Trudno nie dostrzegać różnic w podejściu Europy Zachodniej oraz Europy Środkowo-Wschodniej do inwazji Rosji na Ukrainę. Pisali o nich ostatnio Jarosław Kuisz oraz Karolina Wigura w komentarzu dla „The New York Times”.

Jedna z takich różnic polega na tym, że zachodnia publicystyka chętnie czyni rozróżnienie na złego Putina i niewinnych Rosjan. Często przypomina się w niej również o tym, że trzeba będzie ułożyć sobie życie z Rosjanami po wojnie, a może i po Putinie. Bo może w wyniku wojny Rosjanie obalą Putina?

W tego rodzaju dyskusjach ujawnia się w całej okazałości, w jak wielkiej mierze zachodnia tradycja liberalna wywodzi się z chrześcijaństwa. A w każdym razie pewna wersja kantowskiego liberalizmu, która zdaje się dominującym sposobem myślenia w zachodniej sferze publicznej.

Problem Kanta wyglądał następująco: w wyniku rozwoju nowoczesnej nauki oraz pluralizmu religijnego, religia przestała pełnić rolę niepodważalnej podstawy porządku społecznego. W nowoczesności trzeba zatem znaleźć dla moralności inną podstawę. W tej roli religię powinny zastąpić uniwersalne zasady moralne, prawomocne na mocy nakazów rozumu.

Kantowscy liberałowie mają więc ogromny kłopot ze zrozumieniem wojny. Mówiąc wprost, nie mieści im się ona w głowie. Wojna jest w tej perspektywie kompletnie nieracjonalna i niepotrzebna – przecież rozumne porozumienie jest zawsze możliwe. Wystarczy odpowiednio wiele refleksji, rozmowy, dyplomacji, argumentacji, aby doznać oświecenia – i wspólnie osiągnąć cele będące w interesie wszystkich.

Innymi słowy, niektórzy liberałowie wierzą, że każdy może zostać zbawiony. Widać to w szczególności w wypowiedziach zachodnich autorów na temat przyszłości Rosji. Zwyczajowo pojawia się w nich nadzieja, że Rosjanie obudzą się i utworzą demokrację zachodniego typu.

Tego rodzaju sposób myślenia można przyjąć tylko wtedy, gdy pominiemy materialną rzeczywistość, a ponad wszystko wyniesiemy język moralności, czyli sferę idei. Jeśli wyobrażamy sobie, że można otworzyć umysł na rozumne argumenty i dzięki temu przyjąć, że demokracja jest lepsza niż dyktatura, to wtedy rzeczywiście można pomyśleć, że społeczeństwo może tak po prostu dokonać wyboru demokratycznej formy życia.

Problem polega na tym, że społeczeństwa nie działają w ten sposób. Znaczenie ma również struktura gospodarki, historia społeczna, warunki międzynarodowe, uwarunkowania instytucjonalne oraz militarne – i wszystkie inne czynniki, które sprawiają, że utworzenie w Rosji stabilnej demokracji byłoby w praktyce niezwykle skomplikowanym wyzwaniem, a obalenie Putina jedynie niewielką częścią tego wyzwania.

Ale rodzajów filozofii liberalnej jest oczywiście do wyboru, do koloru – i nie wszystkie muszą wpadać w podobne pułapki myślenia. Isaiah Berlin w wykładach o korzeniach romantyzmu doszukiwał się źródeł liberalizmu w narodzinach kultury romantycznej i związanego z nią umiłowania indywidualnej i zbiorowej wolności. To wątek, który łatwo zrozumieć w naszej części świata i który od razu przychodzi do głowy, kiedy patrzy się na pasję i poświęcenie obrońców wolnej Ukrainy. Ciekawe zresztą, czy Berlin mógłby w ogóle myśleć w ten sposób, gdyby sam nie urodził się w Rydze, w rosyjsko-żydowskiej rodzinie, która wyemigrowała do Wielkiej Brytanii w 1921 roku.

Jest jeszcze inna tradycja liberalna, którą zwykle przeciwstawia się myśli Kanta, a która wywodzi się z filozofii Thomasa Hobbesa. Myśliciel ten pisał swoje dzieła w kontekście angielskiej wojny domowej, stąd naczelnymi wartościami były dla niego stabilność i pokój. Jest to podejście inne niż u Kanta. W myśli filozofa z Królewca moralność jest czymś publicznym, ponieważ ma zastąpić religię w roli podstawy zasad życia społecznego. W tradycji hobbesowskiej publiczne zasady nie mają służyć wyrażeniu moralności, lecz raczej mają zapewnić równowagę sił społecznych – czyli chronić wolność przed wojną domową albo ideowymi ekscesami. A zatem sprawy publiczne to w tym obrazie bezpieczeństwo i handel, natomiast moralność czy religia – ogółem: rozmaite wierzenia – to w większej mierze sprawa prywatna. Hobbes pokazuje, że wolność jest bezpieczna jedynie w warunkach stabilnego życia społecznego – a jego zapewnienie wymaga aktywnego wysiłku.

Filozofia Kanta może wyglądać w tym kontekście nieco naiwnie, ale nie trzeba patrzeć na nią w ten sposób. Nie ma w niej niczego złego. Przypomina nam ona, że bezpieczeństwo nie powinno być naszym jedynym celem, zaś demokracja, rządy prawa i rozumne porozumienie to dobre podstawy sprawiedliwego społeczeństwa. Wątek romantyczny, który podsuwa Berlin, przypomina o tym, że życiowych wartości nie można oddzielić od ludzkich pasji. Pokazuje również, że słuszne cele nie zawsze układają się w spójną całość – czasem wartości takie jak bezpieczeństwo i wolność wchodzą w konflikt, a wtedy trzeba stanąć do walki o własny sposób życia.

Z Hobbesa wyciągam dwie lekcje. Po pierwsze, wolność nie jest wartością samodzielną, lecz potrzebuje spełnienia szeregu warunków. Musimy zatem zastanawiać się nad warunkami możliwości stabilnego życia społecznego. Na przykład, musimy mieć odpowiednie zdolności obronne albo spełniać jako ludzkość odpowiednie wymogi ekologiczne, aby indywidualna wolność była trwale bezpieczna.

Po drugie, trzeba patrzeć nie tylko na idee, ale też na materię. Idee bywają piękne, choć bywają też brzydkie, ale w każdym razie potrzebują materialnej podstawy. A zatem nie ma moralności bez odpowiednich warunków gospodarczych czy kulturowych. Aby demokracja liberalna była możliwa, nie wystarczy dobra wola światłych ludzi. Instytucje są ważne, obyczaje są ważne, a i pieniądze muszą się zgadzać.