Pandemia i maszyna państwa
Najsłynniejszą definicję stanu wyjątkowego i zarazem suwerenności politycznej stworzył Carl Schmitt, pisząc, że ten, który decyduje o stanie wyjątkowym, ten jest prawdziwie suwerenny. W decyzjonizmie Schmitta stan wyjątkowy to święto prawdziwej woli politycznej, to przywrócenie absolutnej dominacji czystej polityki nad krępującym ją systemem prawa demokracji liberalnej, która według niego odpowiada za szkodliwą podmianę polityki na prawo.
W nowoczesnych państwach Zachodu ten moment jest już całkowicie okuty przepisami, zwykle zapisanymi w konstytucjach, ściśle definiującymi, kiedy władza może wprowadzić stany nadzwyczajne. Stały się one rodzajem polisy ubezpieczeniowej dla nowoczesnego państwa i jego mieszkańców. Wprowadzenie stanu wyjątkowego miało za zadanie jak najszybsze poradzenie sobie z zagrożeniem i przywrócenie status quo ante, czyli pełnię praw obywatelskich. Tym samym zniknęło na pewien czas napięcie między praworządnym państwem demokracji liberalnych a absolutną politycznością zwróconą przeciw temu ładowi w sytuacjach skrajnych.
Okres pandemii spowodował prawdziwy wysyp różnego rodzaju stanów wyjątkowych, ale co ciekawe, nie zawsze formalnych. W pandemii niektóre państwa nie tyle uciekały się do tego narzędzia, ale wprowadzając szereg restrykcji obwarowanych karami i policyjnym nadzorem, wymuszały odpowiednie zachowanie obywateli, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby. Było to wymuszenie sięgające najgłębszych pokładów ludzkiej wolności – prawa poruszania się, spotykania innych ludzi, możliwości wyrażenia sprzeciwu wobec władzy politycznej. W Polsce krytyka takich rozwiązań („ustaw antycovidowych”) polegała na żądaniu wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, by uniknąć obchodzenia prawa i woluntaryzmu władzy w odbieraniu praw obywatelskich (jak choćby prawa do zgromadzeń publicznych).
Na drugim biegunie pojmowania stanów wyjątkowych jest pogląd najwybitniejszego włoskiego filozofa Giorgio Agambena, który w stanach wyjątkowych widział odarcie społeczeństwa ze wszystkiego, co je chroni przez władzą – z całej „formy” praw, podmiotowości, kultury i socjalizacji. W warunkach stanu wyjątkowego człowiek staje się wobec władzy „nagi”, niczym niechroniony, zostaje zredukowany wyłącznie do swojego biologicznego bytu i wydany na łaskę sił anonimowej maszyny państwowej. Agamben przestrzegał przed powolną ewolucją współczesnych państw w stronę stanów wyjątkowych jako powszechnie akceptowalnej formy rządzenia, a nie jako wyjątku. I kiedy wybuchła pandemia we Włoszech, ku zaskoczeniu i oburzeniu wielu, przeciwstawiał się wprowadzaniu obostrzeń antycovidowych, które według włoskiego filozofa niszczą to, co najbardziej ludzkie: przyjaźnie, kontakty, relacje. To, co działo się w Europie pandemicznej, zdawało się potwierdzać jego najgorsze przypuszczenia.
Porządek i anarchia
W ujęciu Schmitta stan wyjątkowy jest dobry i służy przede wszystkim państwu, bez którego pogrążamy się w odmętach anomii i przemocy. W ujęciu Agambena jest zawsze zły i odziera nas ze wszystkiego, co stanowi o człowieczeństwie. Ale poza tymi teoretycznymi konstruktami wyłania się na naszych oczach zupełnie nowa praktyka. Jest ona połączeniem sił wydawałoby się niepołączalnych, zawsze antagonistycznych. Nie do pomyślenia była przecież dotąd sytuacja stanu wyjątkowego z równoczesną anarchią obejmującą coraz większe obszary życia społecznego.
W Polsce mamy w głowach stan wojenny 1981 roku, totalny, likwidujący wszelkie możliwości oporu, nie mówiąc już o anarchizacji społecznej. Tymczasem ta nowa forma stanów wyjątkowych w pandemii, ale i wobec zagrożeń nielegalną migracją i falą uchodźców, jest zupełnie niepodobna do tamtego wzoru, zarówno u nas, jak i w całej Europie. Gdzieś przy granicy wprowadzono stan wyjątkowy, państwo zawiesiło prawa obywatelskie, zakazało tam wolności opinii publicznej (zakaz wjazdu mediów), a w tym samym czasie na konferencji w Karpaczu urzędnik państwowy Ministerstwa Zdrowia jest lżony i szarpany przez antyszczepionkowców, bez jakichkolwiek konsekwencji dla sprawców. Mamy paszporty covidowe i obostrzenia wobec niezaszczepionych, a równocześnie wielotysięczne manifestacje ludzi nieprzyjmujących do wiadomości faktu pandemii i zagrożeń, które niesie, wręcz opętanych nienawiścią do „morderców z big pharma”. Walki uliczne w Paryżu między antyszczepionkowcami i nacjonalistami, przy braku reakcji służb porządkowych. Państwa formalnych i nieformalnych stanów wyjątkowych i wkradające się coraz większą liczbą anarchiczne incydenty, sprzeczne z jakąkolwiek logiką schmittiańskiego porządku wprowadzonego wolą suwerennej władzy. Jest nam coraz trudniej odpowiedzieć jednoznacznie na proste pytania: gdzie w tym świecie są nieprzekraczalne prawa, a gdzie ich nie ma, gdzie się kończy władza rządów nad obywatelami albo gdzie jest anarchia, a gdzie jest ład stanów wyjątkowych?
Niedawno brytyjski „Spectator” zauważył, że Rząd Jej Królewskiej Mości zaczyna ingerować w stosunki pracy firm prywatnych (naciskając na wycofywanie się ze zdalnej pracy w firmach prywatnych). To ani pracownicy państwa, ani własność państwa, ani prawnie państwu nic do tego, a jednak to robi. I to się dzieje w anglosaskim kraju będącym wzorem dbałości o prawa własności i ojczyzną liberalizmu. W tej samej Wielkiej Brytanii rząd Szkocji zwrócił się do Londynu, by uzyskać pomoc wojska dla załamującego się w pandemii systemu ratownictwa. Na drugim końcu Europy, w Warszawie, wojsko ratowało rozpadający się system pogotowia ratunkowego (bez udziału pandemii). Coraz częściej wojsko klajstruje niewydolność systemów cywilnych.
Nowa forma rządów?
Połączenie stanów wyjątkowych z postępującą anarchią lub/i załamywaniem się segmentów cywilnego państwa wydaje się coraz wyraźniej zaznaczającym się trendem. Widać to szczególnie na półperyferiach Zachodu – na przykład w Polsce czy na Węgrzech. Litwa w ciągu roku zafundowała sobie już dwa stany wyjątkowe – jeden pandemiczny, drugi wobec kryzysu granicznego. Na Ukrainie od lat trwa „stan zagrożenia terrorystycznego”, czyli wojna w Donbasie. Naprawdę niewiele trzeba, by ta forma rządów stała się normą, a nie wyjątkiem. Może jest tak, że współczesne państwa stają się coraz bardziej bezradne wobec wyzwań, przed którymi stoimy. Im dłużej trwa presja zagrożenia, tym bardziej społeczeństwa się dzielą, a władze uciekają się do nadzwyczajnych działań, które nic nie zmieniają – przede wszystkim nie obniżają lęku przed zagrożeniem. Rządy postępujące coraz bardziej bezprawnie i rządzeni coraz bardziej anarchiczni – oto obraz początku drugiej dekady XXI wieku.
Jeśli jest tak w pandemii, czy też w wskutek naprawdę niewielkiego kryzysu granicznego, to jak będzie wyglądać wydolność państw w sytuacji narastającej katastrofy klimatycznej lub wieszczonego od dawna napływu kilkudziesięciu milionów migrantów do Europy? A jak w sytuacji pełnoskalowego konfliktu zbrojnego? W tych miesiącach możemy zobaczyć, że nie tylko pojedynczy ludzie mogą stać się „nadzy” wobec nadzwyczajnych działań władz, jak to opisywał Agamben, ale całe państwa stają się coraz bardziej „nagie”, czyli odarte z przynależnego im od wieków nimbu skuteczności i ratunku. Na końcu tej ewolucji możemy mieć do czynienia z „władzą samą dla siebie”, czyli taką, która wprawdzie sprawnie kontroluje to, co jest jej niezbędne do trwania, ale zarazem jest coraz bardziej obojętna na wszystkie inne potrzeby. Obywatele zatomizowani w coraz węższych bańkach społecznościowych stają się już niezdolni do usunięcia takiej władzy.
Jeśli ktoś nadal wierzy, że klasyczna władza państwowa uzbrojona w stan wyjątkowy jest lekiem na zagrożenia i rozkład społeczny, zawiedzie się srodze. Być może nie ma już takich państw i takiej władzy. Tylko jeszcze tego nie widzimy albo nie chcemy zobaczyć.