Szanowni Państwo!
Po drugiej wojnie światowej państwa umówiły się, że ludobójstwo już się nie zdarzy. Wcześniej ustaliły, że nawet na wojnie powinny przestrzegać pewnych zasad humanitarnych.
Mechanizm prawny pozostał jednak bezzębny, a jedyną skuteczną siłą po raz kolejny okazuje się siła agresji.
Znowu więc dzieje się to, co miało się już nie zdarzyć. Widzimy analogie historyczne. Można je też poczuć, otwierając na dowolnej stronie historię wielkiego ludobójstwa dokonaną przez Hitlera i Stalina, spisaną przez Timothy’ego Snydera w głośnej książce „Skrwawione ziemie”. I czytając o mechanizmie tamtego ludobójstwa, czytać o najeździe Rosji na Ukrainę.
„Żołnierze szybko zaczęli wyładowywać frustrację na każdym, kto znalazł się w zasięgu wzroku. Po zdobyciu nowych terytoriów Niemcy z reguły zabijali cywilów. Zabijali ich też, gdy musieli się wycofać. Jeżeli ponieśli jakiekolwiek straty, winili wszystkich dookoła: przede wszystkim mężczyzn, ale także kobiety i dzieci”.
„Sowieci twierdzili, że ich interwencja stała się niezbędna, gdyż państwo polskie przestało istnieć. Polska nie była zdolna chronić własnych obywateli – argumentowali – więc Armia Czerwona musiała wkroczyć do kraju z misją pokojową”.
„Podczas marszu na Berlin Armia Czerwona stosowała na wschodnich ziemiach Rzeszy, czyli terytoriach przeznaczonych dla Polski, straszną w swojej prostocie procedurę: żołnierze gwałcili niemieckie kobiety i zabierali mężczyzn (a czasem też kobiety) na roboty”.
Relacje z Ukrainy brzmią, jakby pisał je Snyder. Rosyjscy żołnierze w 2022 roku niesieni tą samą propagandą, frustracją, poczuciem prawa siły mordują, torturują, gwałcą, wywożą ludzi, tak jak na części tych ziem robili ich poprzednicy – Niemcy i Sowieci. Bucza, Borodzianka, Mariupol, dworzec w Kramatorsku to kolejne miejsca, które staną się symbolami i przestrogami dla następnych pokoleń. Nie nauczyliśmy się, jak temu zapobiec, jak powstrzymać nowego zbrodniarza.
To, co dzieje się w Ukrainie, w przestrzeni publicznej w Europie i USA nazywane jest „zbrodnią”, „ludobójstwem”. Jednak słowa te wyrażają nie tylko przekonanie, ale są też terminami prawnymi. I tylko wtedy, kiedy tak zostaną potraktowane, dają szansę na wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych.
Należy więc zdefiniować, czego dopuściła się armia rosyjska w Ukrainie – jakiego rodzaju zbrodni z katalogu praw spisanych w międzynarodowych konwencjach. I na tej podstawie oddać je pod osąd Międzynarodowego Trybunału Karnego.
W Ukrainie już trwa dokumentacja tych zbrodni. W czasach technologii komunikacyjnych łatwiej o jej zebranie niż kiedyś. Ukraiński wywiad przechwytuje rozmowy rosyjskich żołnierzy, którzy opowiadają o swoich czynach przez telefon żonom, satelity fotografują dowody mordów, których Rosjanie chcieliby się wyprzeć. Wydaje się, że świat nie dopuści do tego, by ta masakra, która dzieje się dosłownie na naszych oczach, nie została osądzona.
Czy jednak mu się uda? Chociaż państwa określiły zasady, na których będą reagować, kiedy znowu ktoś popełni zbrodnie, z różnych przyczyn nie reagują albo robią to nieskutecznie. Dlatego od czasu, gdy Stalin i Hitler skrwawili ziemie między sobą, były kolejne ofiary i kolejne symboliczne nazwy: Kambodża, Rwanda, Bośnia, Czeczenia, Syria, Darfur…
W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, co może zrobić świat wobec barbarzyństwa armii rosyjskiej, a głównie – co może zrobić Międzynarodowy Trybunał Karny i czy rozliczenie zbrodni będzie możliwe.
„W Buczy doszło do zbrodni. Niezależnie od tego, jak ją nazwiemy – ludobójstwem, zbrodnią przeciwko ludzkości czy zbrodnią wojenną – Bucza stała się symbolem, jak Auschwitz. Federacja Rosyjska już przez wieki nie uwolni się od tego piętna bez względu na to, co dokładnie ustali Międzynarodowy Trybunał Karny”, pisze socjolog specjalizujący się między innymi w tematyce ludobójstwa prof. Lech M. Nijakowski. „Powinniśmy wspierać działania Międzynarodowego Trybunały Karnego, na przykład finansując je, a nie udawać prawników” – pisze dalej. „Ciągle, tyle dekad po wojnie, nie wyrugowaliśmy masowych zbrodni i pewnie jeszcze długo tego nie zrobimy, choć to oczywiście bardzo trudne zadanie. Mam nadzieję, że zbrodnia w Buczy trochę zmieni naszą świadomość”.
Philippe Sands, profesor prawa specjalizujący się w prawie międzynarodowym i autor książki „Powrót do Lwowa. O genezie ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości”, opowiada w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem o dwóch ścieżkach myślenia na temat tych pojęć, podążając za życiorysem autorów ich definicji – Herscha Lauterpachta i Rafała Lemkina. „Lauterpacht kładł nacisk na ochronę minimalnych praw każdej jednostki z osobna. Lemkin twierdził, że aby ochronić pojedynczego człowieka, trzeba skupić się na grupach, ponieważ ludzie zwykle nie doznają krzywdy z powodu tego, co sami zrobili, ale dlatego, że są częścią grupy dyskryminowanej w określonym czasie i miejscu”.
Mówi też: „Obawiam się, że prawo zaczęło podchodzić do kwestii tożsamości grupowych w problematyczny sposób. Podam praktyczny przykład: dlaczego prezydent Zełenski nazywa to, co dzieje się w Ukrainie, «ludobójstwem»? W kategoriach politycznych jest to rozsądny argument. Zełenski wie, że słowo «ludobójstwo» podnosi kwestię tożsamości grupowej w sposób, w jaki nie podnoszą jej pojęcia zbrodni wojennej czy zbrodni przeciwko ludzkości. Termin «ludobójstwo» wywołuje bardzo silne emocje. Dlaczego jednak jesteśmy tak przejęci akurat ideą ludobójstwa, a nie innymi pojęciami? Ma to związek z owym magicznym czynnikiem, który dostrzegł już Lemkin. Każdy z nas ma głęboko w sobie poczucie więzi z jedną lub kilkoma grupami. Kiedy prawo dotyka tej więzi, zaczyna to z nami silnie rezonować”. Sands przyznaje, że prawnicy w obliczu tego, co się dzieje w Ukrainie, odczuwają bezsilność, jednak dodaje, że Lemkin i Lauterpacht latem w roku 1945 również mogli czuć bezsilność, a jednak wierzyli w potęgę idei. „Prawo międzynarodowe to projekt długoterminowy. Znajdujemy się na samym jego początku. To tylko moment w wielowiekowym przedsięwzięciu. I musimy działać dalej” – mówi.
Czy Putin poniesie konsekwencje za zbrodnie w Ukrainie i prawo wygra tę wojnę? Czy Putin stanie przed Trybunałem w Hadze?
A może musimy pogodzić się z tym, że imperia, dopóki nie przegrają wojny, nie poddadzą się, będą zawsze bezkarne. Dlatego, chociaż zbrodnie z pewnością zostały popełnione na rozkaz Putina, w powszechnym przekonaniu nie odpowie za nie, dopóki stoi na czele niepokonanej Rosji.
Zapraszamy do lektury,
redakcja „Kultury Liberalnej”