Zacznę od wspomnień. Był przełom lutego i marca 2014 roku. Jako ówczesny dziennikarz Polskiego Radia trafiłem wówczas na Krym, do Symferopola. Wtedy na Półwyspie pojawiły się już „zielone ludziki”. Zaczynała się rosyjska inwazja na Krym.
Oprócz regularnych oddziałów armii rosyjskiej, tyle że bez znaków identyfikacyjnych, na ulicach krymskich miast pojawili się ludzie określający siebie mianem „samoobrony krymskiej”. Twierdzili, że bronią Krymu przed faszystami, którzy mieli jakoby zaatakować z głębi Ukrainy. Ich działaniom towarzyszyła przygotowana już wcześniej ofensywa propagandowa. Były wśród tych pieśni zarówno te z czasów Wojny Ojczyźnianej – jak w Rosji określa się drugą wojnę światową – jak i zupełnie nowe.
W okolicach obstawionego „zielonymi ludzikami” parlamentu Krymu ulokowały się stoiska prorosyjskich agitatorów. Wydawało mi się, że z głośników słyszałem głos Władimira Wysockiego. Czy to możliwe? – zastanawiałem się gorączkowo. Słowa świadczyły o tym, iż nagranie było współczesne. Była w tej pieśni mowa o wyzwoleniu Krymu, była kpina z polityki jakichś „Merkel i Obam”, była pochwała wielkiej Rosji. To nagranie specjalnie przygotowane na czas inwazji. Wysocki był wśród ludności rosyjskojęzycznej popularny, więc odwołanie się do jego charakterystycznego głosu i jego niezwykłej ekspresji wzmacniało siłę przekazu.
Zaprzysiężenie oddziałów „samoobrony” odbywało się przy tak zwanym Wiecznym Ogniu, czyli pomniku ku czci żołnierzy poległych w walkach o Krym w trakcie Wojny Ojczyźnianej. Tu z głośników płynęły już pieśni wojenne, a także gloryfikujące wielką Rosję, jej cywilizację, panslawizm i prawosławie.
Większość separatystów stanowili przybysze spoza Krymu, cześć z nich walczyła przed laty w Afganistanie. Jeden z nich opowiadał mi nawet, że rozprawi się z „ukraińskimi faszystami”, tak jak rozprawiał się z mudżahedinami: „rozpruwając im brzuchy, bo kul na nich szkoda”.
Z półwyspu na wschód
Z Krymu trafiłem na przełomie kwietnia i maja 2014 do Donbasu. To był początek destabilizacji przez prorosyjskich separatystów Doniecka, Słowiańska, Ługańska i reszty tego regionu. Okupowany przez nich budynek władz obwodowych w Doniecku był pierwszą siedzibą samozwańczych władz Donbasu. Otoczony zasiekami i barykadami sztab separatystów mieścił się na ostatnim piętrze wieżowca. Winda była nieczynna, a na górę można było wejść jedynie klatką schodową. Na wielu piętrach wyjścia były zaspawane stalowymi blachami.
Z głośników rozstawionych wokół wieżowca wybrzmiewały pieśni wzywające do walki. Była oczywiście „Swiaszczennaja wojna”, był popularny w Rosji „Dzen pobiedy”. Dobrze zapamiętałem też słowa „Donbas, Donbas wstawaj raboczyj klas”. Propagandowo-„artystyczne” przygotowanie do wzniecenia rebelii nie ulegało dla mnie wówczas dyskusji. Jeden z rzeczników rebeliantów wyjaśnił mi bez skrępowania „Widzisz Krzysztof, pracowaliśmy nad tym od roku 2004”. Wtedy trwała na Ukrainie pomarańczowa rewolucja, która zapoczątkowała proces prozachodnich przemian.
I jeszcze jedno wspomnienie. Też z roku 2014, z czerwca. Tym razem z Sarajewa. W mieście odbywały się wówczas uroczystości upamiętniające wydarzenie sprzed stu lat, czyli zabójstwo arcyksięcia Ferdynanda dokonane przez serbskiego nacjonalistę Gawriłę Principa, które doprowadziło do wybuchu pierwszej wojny światowej.
Wojenna radość i obrona unikatowej cywilizacji
Z okazji tej tragicznej rocznicy odbył się w Sarajewie, na moście nad rzeką Miljacka, całonocny spektakl poświęcony dramatowi tamtej wojny. Uczestniczyli w nim artyści z całej niemal Europy. Przekaz był jasny – wojna to dramat, który niesie śmierć i zniszczenie. Przekazowi werbalnemu i muzycznemu towarzyszyła strona plastyczna – szara i przygnębiająca, pokazująca bezsens używania siły w celu rozwiązywania konfliktów.
Ale ten przekaz nie dotyczył występu rosyjskiego Chóru Kozackiego z Kubania w Krasnodarze. Na moście pojawili się bowiem rosyjscy artyści ubrani w barwne i malownicze stroje kozackie, a ich śpiew pełen radości i uśmiechu, niezwykle energetyczny był w gruncie rzeczy jedną wielką apoteozą walki i przemocy. Był pochwałą użycia siły dla rozwiązania problemów nękających społeczeństwa i narody. Wykonany perfekcyjnie z punktu widzenia artystycznego utwór „Kagda my byli na wojnie” kreował obraz wojny jako malowniczej przygody, nawet wtedy, gdy ta przygoda kończy się śmiercią.
Dlaczego przywołuję dziś te wspomnienia? Otóż napięta sytuacja wokół granic Ukrainy, niepewność, co do rzeczywistych intencji Rosji, to wszystko jest powodem do refleksji nad stanem świadomości rosyjskiego społeczeństwa. Rozważania nad metodami budowania nastrojów w Rosji, tworzenia takiego lub innego sposobu myślenia popularnego mogą rzucić światło na rozwój relacji Moskwy ze światem zewnętrznym.
Czy Rosjanie są obecnie społeczeństwem, w którym coraz silniejsze jest przekonanie, że świat zewnętrzny jest im wrogi? Czy Rosjanie są przekonani o niezwykłości własnej tradycji cywilizacyjno-kulturowo-religijnej, a jeżeli tak, to czy są zdecydowani nie tylko bronić tej swojej niezwykłej tożsamości, ale pragną także tę tożsamość zaszczepiać wśród innych? Czy wreszcie Rosjanie uważają, że narody zasługują na szacunek tylko wtedy, gdy inni się tych narodów obawiają, a najlepszą metodą budzenia szacunku jest zastraszanie tych innych przy pomocy siły militarnej?
Trudno pokusić się generalizującą odpowiedź na tak postawione pytania. Jednak przekaz państwowych mediów, rosyjskiej i oficjalnej propagandy jest jednoznaczny. Rosja jest zagrożona, a świat zachodni dąży do ograniczenia znaczenia Rosji na świecie i ingerencji w jej sprawy wewnętrzne. Jednocześnie rosyjski przekaz oficjalny głosi w sposób jasny, iż Rosjanie są depozytariuszami unikatowej cywilizacji o niezwykłej wartości. Dlatego w sytuacji zagrożenia Kreml ma nie tylko prawo, ale i obowiązek bronić owych przynależnych tylko Rosjanom wartości. Antyokcydentalizm był w dziejach rosyjskiej myśli politycznej obecny od dawna i nie wygasł ani w Związku Sowieckim, ani we współczesnej Rosji. Stąd już niedaleka droga do idei panslawizmu i „ruskowo mira”, w którym tradycja wschodniego chrześcijaństwa odgrywa rolę ideologiczno-religijnego spoiwa.
Na szacunek zasługują tylko silni
I wreszcie sprawa najistotniejsza. Na szacunek (w) Rosji zasługują tylko ci, którzy mają siłę. To przy pomocy siły militarnej zdaniem Moskwy buduje się pozycję we współczesnym świecie. A skoro tak, to użycie przemocy jest w pełni uzasadnione w celu uzyskania konkretnych korzyści politycznych i gospodarczych.
Przypominanie o bohaterstwie przodków i dawnych zwycięstwach, tworzenie obrazu wojny jako przygody, a jednocześnie budowanie wizerunku sielankowej przyszłości, która z pewnością nadejdzie po bezdyskusyjnym zwycięstwie to stały element we współczesnej kulturze masowej Rosji. Nie bez przyczyny na pierwsze dźwięki utworów śpiewanych przez Olega Gazmanowa, Jelenę Wajengę czy pieśni wykonywanych przez Chór Kozaków z Kubania rosyjska publiczność wstaje i wspólnie z artystami śpiewa bojowe pieśni. Emocje są silniejsze niż racjonalna refleksja nad tragedią wojny.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Jedimentat44, źródło: Flickr;