W Konfederacji dzień jak co dzień. Janusz Korwin-Mikke broni Władimira Putina, Grzegorz Braun pomaga antysemitom, zaś Artur Dziambor wspiera antyszczepionkowców. Pierwszy z nich stwierdził, że „nie ma dowodu na to, że Putin jest współodpowiedzialny za kryzys na granicy polsko-białoruskiej”. Drugi poręczył w sądzie za organizatorów antysemickiego marszu w Kaliszu. Trzeci przerwał konferencję prasową posłów PiS-u, żeby powiedzieć, że chcą wprowadzić „obrzydliwą segregację” – w związku z ich propozycją, żeby pracodawca mógł dowiedzieć się, czy pracownik jest zaszczepiony na covid.
Oczywiście, jak na standardy konfederatów nie jest to nic nadzwyczajnego. Korwin-Mikke niedawno odwiedził sklep w samych majtkach, Braun krzyczał do ministra Niedzielskiego, że „będzie wisiał”, a Dziambor narzekał na króliczycę Lolę w nowej wersji filmu animowanego „Kosmiczny mecz”, która ma mniejsze piersi niż w oryginale i ogółem wygląda bardziej jak królik.
Wszystko to brzmi dość kuriozalnie, ale warto odnotować w tym kontekście dwie poważne sprawy. Po pierwsze, istnieje dość popularne podejście, zgodnie z którym wystarczy pośmiać się z Korwina czy Brauna, bo przecież „nie trzeba brać ich słów zbyt poważnie”. Nawet Krzysztof Bosak zwykle komentuje wypowiedzi Korwin-Mikkego z przymrużeniem oka. Nic więc dziwnego, że kiedy Konfederacja z oficjalnego profilu twitterowego skomentowała mój wpis w sprawie postawy ich posłów w ostatnich dniach, to pominęła sprawy Korwina oraz Brauna, a odniosła się wyłącznie do sprawy Dziambora – z sugestią, że wcale nie wspiera on antyszczepionkowców. Ale ignorowanie faktów nie może zmienić rzeczywistości. Jeśli ktoś wierzył, że Konfederacja jest formacją zdroworozsądkowych wolnorynkowców, to mógł przekonać się, że niekoniecznie. Jeśli głosujesz na „wolnorynkowców”, to w pakiecie otrzymujesz czułość wobec Putina, antysemitów oraz proepidemików.
Po drugie, można byłoby przyjąć działania Dziambora ze zrozumieniem, gdyby chciał po prostu, żeby wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Jednak taka interpretacja byłaby wiarygodna, gdyby równocześnie Konfederacja zachęcała Polaków do dobrowolnego szczepienia się, działając w zgodzie z zasadą wspólnego dobra. Tymczasem jest wręcz przeciwnie. Jej politycy wielokrotnie podważali zaufanie do programu szczepień. Również kandydat tego środowiska na prezydenta Krzysztof Bosak twierdził, że szczepienie to „sprawa indywidualna” – chociaż trudno poprzestać na takiej ocenie w warunkach pandemii, gdy nasze działania wpływają na bezpieczeństwo innych osób. W rozmowie z Moniką Jaruzelską przyznał zresztą, że sam nie przyjął szczepienia.
A zatem nie sposób powiedzieć, że konfederatom chodzi tak po prostu o przestrzeganie prawa – dużo bardziej racjonalnym wyjaśnieniem jest to, że szeroko uśmiechają się do antyszczepionkowej części wyborców. W Polsce szczepienie na covid przyjęła jedynie około połowa Polaków – a zatem osób niezaszczepionych jest znacznie więcej niż wynosi poparcie Konfederacji, co otwiera pole do poszerzenia elektoratu. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez rząd, najwięcej przeciwników obostrzeń jest wśród niegłosujących oraz wyborców Konfederacji.
Jest to sprawa, która ma duże znaczenie w kontekście walki z pandemią. Tylko w ostatnich dniach minister zdrowia Adam Niedzielski oraz wiceminister zdrowia Waldemar Kraska ogłosili kompletną kapitulację rządu wobec antyszczepionkowców. Pierwszy wyraził się następująco: „Trzeba sobie zdawać sprawę, że u nas pewne środki przymusu nie tylko że są źle odbierane, ale potrafią działać przeciwskutecznie i zniechęcać ludzi, uruchamiać postawę jeszcze bardziej negatywną, czy wręcz agresywną. Ruch antyszczepionkowy w Polsce – z przykrością to muszę powiedzieć – jest stosunkowo silny i w pewnym sensie sprofesjonalizowany”. Drugi stwierdził, że rząd nie planuje wprowadzenia obostrzeń dla niezaszczepionych, ponieważ Polacy „podchodzą do takich obostrzeń z dużą dozą ostrożności” oraz mają w sobie „gen sprzeciwu”.
Jest jasne, że część Polaków nieufnie lub niechętnie podchodzi do szczepionek, a twarde działania administracyjne powinny być ostatecznością. Ale przywództwo polityczne nie polega na tym, żeby w takiej sytuacji schować głowę w piasek. Jak to jest, że rząd potrafi, jak twierdzi, poradzić sobie z wojną hybrydową na wschodzie, ale w sprawie pandemii zadowala się stwierdzeniem: „ruch antyszczepionkowy jest w Polsce stosunkowo silny”?
Wreszcie, w tym kontekście zwraca uwagę jeszcze jedna rzecz, a mianowicie sposób, w jaki antyszczepionkowa część prawicy przedstawia własne postulaty. Otóż Dziambor mówił sarkastycznie, że może zaraz osoby niezaszczepione będą musiały nosić na ramieniu opaski – a tym samym porównywał osoby, które nie chcą przyjąć szczepienia, w wyniku czego umierają tysiące ludzi i nie możemy opanować pandemii, do Żydów, których prześladowano i mordowano na podstawie rasistowskiej ideologii. Konfederaci promują w tym kontekście hasło „segregacji sanitarnej”.
Co ciekawe, w tym samym czasie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówi o „segregacji narodów”. Minister miał spotkanie z unijnym komisarzem do spraw sprawiedliwości Didierem Reyndersem z Belgii, w czasie którego pokazał mu dwie fotografie Warszawy zniszczonej przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej. Jak wyjaśnił Ziobro, „fotografie mają wyraz symboliczny. Pokazują, że Polacy są i będą wrażliwi na zasadę równego traktowania państw, również w UE”. W obu przypadkach zasada jest podobna: zamiast zrobić coś dobrze, nasza prawica chętnie przedstawia się jako odwieczna ofiara.