Jest pewną ironią, że w nazwie „Polski Ład” pojawia się słowo „ład”. Nowy sztandarowy program Prawa i Sprawiedliwości może się podobać albo nie, ale akurat trudno powiedzieć, żeby w wyniku jego działania porządek w kraju stawał się większy. Przeważająca liczba Polaków nie ma pojęcia, jakie podatki zapłaci w 2022 roku.
Oczywiście, PiS dostrzega problem. Na dziurawy program nalepiane są więc kolejne łaty – w rodzaju tak zwanej ulgi dla klasy średniej – gdy tylko okazuje się, że wprowadzone zmiany powodują nieprzewidziane albo budzące sprzeciw społeczny konsekwencje. Jednak te kolejne wersje „Polskiego Ładu” niekoniecznie powodują, że sytuacja staje się jaśniejsza.
Osiągnięciem bodaj szczytowym, a jednocześnie ujawniającym pewną desperację rządzących, było ogłoszenie poczynione przez premiera Morawieckiego na piątkowej konferencji prasowej. Otóż, szef rządu stwierdził, że jeśli ktoś zarabia poniżej 12 800 złotych brutto miesięcznie, a według nowego systemu musiałby zapłacić wyższy podatek niż na wcześniejszych zasadach, to będzie mógł rozliczyć się na zasadach z 2021 roku.
Trzeba przyznać, że takie rozwiązanie brzmi dziwnie! Tym sposobem mamy w Polsce równocześnie dwa systemy podatkowe. Co dalej? Czy będzie ich więcej? Czy w Polskim Ładzie 2.0 będzie można rozliczyć się zgodnie z przepisami obowiązującymi w dowolnym momencie po 1989 roku? Czy w przyszłości każdy obywatel będzie mieć swój system podatkowy?
Ale i mówiąc serio, nietrudno wyobrazić sobie, że z dualizmu podatkowego może wynikać szereg praktycznych problemów, z którymi będą musieli radzić sobie poirytowani obywatele, a także pogubione urzędy skarbowe. Co więcej, przecież wcale nie musiało tak być. Rząd nie musi działać w sposób pospieszny, chaotyczny, niezrozumiały i nieprofesjonalny. Cały problem bierze się z tego, że PiS chciało wprowadzić w pośpiechu nowy program z powodów partyjnych, aby zyskać przychylność wyborców.
Obok wątpliwości praktycznych jest coś więcej. Marcin Kędzierski z Klubu Jagiellońskiego ma rację, gdy pisze, że w ten sposób rozpada się państwo: „Do dualizmu systemu prawnego premier zapowiada dołożenie dualizmu systemu podatkowego. Mamy już dualny system edukacji i dualny system ochrony zdrowia. Żadne królestwo wewnętrznie sprzeczne nie może się ostać, tak tylko przypomnę. Mamy już dwa systemy prawne”.
Chociaż PiS dużo mówi o suwerenności i sile Polski, to trudno dojrzeć, jakim sposobem jego działania miałyby służyć tym celom. Jest zdumiewające, że właśnie w obecnych warunkach, w czasie największej fali pandemii, w obliczu obaw związanych z podwyższoną inflacją, rząd – zupełnie z własnej inicjatywy! – dodaje do tego chaos podatkowy.
Jakie jest tego znaczenie w praktyce politycznej? W sprawie Polskiego Ładu opozycja może wpaść w pułapkę, o czym wspominał ostatnio socjolog Marcin Duma. Oczywiście, sposób uchwalania reform przez PiS urąga wszelkim rozsądnym standardom. Jak ostrzega jednak Duma, jeśli okaże się – a prawdopodobnie tak się okaże – że większość ludzi zyska finansowo na Polskim Ładzie, to opozycyjna krytyka tego programu może pójść niczym para w gwizdek. W niekorzystnym dla opozycji scenariuszu zużyje ona wiele energii i kilka miesięcy na naśmiewanie się z programu – i nie osiągnie w ten sposób niczego konkretnego albo wręcz straci, skoro będzie krytykować rozwiązanie, na którym ludzie skorzystają.
Co prawda, w interesie opozycji działa okoliczność, że chaos wokół Polskiego Ładu składa się w całość z chaosem związanym z ogłoszeniem nowych cen energii, a także z niepewnością wynikającą z podwyższonej inflacji. Odpowiedzialnością rządu jest w takiej sytuacji stabilizowanie sytuacji. Opozycji służy zatem ukazywanie rządu jako nieodpowiedzialnego i chaotycznego. Jednak równocześnie musiałaby ona przedstawiać się jako siła stabilizująca, która jest zdolna do zastąpienia bezradnej władzy.
W tym miejscu pojawia się problem. Jak wynika z niedawnego sondażu IBRiS-u dla „Rzeczpospolitej”, jedynie 25 procent Polaków wierzy, że opozycja jest gotowa do przejęcia władzy. Tym sposobem wraca osławiona kwestia programu politycznego, którego niektórzy domagają się od Platformy Obywatelskiej, a inni odmawiają tej sprawie znaczenia.
W sprawie tak zwanego programu niekoniecznie chodzi o to, żeby opozycja dysponowała rozległym pakietem rozwiązań ustawowych do wprowadzenia zaraz po wyborach – chociaż w kwestiach takich jak naprawa praworządności będzie to niezbędne, aby w razie przejęcia władzy nie powstał chaos gorszy niż obecnie. Chodzi natomiast o zrozumiałą i odpowiedzialną filozofię rządzenia, która daje poczucie bezpieczeństwa; poczucie, że jeśli opozycja przejmie władzę, to nie stanie się nic złego.