Wielka góra problemów

W piątek nie brakowało wiadomości politycznych. „Gazeta Wyborcza” ujawniła doniesienia byłego ochroniarza Beaty Szydło, który twierdzi, że funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu zeznający w prokuraturze w sprawie wypadku samochodowego byłej premier z 2016 roku mieli być w zmowie. Wbrew złożonym zeznaniom kolumna samochodów z Szydło miała nie poruszać się na sygnale, co sugeruje odpowiedzialność strony rządowej za wypadek. Władza jednak próbowała zrzucić odpowiedzialność na kierowcę Fiata Seicento, z którym zderzył się samochód rządowy.

Tego samego dnia dowiedzieliśmy się, że na Białoruś uciekł polski żołnierz stacjonujący przy granicy. Białoruska telewizja opublikowała rozmowę, w której opowiada on kompletnie niewiarygodne historie na temat naszego wojska. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak szybko zareagował na Twitterze i ogłosił, że żołnierz miał wcześniej „poważne problemy z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska”. Dodał, że „zażądał wyjaśnień, kto za to odpowiada” – co brzmi nieco dziwnie, gdy pisze to minister odpowiedzialny politycznie za wojsko.

Poznaliśmy również nowe stawki opłat za gaz i prąd. Urząd Regulacji Energetyki poinformował, że ceny gazu wzrosną od stycznia około 40–60 procent. Wzrost okaże się jeszcze większy, jeśli dodać do tego podwyżki z wcześniejszych miesięcy. W przypadku prądu ceny dla odbiorców indywidualnych wzrosną o 24 procent.

Z kolei, w piątek pojawiła się informacja, że jeszcze tego samego dnia możliwe jest głosowanie w Sejmie nad „lex TVN”, które odrzucił wcześniej Senat – mimo że nie było planów takiego głosowania w oficjalnym porządku obrad. Nie minęło kilka godzin, a ustawa uderzająca w TVN została przegłosowana najpierw na komisji sejmowej, a następnie na sali plenarnej. Ustawa powoduje, że amerykańskie Discovery nie może być właścicielem stacji.

Swój głos za „lex TVN” oddał również poseł i wiceminister sportu Łukasz Mejza, który w dalszym ciągu zachowuje stanowisko w rządzie, mimo że – wśród szeregu innych zarzutów – jego firma miała dla pieniędzy oszukiwać rodziców śmiertelnie chorych dzieci, o czym donosiła Wirtualna Polska. PiS potrzebowało w tej sprawie również głosu Pawła Kukiza, który wcześniej ogłaszał, że nie będzie pomagać PiS-owi, jeśli Mejza zostanie w rządzie.

Czy to można przykryć?

Gdy PiS robi coś radykalnego, zwykle pojawia się interpretacja, że partia chce przykryć nowym działaniem jakiś inny problem. Także teraz można było pomyśleć, że PiS szybko wrzuca na agendę sprawę TVN-u, aby odwrócić uwagę od innych spraw. Jeśli jednak przyjąć taką interpretację, to w ostatnich dniach z tych nawarstwiających się problemów mógłby powstać pokaźny kopiec. Bo przecież omówiliśmy pokrótce tylko jeden dzień z życia politycznego.

Zaledwie dzień wcześniej „Gazeta Wyborcza” opisała relację pracowników TVP, ochraniających prezesa Jacka Kurskiego. Według ustaleń dziennika, Kurski miał traktować pracujących dla niego ochroniarzy niczym służących. Mieli oni robić zakupy, odwozić ubrania do pralni, karmić kota, wozić jedzenie jego żonie, a nawet opiekować się jego chorą kucharką. A to wszystko za publiczne pieniądze.

Podobnych spraw można wymienić więcej. Wydaje się zatem bardziej prawdopodobne, że wrzucenie „lex TVN” w cały ten chaos nie powoduje ich przykrycia. Jest raczej tak, że w chaosie rzecz może umknąć opinii publicznej, ponieważ problemów jest tyle, że nie wiadomo już, na czym się skupić. Nie chodzi bowiem o to, aby zamarkować atak na TVN, lecz o to, żeby go przeprowadzić.

Polacy, nic się nie stało

PiS zwyczajowo próbuje zrzucić odpowiedzialność na wrogie siły lub opozycję – co zwykle sprowadza się do tego samego. Przemysław Żurawski vel Grajewski, przewodniczący Rady do spraw Bezpieczeństwa i Obronności u prezydenta Andrzeja Dudy, napisał po prostu na Twitterze, że TVN brał udział w brutalnym ataku na parlament, więc demokratyczne państwo może odmówić koncesji takiej stacji. Premier Morawiecki ostatnio próbował obarczyć Platformę Obywatelską odpowiedzialnością rosnące ceny energii. Związane z PiS-em media mówiły o wrogim „ataku na Mejzę”.

Oto właśnie problem z postmodernistyczną prawicą. Nie chodzi tylko o zwyczajowe posługiwanie się kłamstwem, lecz odmowę komunikacji. Nie chodzi o to, by rozwiązać problem albo wymienić argumenty. Gdy ktoś zostanie przyłapany na kłamstwie albo innej niegodziwości, to z zasady nie ponosi odpowiedzialności. Odpowiedź brzmi: to nie moja ręka. Albo: nie mamy pana płaszcza.

Jednak w niektórych sprawach problemy dotykają ludzi w sposób całkiem bezpośredni – bez udziału opozycji albo mediów. W przypadku inflacji obywatele odczuwają konkretną różnicę w portfelu. W przypadku pandemii ludzie umierają. W tej ostatniej sprawie władza próbuje jeszcze innego manewru. Mówi: Polacy, nic się nie stało.