Tomasz Sawczuk: W ostatnim tygodniu Władimir Putin nakazał podnieść poziom gotowości rosyjskich sił strategicznych odstraszania nuklearnego. Co to właściwie oznacza?
Łukasz Kulesa: Na początku zastanawiali się nad tym wszyscy, także eksperci. Dzięki wyjaśnieniu rosyjskiego ministra obrony Szojgu, a także osób, które służyły w rosyjskich siłach strategicznych, wiemy teraz trochę więcej. Ogłoszony przez Putina specjalny reżim gotowości bojowej nie oznacza zmian w kwestii gotowości samych głowic jądrowych. Nie zmienia również sposobu działania rosyjskich okrętów ani samolotów, które mogłyby te głowice przenosić. Chodzi przede wszystkim o wzmocnienie personelu zarządzającego wszystkimi etapami mobilizacji sił jądrowych.
To jest nadzwyczajna praktyka czy zdarza się mocarstwom atomowym?
Każde takie państwo ma inny system reagowania. Wszyscy zwracają uwagę na to, że jest to podwyższony reżim, ale w rosyjskiej terminologii nie jest to reżim czasu wojny ani okresu poprzedzającego ten czas. Doniesienia mówiące o postawieniu tych sił w stan wysokiej albo najwyższej gotowości nie oddawały rosyjskiej specyfiki kierowania siłami jądrowymi.
W takim razie, jaki był cel tego komunikatu? Chodzi o wojnę psychologiczną?
Trzeba na to patrzeć wspólnie z komunikatem z 24 lutego, kiedy Putin ogłaszał początek tego, co nazwał „operacją specjalną”.
Putin powiedział wtedy, że Zachód nie powinien wtrącać się do operacji i „ma nadzieję, że został dobrze zrozumiany”.
Groźba nie padła bezpośrednio. Natomiast chodziło o wiadomość do państw zachodnich – nie wtrącajcie się do naszej operacji, ponieważ jesteśmy mocarstwem jądrowym.
To nie jest pierwszy raz, kiedy wysuwał takie pośrednie groźby. Mają one przede wszystkim znaczenie psychologiczne i sygnalizacyjne. Jest to próba oddziaływania na decydentów, ale również na opinię publiczną. Nie tyle na Ukrainie, co właśnie w państwach NATO. Strach mają odczuwać przede wszystkim obywatele państw, które dostarczają broń i wyposażenie do Ukrainy.
Ile jest tych poziomów gotowości? I na czym polegają kolejne etapy?
Uważa się, że są cztery takie poziomy. Należy jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do Amerykanów, Rosjanie nie ujawniają szczegółów swoich procedur.
Na kolejnym poziomie mówilibyśmy na przykład o lotach bombowców strategicznych z bronią jądrową na pokładzie. Więcej okrętów podwodnych przenoszących pociski balistyczne opuściłoby porty. Do tego większy ruch mobilnych rakiet lądowych. Kolejny etap to taki, w którym rosyjskie siły w całości przygotowywałyby się do ataku.
To znaczy?
Cały system przechodzi na dyżur bojowy i przygotowuje się do realizacji rozkazu płynącego z samej góry. Trzeba przy tym rozróżnić kilka obszarów działania. Jeżeli chodzi o międzykontynentalne rakiety bazowania lądowego, to one są zawsze w wysokiej gotowości bojowej.
I jak to działa? Putin po prostu daje sygnał czy są jakieś kroki pośrednie?
Każde państwo jądrowe ma procedury na taką okoliczność. To są najlepiej strzeżone tajemnice państwowe. My możemy próbować je rekonstruować z jakimś marginesem błędu. W przypadku Rosji wiemy, że w decyzji nie uczestniczy tylko prezydent, ale też minister obrony i szef sztabu generalnego.
Wszyscy trzej muszą być zgodni co do decyzji?
Tego do końca nie wiemy. Natomiast każdy z nich dysponuje odpowiednikiem amerykańskiej walizki atomowej. W Ameryce to się nazywa się nuclear football – to walizka, którą nosi osoba zawsze towarzysząca prezydentowi Stanów Zjednoczonych. W Rosji nazywa się to czeget.
Z analiz ekspertów i wspomnień byłych oficerów sił strategicznych wynika, że istnieje też system półautomatyczny, który byłby aktywowany w przypadku, gdyby całe kierownictwo zostało zabite albo gdyby utracono z nimi kontakt. Jeśli wykryta zostaje eksplozja nuklearna na terenie Federacji Rosyjskiej i nie można skontaktować się z osobami niezbędnymi w procesie decyzyjnym, to pojawiają się opcje działania, które podejmują oficerowie niższego rzędu i które są normalnie zablokowane.
Ile czasu upływa od decyzji do ataku?
Między piętnaście a trzydzieści minut. To pozostałość z okresu zimnej wojny, kiedy każda ze stron spodziewała się ataku z zaskoczenia. Rakiety muszą wystartować, zanim silosy zostaną zniszczone przez atak drugiej strony. Częścią systemu są też radary i satelity wczesnego wykrywania i ostrzegania. Chodzi o to, żeby w okresie między informacją o ataku a uderzeniem pocisków przeciwnika w cel, została odpalona przynajmniej część własnych pocisków. W sytuacji, kiedy Rosja odpowiada na uderzenie innego państwa, opcje zależą od kierunku ataku i jego skali. Jest też pytanie, na ile te scenariusze mogą być modyfikowane w konkretnych sytuacjach. Każda taka modyfikacja wymaga czasu.
W jakich przypadkach rosyjska doktryna dopuszcza użycie broni jądrowej?
Rosjanie opublikowali swoją ostatnią doktrynę jądrową w 2020 roku. Zakłada ona kilka przypadków, w których Rosja może użyć broni jądrowej. Pierwszy jest dość oczywisty – to atak bronią jądrową czy inną bronią masowego rażenia przeciwko Federacji Rosyjskiej lub jej sojusznikom.
Inne scenariusze są dużo mniej oczywiste, ale też bardziej przerażające. Otóż Rosjanie próbują się zabezpieczyć przed ewentualną słabością swojego systemu. Dlatego kolejny scenariusz zakłada odpowiedź na potwierdzoną reakcję systemu wczesnego wykrywania, że w kierunku Rosji zbliżają się rakiety.
Niezależnie od tego, co to za rakiety?
Reakcja jest niezależna od skali ataku. To mogą być nawet rakiety konwencjonalne. W ten sposób Rosjanie wysyłają wiadomość, że nie należy próbować zabicia dowództwa za pomocą metod konwencjonalnych, ponieważ i tak odpowiedzą bronią jądrową.
Trzeci scenariusz opisuje sytuację, w której ma miejsce atak na system kierowania siłami nuklearnymi lub przeciwko instalacjom jądrowym i systemom wczesnego ostrzegania. Niezależnie od tego, czy atak odbywa się metodą konwencjonalną, cybernetyczną czy jeszcze inną. Czwarty scenariusz to atak konwencjonalny, który zagraża istnieniu Federacji Rosyjskiej.
W każdym przypadku chodzi o działanie defensywne.
Tak. Żadne państwo nie wpisało sobie do dokumentów scenariusza ofensywnego użycia broni nuklearnej. W przypadku Rosji i Stanów Zjednoczonych albo Rosji i NATO w grę wchodzi aspekt wzajemnego odstraszania jądrowego i gwarancji wzajemnej destrukcji. Każdy z systemów jest przygotowany na to, aby odpowiedzieć, nawet jeżeli druga strona uderzy pierwsza i uda się jej osiągnąć większość swoich celów. Amerykanie także mają rakiety w silosach i system gotowy na to, aby odpowiedzieć w ciągu kilkunastu minut. Mają również okręty podwodne, które mogą zaatakować, nawet jeśli infrastruktura lądowa zostanie zniszczona. Posiadają też samoloty, które w sytuacjach kryzysowych mogą zacząć krążyć po niebie na całym globie w systemie dyżurów.
Francuzi i Brytyjczycy mają inny system. Oni polegają głownie na okrętach podwodnych. Założenie jest takie, że nawet zniszczenie metropolii nie zablokuje odpowiedzi, która nadejdzie przynajmniej z jednego okrętu podwodnego. Ta odpowiedź ma być na tyle mocna, że atak przestaje się opłacać.
To sugeruje, że wojna atomowa jest bardzo mało prawdopodobna, ponieważ gwarantuje, że wszyscy zostaną zniszczeni. W takim razie, czy możliwe jest użycie broni atomowej przez Rosję w Ukrainie?
Tutaj musimy trochę skomplikować obraz. Oprócz arsenału strategicznego, o którym dotąd mówiliśmy, istnieje jeszcze arsenał nazywany taktycznym albo arsenałem pola walki. On nie jest przeznaczony do wymiany międzykontynentalnej. Ma zasięg od kilkunastu do kilkuset kilometrów. To są głowice o mniejszej sile rażenia.
Rosja ma takiego uzbrojenia bardzo dużo, zarówno co do liczby głowic – mówi się o przedziale od tysiąca do dwóch tysięcy – jak i środków przenoszenia. Rosjanie mają głowice jądrowe do pocisków Iskander, do rakiet przenoszonych przez samoloty i okręty podwodne. Prawdopodobnie mają też bomby, które mogą być zrzucane z samolotów. W rosyjskim arsenale znajduje się broń jądrowa na każdą okoliczność. To absolutnie nie oznacza, że zostanie ona użyta. Rosjanie mogą stwarzać wrażenie, jakoby chcieli takiej broni użyć, aby wymusić na przeciwniku kapitulację, ale nawet oni zdają sobie sprawę, że każde użycie broni jądrowej fundamentalnie zmienia naturę konfliktu.
I stosunek innych mocarstw do Rosji.
Właśnie, zmienia się stosunek całego świata do państwa, które to zrobi.
Oczywiście, nie można jednak powiedzieć w tej sprawie nic pewnego. Nie mogę przewidzieć, co się stanie w sytuacji ewentualnego użycia broni jądrowej. Jeżeli chodzi o atak na członków NATO, to mamy zobowiązanie sojusznicze. Trzech członków sojuszu również posiada broń nuklearną. Jeżeli chodzi natomiast o atak na państwo, które nie jest członkiem NATO, to wszystko będzie zależało od reakcji państw, które posiadają broń jądrową. Nie mamy w tym zakresie wystarczającej wiedzy. Zakładam jednak, że w sytuacji użycia broni atomowej w Ukrainie wszystkie państwa, nawet neutralne takie jak Chiny, odwróciłyby się od Rosji.
Czy takie uderzenie można wykonać niepostrzeżenie, aby inni nie dowiedzieli się, że Rosja szykuje się do ataku?
Tak, przy założeniu, że mówimy o uderzeniu punktowym. Oczywiście, wywiadowczo wiemy bardzo dużo o tym, jak działają rosyjskie systemy. Wiemy sporo o tym, gdzie znajdują się składy uzbrojenia taktycznego. Wiemy też, jak wygląda procedura przekazywania tych głowic ze składów do konkretnych jednostek. Zakładam, że w tym momencie Stany Zjednoczone, ale też kilka innych krajów, bardzo uważnie obserwują, co się dzieje, próbując wyłapać wszelkie zmiany, jeżeli chodzi o działanie tego komponentu. Ale jest też wiele niewiadomych. Rosja na pewno wielokrotnie ćwiczyła niezauważone przejście do gotowości nuklearnej.
Wiemy, że Rosja ćwiczyła w przeszłości uderzenie bronią atomową. Jakie to były ćwiczenia i jakie były ich cele?
Wiemy o ćwiczeniach z końca lat dziewięćdziesiątych i początku lat dwutysięcznych. Zakładały one konflikt z NATO i słabość rosyjskiej armii konwencjonalnej. Scenariusz był taki: rozpoczyna się wojna, Rosja przegrywa. I żeby w jakiś sposób zatrzymać NATO, które weszło już na terytorium rosyjskie, jedynym wyjściem pozostaje użycie taktycznej broni jądrowej.
Potem scenariusze ćwiczeń stawały się coraz bardziej wyrafinowane wraz z modernizacją rosyjskich sił konwencjonalnych. Wchodziło do nich wiele systemów podwójnego zastosowania, które testowano na przykład w czasie ostatnich ćwiczeń Zapad. W ćwiczeniach wykorzystywano je do rażenia celów oddalonych od linii frontu. To mogłoby oznaczać dwie rzeczy. Albo były to treningi komponentu nuklearnego, albo ćwiczenia uderzeń konwencjonalnych, tyle że dalekiego zasięgu. To jest zresztą jedno z niebezpieczeństw obecnej sytuacji. Cześć systemów, które Rosjanie używają przeciwko Ukrainie, można wykorzystać do użycia broni jądrowej. W tym momencie działają one z głowicami konwencjonalnymi, jednak rodzaj uzbrojenia jest ten sam.
Czy to prawda, że w ćwiczeniach Zapad-2021 celem była Warszawa?
Taka informacja rzeczywiście pojawiła się w doniesieniach medialnych i części analiz. Jednak zgodnie z dostępnymi materiałami, w tamtych scenariuszach nie mówi się wprost o Warszawie. To był po prostu atak na cel oddalony od linii frontu.
Czyli żaden rosyjski dokument nie przewiduje scenariusza ataku nuklearnego na Warszawę?
Nie, nigdy o czymś takim nie słyszeliśmy. Spekulacje dotyczyły tego, co niektórzy nazywają rosyjską doktryną militarną w razie ewentualnej konfrontacji z NATO, która obejmuje punktowe użycie taktycznej broni jądrowej. Ten plan można określić wyrażeniem escalate to deescalate, czyli eskalacja w celu deeskalacji. To dotyczy scenariusza, w którym Rosjanie przegrywają i wykorzystują broń jądrową, aby druga strona się zatrzymała. Jest też drugi scenariusz – escalate to win, czyli eskalowanie, żeby wygrać. W tym przypadku broń jądrowa zostałaby użyta po to, żeby ostatecznie złamać wolę przeciwnika i zrealizować rosyjskie cele wojskowe.
Nigdy w przestrzeni publicznej nie pojawiły się jednak dokumenty, które wskazywałyby na istnienie takiej sztywnej doktryny. Te scenariusze były rozpatrywane w rosyjskiej literaturze wojskowej, dlatego część ekspertów uważa, że to może być element rosyjskiego sposobu myślenia. W tej chwili wydaje się natomiast, że Rosja jest zdeterminowana, żeby pokonać ukraiński opór środkami konwencjonalnymi. Czy użyją zatem broni jądrowej? Nie muszą. Niestety, mają wystarczające zasoby, aby rozstrzygnąć konflikt środkami konwencjonalnymi.
Czy w razie ataku nuklearnego na państwo NATO sojusz dysponuje środkami obrony przed uderzeniem?
To zależy od sposobu ataku. Nie ma czegoś takiego jak tarcza antynuklearna. Nie pozwalają na to ograniczenia technologiczne. Nawet projekt gwiezdnych wojen Reagana dotyczył obrony tylko przed częścią sowieckiego arsenału, a do tego szybko wyjaśniono, że nie ma stuprocentowej pewności, ani nawet wysokiej pewności przechwycenia rakiet w kosmosie.
Wszystko zależy zatem od systemu przenoszenia. Samolot można zestrzelić, rakietę samosterującą typu cruise również. Trzeba jednak powiedzieć, że NATO nie dysponuje wystarczającymi środkami przeciwlotniczymi ani antyrakietowymi, aby ochroną objęty był każdy skrawek sojuszu. Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, naszą główną obroną jest możliwość odwetu jądrowego. W ramach NATO mamy trzy państwa nuklearne. Amerykańskie bomby jądrowe są rozmieszczone na terenie kilku państw europejskich i w razie wojny część z nich byłaby przenoszona zarówno przez samoloty amerykańskie, jak i europejskie.
Teraz chodzi przede wszystkim o zachowanie rozwagi i właściwą odpowiedź na zachowanie Rosji, które postrzegamy jako eskalacyjne i nierozważne. NATO zdecydowało, że na rosyjskie groźby nie będzie odpowiadało kontrgroźbami. Powiedział to zarówno szef organizacji Jens Stoltenberg, jak i amerykański szef dowództwa strategicznego. Nie nastąpiła więc zmiana stopnia gotowości. Parafrazując słowa szefa amerykańskiego dowództwa strategicznego, jesteśmy gotowi, ale nie musimy o tym trąbić, tak jak to robią Rosjanie.