Kilka dni temu redaktor naczelny „Gazety Bankowej” otrzymał w czasie dorocznej gali Narodowego Banku Polskiego nagrodę dziennikarza ekonomicznego roku (30 tysięcy złotych). W uzasadnieniu podano, że nagroda została przyznana między innymi za projekt „Polskiego Kompasu”. Tymczasem w październiku prezes NBP Adam Glapiński został laureatem głównej nagrody w konkursie „Gazety Bankowej” Polski Kompas 2021. Przypadek? Być może.
To nie pierwszy raz, kiedy obecny prezes NBP zwraca na siebie uwagę nietypowymi praktykami. Swego czasu w mediach karierę robiła sprawa jego „dwórek” na wysokich stanowiskach w banku, których kompetencje były wyjątkowo niejasne, natomiast zarobki wyjątkowo wysokie.
Jednak ostatnio prezesa Glapińskiego znowu jest jakby więcej. Śmiało wkroczył do debaty publicznej w kontekście inflacji. Jak wiadomo, inflacja w Polsce należy obecnie do najwyższych w Unii Europejskiej. W listopadzie wyniosła ona 7,7 procent rok do roku. Część z tego wzrostu wynika z uwarunkowań globalnych, na które Polska nie ma wpływu. Część z polityki banku centralnego.
Prezes Glapiński ma zawsze rację
Jednak prezes Glapiński najwidoczniej wyruszył na misję, która ma wykazać, że jest perfekcyjnym prezesem. A to może być trudne – przynajmniej, jeśli oceniać rzeczywistość na podstawie jego wcześniejszych wypowiedzi, ponieważ komunikacja banku centralnego w sprawie polityki pieniężnej była w ostatnich miesiącach dość chaotyczna.
Mówiąc w skrócie, prezes NBP długo przekonywał, że rosnący poziom inflacji nie zagraża portfelom Polaków, więc nie ma mowy o podnoszeniu stóp procentowych – chociaż można było przynajmniej zapowiedzieć taką możliwość, żeby odpowiednio kształtować oczekiwania rynkowe. Potem mówił, że podwyżki byłyby możliwe jedynie w ostateczności, przy spełnieniu dodatkowych warunków, ale nie należy się tego spodziewać. Jeszcze we wrześniu Glapiński zapewniał, że bank nie ignoruje podwyższonej inflacji, jednak przekonywał, że jest ona przejściowa i bank centralny nie powinien reagować podwyżkami stóp.
Następnie NBP dwukrotnie podniósł stopy procentowe, Glapiński zaczął powtarzać, że bank zrobi „wszystko, co konieczne i możliwe”, aby w średnim okresie inflacja wróciła do celu NBP, a obecnie przyznaje, że podwyższona inflacja nie jest przejściowa. Jak powiedział w czasie wspomnianej gali, „zrobimy wszystko, żeby inflacja trwała jak najkrócej, żeby była jak najłagodniejsza”, przy czym ocenia, że trzeba działać ostrożnie, aby uniknąć wzrostu bezrobocia.
Postmodernistyczny Bank Polski
Ale polityka NBP to jedna rzecz. W tej sprawie możliwa jest racjonalna dyskusja i można zastanawiać się, czy coś dało się zrobić wcześniej albo lepiej. Inna rzecz to komunikacja banku centralnego. A ta wygląda karykaturalnie i trudno powiedzieć, że mogłaby budzić zaufanie do prowadzonej przez Glapińskiego polityki pieniężnej. Opiera się ona na mieszance pompatycznej retoryki oraz wręcz obsesyjnej dbałości o nieskazitelność wizerunku prezesa NBP.
W tym kontekście można wymienić cały szereg dziwnych działań, wypowiedzi oraz tweetów. Wyjątkowo bogatym ich źródłem jest oficjalny profil NBP, który cytuje choćby opinię prof. nauk ekonomicznych Jerzego Żyżyńskiego, że „podważanie autorytetu banku centralnego to sabotaż gospodarczy. Nie wolno takich rzeczy robić”. W listopadzie bank centralny ogłosił emisję banknotu okolicznościowego z okazji… obrony polskiej granicy wschodniej. Z kolei Glapiński przekonuje z okładki „Gazety Polskiej”, że ktoś „chce jego głowy, bo wsparł armię”. Nie brakuje również gaf, których intencją było ukazanie wspaniałości polityki banku centralnego. Na przykład, na łamach wspomnianej „Gazety Polskiej” prezes Glapiński wyraził się następująco: „Stworzyliśmy warunki, bez których uruchomienie tarcz antyinflacyjnych byłoby niemożliwe”. Cóż, przy niższej inflacji rzeczywiście nie byłoby tarcz.
W podobnym duchu wypowiada się ostatnio w sprawie inflacji premier Morawiecki, który opublikował w mediach społecznościowych grafikę wyjaśniającą źródła rosnących cen. Z grafiki wynika, że za inflację odpowiadają Rosja, Unia Europejska oraz covid-19, natomiast rząd broni obywateli za pomocą tarczy antyinflacyjnej. Nie znajdziemy tam informacji, że rosnące ceny energii wynikają również z błędów dotychczasowej polityki energetycznej, przed czym specjaliści ostrzegali od wielu lat.
Ale na tym właśnie polega problem. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że esencją rządu Prawa i Sprawiedliwości jest polityka wizerunkowa – obóz rządzący jest zwykle umiarkowanie przywiązany do rzeczywistości, byle wyszukać jakieś „polityczne złoto”, zrzucić niepowodzenia na opozycję i zagranicę, a własny program przedstawić jako coś wielkiego i wspaniałego. Jednak do tej pory była to logika ograniczona do działania rządu. Można było oczekiwać, że bank centralny stąpa twardo po ziemi. Byłoby niebezpiecznie, gdyby to miało się zmienić.