Świat „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk to miejsce niezwykłe. Nie tylko dlatego, że ukazuje zagubioną wielokulturową rzeczywistość I Rzeczpospolitej. Jest to przede wszystkim kraj na przednówku nowoczesności.
W świecie przedstawionym przez Tokarczuk dosłownie wszystko może być prawdą. Ksiądz wybiera się do żydowskiego handlarza, żeby kupić trudno dostępną księgę, w której podobno zawarta jest interesująca wiedza. Ludzie mówią, że prorok przebywa w Smyrnie. Był zresztą jeden prorok, ale umarł, potem był drugi, ale też umarł, teraz będzie trzeci prorok – Jakub Frank, który mówi, że wszystkie dotychczasowe prawa należy stosować na opak. Wraz z nowym prorokiem może przyjdzie koniec świata. A może nie przyjdzie. Ktoś ma proroczy sen, ktoś inny przemawia głosem bóstwa, a jeszcze ktoś inny handluje dywanami i przede wszystkim potrzebuje sprawdzonych informacji w kwestii bezpieczeństwa na szlaku.
Jak się w tym wszystkim rozeznać? Nie wiadomo. Jest to świat, w którym każde twierdzenie jest potencjalnie prawdziwe! I tylko jeden Benedykt Chmielowski próbuje usystematyzować istniejącą wiedzę w dziele „Nowe Ateny” – chociaż dokonany przez niego wybór informacji pozostawia niestety wiele do życzenia.
Narodziny Metody
Przeciwieństwem tego chaotycznego świata, w którym prawda czai się wszędzie, jest sformułowanie metody. To właśnie w tym kontekście można zdać sobie sprawę z tego, jak ważny jest sposób myślenia, który Kartezjusz przedstawił w słynnym dziele nie bez powodu nazwanym właśnie „Rozprawa o metodzie”. Jeśli dysponujemy właściwą metodą dochodzenia do prawdy – to nagle zjawia się porządek. Nie można już uwierzyć w cokolwiek. Zanim coś powiemy, trzeba najpierw przedstawić wiarygodną metodę, która uzasadnia nasze twierdzenie. Bo przecież nie każda metoda może być wiarygodna. Na przykład stosowanie metody „na chłopski rozum” zaczyna co najmniej budzić wątpliwości.
Pojawienie się metody naukowej przynosi pewien paradoksalny skutek. Ludzie czasem wyobrażają sobie naukowców jako samotnych geniuszy prowadzących walkę przeciwko całemu światu – taki obraz sugerują nieraz filmy albo media. W praktyce trudno jednak o coś dalszego od prawdy. Natura metody naukowej sugeruje coś wręcz przeciwnego – właśnie tyle, że nie myślimy samodzielnie, a może wręcz nie należy myśleć samodzielnie. Zawsze bowiem uczestniczymy w zbiorowym przedsięwzięciu, opieramy się albo odnosimy się do metod wymyślonych przez poprzedników. Budujemy lub przebudowujemy gmach nauki, który już istnieje. Zadanie polega na tym, żeby dołożyć do tej budowli własną cegiełkę.
Od tradycji do rozumu?
I wszystko ładnie, ale czy można w takim razie powiedzieć, że wraz z wykształceniem się nowoczesnej nauki rzeczywiście zaczął się nowy epizod dziejów – epoka rozumu? Innymi słowy, czy można powiedzieć, że nastąpiło kulturowe przejście od tradycji do racjonalności? Przecież nie całkiem.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na dwa tego powody. Pierwszy jest czysto empiryczny. Wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób ludzie pozyskują informacje na temat wojny Rosji przeciwko Ukrainie. W mediach społecznościowych pełno jest anonimowych profili, które podają informacje o wojnie. Nagle znikąd pojawiają się znawcy tematu. Zyskują wiele tysięcy czytelników.
W praktyce nikt nie pyta ich przecież o Metodę – o źródła wiedzy albo finansowania (dlaczego przedstawiają oni takie, a nie inne informacje?). Może dany profil daje ludziom poczucie przynależności („gość jest podobny do nas, a rozumie, co się dzieje”), może obiecuje udział w tajemnicy („amerykańscy analitycy mówią mi, że…”), a może skutecznie odpowiada na aktualne zbiorowe potrzeby emocjonalne.
Mówienie w tym kontekście o metodologii niektórym wyda się pewnie zabawnie nierealistyczne. Niemniej w komentarzu do filmu Ośrodka Studiów Wschodnich odbiorca chwali materiał przygotowany przez ekspertów od Rosji, wyrażając przy tym pozytywne zaskoczenie, że wideo jest prawie tak ciekawe jak materiały publikowane na jego ulubionym kanale prowadzonym przez anonimowego entuzjastę historii. Kartezjusz by to przeczytał i może pękłaby mu od tego głowa.
Generał przewiduje przyszłość
Jest to pewnie po części wynik słabości oficjalnych mediów, które widocznie nie są zdolne do skutecznego kanalizowania ludzkich potrzeb. W gruncie rzeczy bywa zresztą gorzej – szukając odbiorców, oficjalne media zaczynają upodabniać się do źródeł nieoficjalnych, których nie wiążą żadne konkretne standardy. Nie znaczy to, że amatorskie kanały społecznościowe nigdy nie przestrzegają standardów, a tylko tyle, że z braku oficjalnej Metody nie wiadomo, kiedy ich przestrzegają, a kiedy nie, jakie to są właściwie standardy i czy zamierzają ich przestrzegać zawsze, w sposób systematyczny.
Mamy więc na przykład popularnego generała, który wizytuje kolejne media i mniej więcej co trzy dni z wielką pewnością siebie przewiduje, że już za trzy dni Ukraina wygra wojnę. W adekwatnym słowniku można by powiedzieć: nikt tego nie sprawdza, jest to całkowicie poza systemem. A przecież może budzić zastanowienie, jak to jest właściwie możliwe, że z takiego rodzaju umiejętnościami analitycznymi ów komentator zdołał zostać generałem.
Drugi powód, dla którego nie sposób mówić o przejściu od tradycji do racjonalności, jest fundamentalny. Otóż takie przejście w pewnym istotnym sensie w ogóle nie jest możliwe, ponieważ praktyka naukowa sama jest tradycją kulturową. Narodziny nowoczesnej nauki powodują wykształcenie się kultury eksperckiej, która wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej złożona i trudno dostępna, rozchodząc się z potocznym, codziennym doświadczeniem. A zatem, chociaż naukowcy lubią mówić, że w nauce obowiązuje dyktatura prawdy, a nie demokracja – w praktyce nauka musi sobie znaleźć miejsce w demokracji. Rozumny sposób życia jest osiągnięciem politycznym.