Szanowni Państwo!
Jak napisała znakomita dziennikarka i znawczyni Europy Środkowo-Wschodniej Anne Applebaum w tekście opublikowanym w amerykańskim piśmie „The Atlantic”, zachodni przywódcy wykazują się w postępowaniu z Rosją fundamentalnym brakiem wyobraźni – wierzą, że Rosja będzie przestrzegać umów i zasad. A Rosja szanuje tylko argumenty siły. Tą siłą może być bojkot rosyjskiego gazu, pomoc dla ukraińskiego ruchu oporu czy zamknięcie europejskich luksusów dla rosyjskich bogaczy. Słowa Applebaum brzmią szczególnie mocno, kiedy patrzy się na groteskowo wyglądające zdjęcia z rozmów przy bardzo długim białym stole.
Groteska miesza się z patosem. Na naszym podwórku rozbrzmiewają niewesołe przecież pytania. Czy Zachód w dyplomatycznej grze z Rosją powinien używać argumentów siły? A jeśli wojna wybuchnie, to czy Polska granicząca z terytorium wojennym poradzi sobie z jej konsekwencjami?
Obecnie to najważniejsze wątpliwości, jakie pojawiają się w kontekście sytuacji za wschodnią granicą Unii Europejskiej. W pierwszej sprawie główną grę dyplomatyczną toczą Francja i Stany Zjednoczone. Trwają rozmowy prezydentów Joe Bidena i Emmanuela Macrona z prezydentem Władimirem Putinem. Jednak Europa, w nawet w tak oczywistej wydawałoby się sprawie, jak zapowiedź pomocy dla zaatakowanej Ukrainy, nie jest jednomyślna. Wielka Brytania ogłasza, że już wysyła broń przeciwczołgową Ukrainie, a Niemcy obiecują tylko hełmy. Warto unikać uproszczeń, oceniając postawę Niemiec, państwa obarczonego poczuciem winy za ofiary drugiej wojny światowej na wschodzie, a jednocześnie prowadzącego współczesną politykę nastawioną na argumenty pokoju, a nie siły. Dziś jednak na polityce zagranicznej nawet czołowe tytuły niemieckiej prasy nie zostawiają suchej nitki.
Ukraina – wobec potęgi militarnej Rosji – domaga się od Zachodu argumentów siły. Chce broni od Niemiec i listy sankcji dla Rosji od Europy i Ameryki już teraz, a nie wtedy, kiedy wojna się zacznie. Tym bardziej, że Putin uznał właśnie niepodległość separatystycznych republik donieckiej i ługańskiej.
Równolegle z grą dyplomatyczną trwa wojna informacyjna. Amerykanie ogłaszają kolejne plany ataku i daty wejścia wojsk rosyjskich na Ukrainę. Rosyjskie media informują z kolei o rzekomych ukraińskich atakach na różne punkty w rejonie Rostowa czy prowokacjach zbrojnych w Donbasie.
Rozwój sytuacji wskazuje na metodę małych kroków, a więc odpowiedź na pytanie o rodzaj argumentów wobec Rosji staje się coraz pilniejsza.
Co do pytania o gotowość Polski na niepomyślny rozwój sytuacji trudno o odpowiedź optymistyczną. Ukraińcy będą uciekać przed wojną na zachód, czyli do Polski. Inaczej niż to było w przypadku uchodźców z Azji i Afryki, którzy próbowali przekroczyć granicę UE przez Białoruś i kierować się dalej do Niemiec, Ukraińcy w większości raczej zostaną u nas. A nasza gotowość na przyjęcie ofiar wojny nie oznacza tylko przyjęcia wniosków o azyl. To wyzwanie, z którym miały problem nawet świetnie zorganizowane Niemcy podczas kryzysu uchodźczego w 2015 roku. Polska nie jest na nie gotowa.
Czy Zachód wyciągnął lekcje z przeszłości i stał się skuteczniejszy w postępowaniu z Rosją, kiedy ma ona złe intencje? Jakie są prawdziwe cele Rosji i dlaczego właśnie teraz zdecydowała się na eskalację napięcia? Czy będzie wojna? A jeśli tak, to co mogłaby, a czego nie umie zrobić w tej sytuacji Polska? O tym piszemy w najnowszym wydaniu „Kultury Liberalnej”.
John Lough, brytyjski analityk, członek think thanku Chatham House, autor znakomitej książki „Germany’s Russia Problem” mówi w rozmowie z Jakubem Bodzionym: „Wydaje mi się, że czas powoli zaczyna grać na naszą korzyść. […] Staje się jasne, że niebezpieczeństwo pełnowymiarowej inwazji na Kijów jest nierealistyczne, bo Rosjanie nie mają zgromadzonych wystarczających sił. Z pewnością możliwe jednak pozostaje zajęcie sporej części kraju na wschodzie, aż do linii Dniepru”. Wprawdzie „Stany Zjednoczone i Wielka Brytania prowadziły udaną grę wyprzedzającą, która polegała na demaskowaniu potencjalnych ruchów Rosji, co pozbawiło ją elementu strategicznego zaskoczenia”, jednak „działa to na niekorzyść Ukraińców, którzy żyją w stałym poczuciu zagrożenia, a tego typu deklaracje powodują odpływ kapitału”. Przewiduje, że Rosja chce wywrzeć na Ukrainę taką presję, że „jej klasa polityczna będzie zmuszona porzucić deklarację dołączenia do NATO, która jest obecnie wpisana w konstytucję”.
„Czy Polska jest gotowa przyjąć milion uchodźców z Ukrainy, jak deklaruje wiceminister MSWiA Maciej Wąsik?” – pyta Tomasz Sawczuk, a prof. Maciej Duszczyk, ekspert od spraw migracji, odpowiada: „Zdecydowanie nie”. Pomoc, jak mówi, należy zorganizować w trzech etapach: pierwszy to pomoc Ukraińcom na miejscu, drugi to uporządkowanie dokumentów osób przybyłych, najlepiej w specjalnie zorganizowanych centrach przy granicy, a dopiero trzeci to relokacja. Jednak Polska zaczyna od planowania relokacji. „Pewne rzeczy da się przewidzieć” – mówi prof. Duszczyk. „Polska sąsiaduje z dwoma krajami, które są niestabilne politycznie. […] Ryzyko rosyjskiej agresji na Ukrainę będzie się utrzymywało. Ono nie zakończy się ani jutro, ani w perspektywie miesiąca czy pół roku. Dlatego Polska musi być przygotowana”.
O rosyjskiej wizji wojny pisze historyk, publicysta i polityk Platformy Obywatelskiej Bartłomiej Sienkiewicz: „Metody niewojskowe nie tylko wspomagają działania militarne, ale stają się podstawowym sposobem osiągnięcia zwycięstwa. Same stają się działaniami wojennymi. […] Zanika różnica między internetowym trollem, załogą czołgu czy dyplomatą – oni wszyscy są jednocześnie spójnym zasobem operacji. Operacji, która ma siać niepewność co do intencji, zastraszać, dokonywać rozłamu w opinii publicznej – bez wystrzału paraliżować możliwość reakcji”. W tej sytuacji negocjacje czy decyzja o użyciu sił zbrojnych to już reakcja, która nadchodzi za późno.
Jeśli wojna wybuchnie – niedawno podkreślał Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” – „znajdziemy się wraz z krajami nadbałtyckimi na pierwszej linii dalszej konfrontacji. Można spodziewać się zmasowanych ataków dezinformacyjnych. Do naszego kraju napłyną tysiące uchodźców z Ukrainy. Ceny energii bardziej pójdą w górę. Efekty dotkną każdego aspektu naszego życia”.
Nastroje są minorowe, albowiem, jak się wydaje, Zachód może przegrać sprawę ukraińską. Warto zrozumieć, dlaczego tak może się stać.
Redakcja
Źródło ikony wpisu: Canva