Michała Turowskiego znamy raczej jako artystę prowadzącego wytwórnię i grającego w kapeli tworzącej muzykę eksperymentalną. Tytułem „Dziadka nie ma” debiutuje jako literat. Zwykle jestem bardzo ostrożna, jeśli chodzi o literaturę pisaną przez muzyków (przykład Tomasza Organka). Trudno jest bowiem przenieść frazę tekstu pisanego do konkretnej melodii na fabułę. Na szczęście Turowski tego nie robi. Od razu przyznaje się czytelniczkom i czytelnikom, że o karierze pisarza marzył od dziecka. Taki nieco ironiczny i nieco sentymentalny ton będzie towarzyszył narratorowi tej książki do samego końca. I o dziwo, nie będzie drażnił.
Wyszywanie pamięci
Turowski-narrator, bo na taki zabieg decyduje się autor, swoje życie i swoją opowieść opiera na podróży. Podróżując lepiej się myśli, ale też sprawniej ucieka od przeszłości, co bohater chętnie robi. Jednak rzeczywistość dopada go w nieco nieoczekiwany sposób. Ukochany dziadek, będący symbolem najlepszych lat – czyli oczywiście dzieciństwa – umiera. A wraz z nim umierają pewne obrazy z przeszłości, które nagle okazują się bardziej wytworem wyobraźni niż faktycznymi zdarzeniami.
Dziadek miał długie i ciekawe życie. Był postacią ważną dla lokalnej społeczności, a w przeszłości pełnił istotne funkcje polityczne w swoim regionie. Ale co tak naprawdę wie o swoim dziadku mały, a dziś dorosły Michał, poza tym, że spędzał u niego prawie każde wakacje w dzieciństwie? Jak pewnie każdy z nas, pamięta konkretne wydarzenia – na przykład pomoc dziadka w wejściu do kina na film dla starszych widzów czy opatrzenie potłuczonych kolan po rowerowym upadku. Resztę musi sobie dopowiedzieć, domyśleć. I bardzo chętnie to robi.
Bo tak właśnie działa pamięć. Do pojedynczych obrazów dokleja historie zasłyszane w późniejszym czasie, opowiedziane przez rodziców, znajomych, sąsiadów. I tak przed oczami narratora jawi się postać idealna, bez żadnych rys i wad. Dziadek doskonały – silny, ale kiedy trzeba wrażliwy, troskliwy, zabawny, ale też surowy, odważny, pomocny, szanowany. Jak zatem sprostać zadaniu niesienia tej spuścizny, skoro sam co rusz się potyka, popełnia błędy, pokazuje słabość?
Sztafeta pokoleń
Świat Nowego Tomyśla, gdzie mieszka dziadek, to świat poukładany, w którym istnieje kodeks, są zasady. Liczą się dobre relacje sąsiedzkie, wzajemna pomoc, ale i zachowanie pozorów. Nie należy dawać innym powodów do plotek. Istnieje także ideał mężczyzny, który ma obowiązki, ale i przywileje. Nie płacze, nie żali się, zawsze daje radę, służy pomocą, zarabia na rodzinę, płodzi dzieci, buduje dom.
Turowski-narrator nie mieści się w tym wzorze. Wynajmuje z partnerką kawalerkę w stolicy, o dzieciach nie myśli, z pracą bywa różnie, a żeby jakoś przetrwać, regularnie odwiedza psychoterapeutę. Co powiedziałby o jego życiu dziadek? Narrator bardzo często zadaje sobie takie właśnie pytanie. Nie zawsze wprost i nie zawsze świadomie. Zarówno dziadek, jak i ojciec marzyli o lepszym życiu dla syna i wnuka. Ale czy właśnie o takie życie im chodziło? A co jeśli ich rozczarował, jeśli nie spełnił pokładanych w nim nadziei? Czy można jeszcze cokolwiek z tym zrobić? Może to właśnie śmierć dziadka powinna stanowić cezurę jego dojrzałości? Może najwyższa pora dorosnąć i wypełnić swoje rodzinne zobowiązania?
Przeszłość wyśniona
Próba opowiedzenia o odejściu dziadka powinna być w zasadzie próbą oswojenia śmierci, zatrzymania pamięci o ważnym, bliskim zmarłym, próbą wybudowania mu skromnego pomnika, na którym mogłaby się rozgościć pamięć o nim. W rzeczywistości okazuje się opowieścią o narratorze, o jego nieprzystawalności.
Turowski w tej książce opowiada przede wszystkim o sobie i momentami jest mu z tego powodu po prostu głupio, do czego chętnie przyznaje się czytelniczkom i czytelnikom. Śmierć jest w końcu tematem, z którego ostatecznie trudno żartować. Owszem, czasem można, ale nie kiedy umiera osoba bliska, a my niesiemy urnę z jej prochami. Wtedy wypada zastanowić się nad kilkoma sprawami, z definicji ważkimi. A co robi bohater? Martwi się o to, żeby się nie potknąć i nie upaść. Już nawet świetnie to sobie wizualizuje. Ostatecznie nie upada, a pogrzeb dziadka jest jednym z wielu. Nie ma w nim nic, co pozwoliłoby go opisać jako szczególny, niemożliwy do zapomnienia.
Taki sam jest też Nowy Tomyśl, który w dzieciństwie jawił się narratorowi jako szczególna kraina niezwykłych przygód, wypraw, o których na pewno nie da się zapomnieć i których nie można z niczym porównać. Teraz traci swoje mityczne właściwości. Powroty rozczarowują. Chodniki, uliczki, sklepiki, które kiedyś były częścią wspaniałej przygody, dziś nie wzbudzają oczekiwanych emocji i wzruszeń.
Ta opowieść jest przede wszystkim o jej autorze, choć dziadek pojawia się jak refren. Zresztą Michał-narrator ma wiele takich osób, przedmiotów i zdarzeń, do których wraca, o czym mówi nam już na samym początku książki. Jest wśród nich choćby stały postój w Lesznie, który był częścią podróży do Nowego Tomyśla. Jadąc do dziadka z rodzicami, zawsze zatrzymywali się w znanym fast foodzie właśnie tam. Dorosły Michał robi dokładnie to samo. Odtwarza znane rytuały z dzieciństwa, wierząc, że w ten sposób ożywi przeszłość. Opowiada nam o mnóstwie drobiazgów ważnych dla niego i jego pamięci, analizuje linię czasową wydarzeń, sprawdza i drąży, bo wydaje mu się, że zrozumienie przyniesie mu jakiś rodzaj ulgi.
Bycie w schemacie, a jednocześnie wyrwanie się z niego, jest dla narratora opowieści ciągłą walką, którą wymusza na nim zmieniająca się rzeczywistość, a tę nie zawsze rozumie i akceptuje. Narrator-Turowski wyrusza w podróż sentymentalną, aby znaleźć dla siebie miejsce w większej całości, a jednocześnie wcale nie chce do niej pasować. Na takich dychotomiach autor buduje tę opowieść zarówno w warstwie fabularnej i emocjonalnej, jak i językowej. Taka jest też jest jego żałoba. Żałoba po dziadku, ale i po straconym dzieciństwie, którego nie da się już odzyskać.
Do samego końca dorosły już Michał wierzy, że wydarzy się coś szczególnego: „Uderzy piorun, zacznie padać listopadowy śnieg, na niebie pojawi się czarna tęcza. Cokolwiek, co wyróżni tę minutę. Nie dzieje się jednak absolutnie nic” [s. 228].
Książka:
Michał Turowski, „Dziadka nie ma”, Instant Classic, Kraków 2021.