„Gierek” pobudził publicystów do wyrażenia opinii o prawdzie historycznej i wartościach artystycznych zawartych w produkcji, którą negatywnie oceniają krytycy od prawa do lewa. Teksty na ten temat są pełne gniewu na to, że to rzecz tak zła i manipulatorska. Recenzenci są rozgniewani, chociaż spodziewali się tego, co dostali, przynajmniej od czasu, gdy zobaczyli zwiastun filmu.
Tak samo znęcano się nad filmem „Smoleńsk”. Wywołał gorącą debatę, chociaż był toporny, źle zagrany, nakręcony według jednowymiarowego scenariusza dostosowanego do jednej, manipulującej wizji wydarzeń. Jednak „Smoleńska” nie można było przemilczeć, w tym przypadku zainteresowanie było oczywiste. Tragedia pasażerów tupolewa miała doniosłe konsekwencje dla państwa. To od niej zaczęła rosnąć polaryzacja, która w efekcie doprowadziła do politycznej zmiany. Film, który miał premierę mniej więcej rok po dojściu PiS-u do władzy, utrwalał ją, był cegiełką w budowanej świadomości społecznej.
W przypadku „Gierka” takiego uzasadnienia nie ma. Temat jest, owszem, wart opowiedzenia na nowo, jednak nie ma tak doniosłego znaczenia dla współczesnej Polski, jak katastrofa smoleńska. Edward Gierek był fenomenem, jednak do dziś nic ważnego po nim nie zostało, jeśli nie liczyć długów, które Polska spłacała jeszcze za rządów Donalda Tuska.
Jednak spierając się o film o nim, spieramy się nie tylko o interpretację polskiej historii najnowszej, ale o sprawy jak najbardziej aktualne. O Polskę solidarną i Polskę liberalną. To o tym jest ten film, przy czym Polskę solidarną reprezentuje serdeczny, dobroduszny Gierek, a Polskę liberalną Wojciech Jaruzelski, zło wcielone, dybiące na Polskę solidarną jak jakiś Balcerowicz, który zresztą też jest w filmie obecny i też chce dzieło sekretarza zepsuć terapią szokową.
Jest to więc film o PiS-ie i liberalnych elitach III RP. O to, kto ma rację w ocenie najnowszej historii naszego państwa i wizji jego przyszłości.
Gierek przywrócony
„Bez Gierka nie weszlibyśmy tak szybko do Unii Europejskiej” – mówi w wywiadzie dla portalu Interia syn Edwarda, Adam Gierek, były wiceprzewodniczący Unii Pracy i były europoseł związany z grupą Postępowych Socjalistów i Demokratów. Skąd ta teza? „Dzięki Gierkowi mieliśmy kontakty ze światem, a Polacy inaczej oceniali Zachód. Za Gierka to przestała być taka żelazna kurtyna, jak przedtem. Otwarcie na Zachód w latach 70. zbliżyło nas do późniejszej Unii Europejskiej” – odpowiada Adam Gierek Piotrowi Witwickiemu.
Idąc tym tropem, można by się zastanowić, kto więc zainteresował Zachodem Czechów, którzy weszli do UE tego samego dnia, co my? Pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji Aleksander Dubček, współautor praskiej wiosny, stłumionej później krwawo przez wojska Układu Warszawskiego? A może Habsburgowie, którzy wcielili Czechy do wielkiego cesarstwa austriackiego, dając im tym samym możliwość życia w światowym mocarstwie? Trudno odgadnąć.
Adam Gierek dalej opowiada, że ojca „bolały szokowe reformy, nie mógł patrzeć na to, jak likwiduje się w Polsce przemysł”. Liczy na to, że młodsi pójdą do kina i dowiedzą się, jak było, bo starsi pamiętają. Pamiętają też „likwidację 1670 dużych zakładów pracy po 1989 roku”. Im dłużej się czyta ten wywiad, tym bardziej nie lubi się liberałów.
Diagnozuje: „Jeżeli teraz się nic nie zrobi, to może być tak, jak z Eugeniuszem Kwiatkowskim, który modernizował polski przemysł. Czy ktoś dziś o nim pamięta?”.
Film o Edwardzie jest zresztą dokładnie taki, jakby to jego syn pisał scenariusz.
Wszystko by się udało, gdyby nie ci wścibscy liberałowie
Twórcy z resztą przyznają, że prowadzili własny research, a Adam Gierek był jednym z ich źródeł. Snują historię, w której dobry, wrażliwy na potrzeby społeczne, przeciwny strzelaniu do strajkujących robotników, skromny polityk realizuje swoją wizję modernizacji państwa. Poprawia poziom życia obywateli, buduje hutę, fabryki w takim tempie, że nie nadąża zaszczycać swoją obecnością wszystkich otwieranych inwestycji. W jednej ze scen nie przyjmuje telefonicznego zaproszenia na otwarcie Portu Północnego w Gdańsku, bo otwiera w tym czasie Dworzec Centralny w Warszawie, ale już na otwarcie rafinerii obiecuje przyjechać.
Intryguje Jaruzelski (chociaż w filmie nazwisko nie pada, to poznajemy go po funkcji, specyficznym mlaskaniu i okularach), a ekonomiści podcinają skrzydła. Zupełnie jak przedstawiciele Polski liberalnej, którzy po 1989 roku mówili o terapii szokowej, zaciskaniu pasa, a potem tylko o tym, że państwa nie można zadłużać. Aż przyszedł Gierek, przepraszam, Kaczyński i pokazał, że można dać ludziom 500 plus, dodatkową emeryturę i Polski Ład. A jeśli coś w nich nie działa, to dlatego że pod dobrodusznym politykiem z wizją wciąż ciągle kopie dołki Polska liberalna, tak jak Tusk, który w prawicowej narracji winien jest wysokich cen prądu.
Pełen obraz: socjal i partia
Prawdziwy, niefilmowy Gierek owszem inwestował, dał Polakom Pepsi, szynkę i Pewexy. Modernizował, poprawiał ludziom byt, nie patrząc przy tym na koszty. I był wyrachowanym partyjnym dygnitarzem, a nie dobrodusznym przywódcą ze zdjęć. Reprezentował i współtworzył system przemocy, łamania praw obywatelskich. System, w którym milicja biła i aresztowała, a sądy skazywały protestujących robotników w Radomiu i Ursusie. Nie można ocenić tej postaci w oderwaniu od tamtego, przemocowego kontekstu.
Kaczyński, który hojnie rozdaje publiczne pieniądze i uśmiecha się ze zdjęć, też reprezentuje stworzony przez siebie system, w którym łamie się prawa obywatelskie, podporządkowuje policję, prokuraturę i sądy władzy i bije demonstrujące osoby. Oczywiście nie na taką skalę jak w Radomiu. Jednak nie można mówić o dobrych stronach 500 plus w oderwaniu od kontekstu niszczenia praworządności, upartyjniania państwa, korupcji i inwigilacji. Jeśli pomija się ten kontekst, wychodzi coś takiego, jak główne postacie „Gierka” – albo całe dobre, albo całe złe, pozbawione człowieczeństwa, a więc niewiarygodne. Kaczyński bez odpowiedzialności za marionetkowy Trybunał Konstytucyjny jest nieprawdziwy, jak Gierek bez odpowiedzialności za kryzys gospodarczy, który w efekcie doprowadził do procesów radomskich.
Co ważne – nawet jeśli postacie są przedstawione fałszywie, a wydarzenia są naciągane, twórcy „Gierka” mają prawo zrobić taki film. Jest tak, dopóki druga strona może zrobić swój film. Gorzej, jeśli nie może, wtedy jest dobry moment, by wołać „hańba”. Podobnie jest z państwem PiS-u – dopóki możemy i mamy, gdzie mówić o nim w sposób, jaki uważamy za odpowiedni, druga strona też ma to moralne prawo. To jak? Możemy?
Film:
„Gierek”, reżyseria Michał Węgrzyn, scenariusz Michał Kalicki, Krzysztof Tyszowiecki, Rafał Woś, Polska 2021.