresie: w obrębie członków klubu. Wciąż będą zatem istnieć miejsca, w których kaczyści śmieją się z Jarosława Kaczyńskiego, zaś antykaczyści śmieją się z Donalda Tuska – jedni i drudzy zdają sobie sprawę z przygodności wojny polsko-polskiej, jednak nie zawsze pozwalają sobie na ironię w sferze publicznej, ponieważ ma w niej miejsce ważny konflikt polityczny (niemniej, jeśli ktoś głęboko wierzy w Jarosława Kaczyńskiego albo Donalda Tuska, to prawdopodobnie nie wykształcił przesadnie rozwiniętego zmysłu ironii).

Po drugie, nie ma powrotu do przeszłości. Jak pisał angielski filozof John Gray, „ponowoczesna kondycja, w której współistnieje wiele prowizorycznych perspektyw pozbawionych jakichkolwiek racjonalnych czy transcendentnych podstaw bądź jednoczącego je światopoglądu, jest naszą kondycją […] i udawanie, że jest inaczej, niczemu nie służy”. Świadomość ironiczna ogółem wygrała, po prostu zawarła koalicję z postmodernistyczną prawicą.