Hołduję starej i dobrej szkole, tej sprzed zmielenia dziennikarstwa przez tyranię kliktywizmu, więc zacznę od faktów. Trochę już czasu minęło od „sprawy Djokovicia”, jeszcze trochę minie, nim ten tekst trafi do Was, a w dzisiejszych czasach wszystkie newsy to jednodniówki. A więc zacznijmy od początku.
Novak Djoković (34 l.) to jeden z najsłynniejszych obecnie sportowców na świecie, tenisista, aktualny numer jeden w rankingu ATP. W styczniu br. udał się do Australii na turniej Australian Open, ale w nim nie zagrał, bo został zatrzymany na granicy za uchybienia koronawirusowe (jest niezaszczepiony). Odbyła się kilkuetapowa przepychanka wizowo-prawna, po czym tenisista został odprawiony z kwitkiem. Opuścił kraj i ostatecznie w Melbourne nie zagrał. Sprawa wygenerowała ogólnoświatową inbę — słusznie i nieprzypadkowo. Bardzo wiele ona mówi o świecie, w którym żyjemy.
Pierwszy wymiar tej inby jest dość oczywisty. W walce z koronawirusem są państwa takie jak Polska, w której wybrany demokratyczną większością rząd stał się zakładnikiem antyszczepionkowych grupek o minimalnym poparciu i nie jest w stanie wdrożyć ani obowiązkowych szczepień, ani przekonujących działań przeciwpandemicznych. „Państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”, jak mówi klasyk – i chciałoby się uzupełnić, że polskie działania w sprawie koronawirusa również są głównie teoretyczne.
Z drugiej strony, są państwa, które działają naprawdę i nie boją się środków niewyobrażalnych w naszej części świata. Niewpuszczenie „pierwszej rakiety świata” do Australii to oczywisty przykład, ale są i inne, jak choćby premierka Nowej Zelandii Jacinda Ardern, która odwołała własne wesele z powodu omikronowych restrykcji wprowadzonych przez jej rząd. Ardern prowadzi regularne pogadanki do narodu w sprawie walki z pandemią i wprost przyznaje, że w Nowej Zelandii niezaszczepieni będą mieli ograniczone prawa publiczne. Wyobrażacie sobie cokolwiek z tego u nas, w Polsce?
Państwo teoretyczne, państwo dla bogatych
Ale nie pisałbym tego tekstu, gdyby tylko o to chodziło. Ta sprawa jest głębsza i wychodzi poza sprawy „tylko” koronawirusowe. I tak naprawdę więcej niż o państwach (teoretycznych i nie), mówi o naszym stosunku do niektórych jednostek.
„Sprawa Djokovicia” była tak głośna dlatego, że dotyczyła Djokovicia, a więc globalnego celebryty i multimilionera. Kiedy na granicy zawracany jest szaraczek czy zwykła migrantka, to nikogo to nie interesuje, a życie toczy się dalej. Dowodem jest choćby wielomiesięczny kryzys humanitarny na polsko-białoruskiej granicy, nad którym gładko przeszliśmy do porządku dziennego. Kiedy szlaban zamknięto przed słynnym tenisistą, to oczywiście było już co innego. I nie tylko dlatego „co innego”, że media karmią się sensacją, gorącym nagłówkiem i niusami z życia celebrytów. Sprawa jest zasadnicza: tu nie chodzi o logikę nagłówków, tylko o logikę naszego świata.
Żyjemy bowiem w ustroju społecznym, w którym równość wobec prawa istnieje, ale tylko teoretycznie. Ludzi znanych, bogatych i wpływowych ograniczenia prawne i konsekwencje się nie imają. Jesteśmy do tego tak przyzwyczajeni, że nawet nie oczekujemy, że będzie inaczej. Jestem Polakiem, więc zacznę od przykładów rodzimych. W Polsce, jeśli jesteś znanym dziennikarzem, to możesz przejechać autem po pijanemu pół kraju, a kara będzie raczej umiarkowana (Kamil Durczok). Co więcej, możesz potrącić kobietę na przejściu dla pieszych, jadąc bez prawa jazdy i badań technicznych, a sąd cię uniewinni (Piotr Najsztub). A jak jesteś znanym piłkarzem, to możesz literalnie zabić człowieka na pasach i też nie postawisz stopy za kratkami (Tomasz Hajto).
Żadne z powyższych zdarzeń nie uszłoby na sucho zwykłemu śmiertelnikowi, to jasne. Ale równie jasne jest, że znani i bogaci się z tychże okoliczności wyplątali niewspółmiernie małym kosztem.
Widać to w tragediach, widać to w farsach. Piszę te słowa w dniu, w którym raper Mata został zatrzymany za posiadanie narkotyków. Kaliber jest inny, bo zatrzymywanie kogokolwiek za skręta jest absurdalne, a marihuana powinna być legalna. Ale póki co tak nie jest, a zasada jest ta sama. Dla zwykłego człowieka sprawa karna o posiadanie narkotyków zazwyczaj oznacza poważne kłopoty, czy wręcz złamanie drogi życiowej. Dla rapera-celebryty to tylko barwny punkt do mołojeckiej sławy, bo oczywiste jest przecież, że wybrnie z tego bez szwanku i skapitalizuje temat w kolejnych piosenkach.
To wszystko dotyczy nie tylko Polski. Donald Trump był oskarżany o dziesiątki naruszeń prawa, nie tylko nie dosięgła go sprawiedliwość, a wręcz został prezydentem najpotężniejszego państwa świata. Wracając zaś do wątków sportowych, spójrzmy na dwóch najsłynniejszych piłkarzy. Leo Messi miał sprawę o unikanie podatków, Cristiano Ronaldo takoż plus był jeszcze oskarżany o gwałt. Nie znam szczegółów tych spraw, więc nie wiem, czy byli winni, czy niewinni. Wiem jednak na pewno, że nie ma wyobrażalnego scenariusza, w którym któryś z nich kiedykolwiek znajdzie się w więzieniu. Taki mamy bowiem ustrój społeczny — jeżeli masz sławę, kasę i wpływy, to jesteś ponad prawem i ponad wszystkim.
Równość nie tylko na papierze
Sprawa Djokovicia właśnie dlatego jest ciekawa, że narusza tę regułę. Oto człowiek znany i bogaty poniósł konsekwencje swoich działań, a demokratyczne państwo odważyło się powiedzieć mu stop. Szokujące, prawda? Ten szok jest wręcz szokiem metafizycznym, bo awantura wokół Australian Open jest niejako pomieszaniem porządków władzy.
Kiedy ostatnio słyszeliście, żeby o udziale w topowym turnieju w obracającym miliardami sporcie decydowało coś tak przyziemnego jak staromodna wiza czy paszport covidowy? No właśnie. Jesteśmy tak przyzwyczajeni, że globalni celebryci funkcjonują poza systemem, że nie obowiązują ich ani prawa podatkowe, ani regulacje sanitarne, że te wieści z Australii to dla nas wstrząs poznawczy.
Dodajmy, że to wstrząs słuszny i obiecujący. Istnieje przecież szalona idea, która od dłuższego czasu ma się całkiem nieźle na papierze i w swym teoretycznym istnieniu – że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Sprowadzenie Djokovicia do szeregu zwykłych obywateli, to promyczek nadziei, że może uda się ją wdrożyć w praktyce.
Fot. Flickr.com