Szanowni Państwo!

Czy rząd PiS-u systematycznie oszukuje Polaków? Trudno podejść do takiego pytania, jakby miało zapowiadać chłodną analizę. Niektórzy odpowiedzą: oczywiście, że oszukuje!

Zwrócą zapewne uwagę, że premier Morawiecki nie bez powodu zyskał po stronie opozycyjnej przydomek „Pinokio” – opowiadanie obywatelom bajek ma być wręcz jego znakiem firmowym. Inni – zwolennicy obecnego rządu – mogą przekonywać, że dopiero PiS daje wyraz potrzebom i przekonaniom części Polaków, którzy nie mieli dotąd odpowiedniej reprezentacji. I, jeśli ktoś oszukiwał, to poprzednicy.

A jednak, co może Państwa zdziwić, do tego pytania można podejść również naukowo, w sposób niezależny od konkretnego konfliktu politycznego – tak aby przyjrzeć się nowemu modelowi władzy, który wyłania się na naszych oczach w ostatnich latach. Otóż oszukiwanie – jak wskazuje węgierski konstytucjonalista András Sajó w ciekawej książce „Ruling by Cheating” – można rozumieć nie jako odosobnione przypadki, ale metodę sprawowania władzy w nieliberalnych demokracjach.

O co dokładnie chodzi? Sajó zastanawia się nad znaczeniem praworządności we współczesnych krajach, które odrzuciły tradycyjny konstytucjonalizm i ustrój liberalno-demokratyczny. Zwraca uwagę, że takim reżimom – w odróżnieniu od autorytaryzmów przeszłości – bardzo zależy na utrzymaniu wrażenia, że są demokracjami i panują w nich rządy prawa.

To powoduje, że nieliberalne demokracje nie mogą stosować prawa w sposób dowolny. Prawo krępuje ich ruchy. A jednak chcą one być skrępowane w jak najmniejszym stopniu, ponieważ zasadniczym celem demokracji nieliberalnych jest wzmocnienie i utrzymanie władzy przez rządzących. Dlatego muszą oszukiwać. Nie mogą otwarcie ignorować prawa, a w takim razie muszą pisać nowe i interpretować istniejące prawo w sposób zabezpieczający interesy aktualnej władzy.

Krytycy powiedzą, że tego rodzaju opis działania reżimu nieliberalnego jest zwykłym wyrazem niechęci, ale nie będą mieli racji. Wystarczy przypomnieć serię ustaw o Trybunale Konstytucyjnym, które po objęciu władzy uchwalała Zjednoczona Prawica, a których naczelnym celem było uniemożliwienie orzekania starym sędziom, zwiększenie zaś wpływu na orzekanie sędziów nowych, wybranych przez PiS.

Podobnie jest w przypadku terminu „populizm”. Wbrew zarzutom nieliberalnych polityków i komentatorów, nie jest to pusta obelga, lecz konkretne pojęcie, które próbuje opisać pewną rzeczywistość polityczną. Problem z opisem nieliberalnych demokracji polega po prostu na tym, że jest to zjawisko w niektórych aspektach nowe, dlatego trudno określić je przy pomocy precyzyjnych kategorii.

Jednocześnie istnieje szereg znanych narzędzi intelektualnych, które wydają się dobrze pasować do sytuacji. Sajó odwołuje się w tym kontekście choćby do tradycyjnego terminu „cezaryzm”, którego używa się na określenie porządku, w którym lider rzekomo nawiązuje bezpośredni kontakt z ludem i wyraża jego wolę.

W tym kontekście francuski socjolog Pierre Rosanvallon pisał o wzrastającym prezydencjalizmie współczesnych systemów politycznych, w których – w wyniku niedoskonałości demokratycznej reprezentacji obywateli przez ich przedstawicieli politycznych w parlamencie – rośnie znaczenie władzy wykonawczej, a w szczególności zwiększa się rola przywódcy uosabiającego zbiorowość.

W nowym numerze „Kultury Liberalnej” rozmawiamy ze znakomitymi badaczami na temat teorii i praktyki nieliberalnych demokracji, o których z upływem czasu wiemy coraz więcej.

András Sajó, węgierski profesor prawa konstytucyjnego i były sędzia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem opowiada o koncepcji „rządzenia przez oszukiwanie”, przedstawionej w jego książce pod tym samym tytułem. Prawnik zwraca uwagę na trudności, jakie powoduje praktyka nieliberalnej demokracji z punktu widzenia ideału rządów prawa. Jeśli nieliberałowie próbują stale maskować własne oszustwa, to jak złapać ich na gorącym uczynku i rozliczyć? 

Jak pokazuje autor, „to wielki problem i nie jest przypadkiem, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej miał w tym obszarze ogromne trudności. Wystarczy przeczytać przedstawione przez sędziów rozumowanie w sprawach dotyczących Polski. Musieli oni podjąć poważny wysiłek, żeby przejść od punktu A do punktu B, czyli pokazać, że kwestia polskiego wymiaru sprawiedliwości dotyczy wspólnej europejskiej przestrzeni prawnej”. Sajó wyjaśnia, że nieliberalna demokracja jest u podstaw problemem politycznym, a nie prawnym – a europejscy prawnicy muszą zajmować się nim z tego powodu, że europejscy politycy rzucili im gorący kartofel, którym nie chcieli zajmować się w terminach politycznych.

Jan Kubik, profesor w Instytucie Nauk Politycznych na Rutgers University-New Brunswick, w rozmowie z Jarosławem Kuiszem opowiada o teraźniejszości i przyszłości populizmu. W sprawie jego polskiej wersji przewiduje: „Wszystkie poprzednie populizmy upadały głównie z powodu nieudolności populistów u władzy. Tym razem po raz pierwszy wydawało się, że dadzą sobie radę, ale tak nie będzie. Eksperci, którzy mogliby ich wspomóc swoją ekspertyzą, nie chcą z nimi pracować albo są wyrzucani przez nich z pracy. Zabraknie ludzi na ławce rezerwowych”. 

„Populizm” to termin ograny w debacie publicznej, „oszukiwanie” jest zaś terminem potocznym. Ale to nie szkodzi. Jeśli możemy opisać rzeczywistość za pomocą prostego języka, to nie widać przeszkód, by tego nie czynić. Sztuczka stosowana przez nieliberałów również jest prosta, chociaż trudno udzielić na nią skutecznej odpowiedzi prawnej i politycznej.

Zapraszamy do lektury i namysłu !

Redakcja „Kultury Liberalnej”

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Minerva Studio, źródło: Canva;