Zawartość ideowa projektu politycznego to tylko jeden z aspektów, które biorą pod uwagę wyborcy. Choć trudno mówić o konsekwencji decyzji wyborczych i głębokiej analizie programów i ścieżek ideowych kandydatów, programowe fundamenty są jednak rozpoznawane przez większość głosujących. Czym więc jest zwycięski projekt Emmanuela Macrona? Słowo, które pasuje tu najlepiej, to „postliberalizm” – jest jasne, że to liberalizm leży u podstaw myślenia Macrona, zarówno w sprawach gospodarczych, obyczajowych, jak i filozoficznych. Jest to liberalizm przełamany, głęboko zmodyfikowany, skrojony pod wyborczy sukces.
Zmiany kursu
Jednym z kluczowych aspektów polityki francuskiej jest stosunek władz do religii: kiedyś katolicyzmu, dziś – islamu. W tej sprawie Macron-filozof hołdował myśleniu swojego mistrza, filozofa Paula Ricœura. Ricœur był zwolennikiem francuskiej zasady neutralności światopoglądowej państwa (laïcité) w wersji otwartej. Zakłada ona chęć zrozumienia religii, kładzie nacisk na kwestię wolności religijnej (prawa do wiary, jak i niewiary). Taki był charakter deklaracji Macrona z roku 2017, gdy startował w wyborach prezydenckich po raz pierwszy. Pogląd ten prezentował długo przed wyborami, gdy zasilił redakcję słynnego liberalno-katolickiego miesięcznika „Esprit”. Podobnym tropem podążał, gdy przemawiał do biskupów w paryskim Kolegium Bernardynów, gdzie samemu nie wychodząc z roli agnostyka, chwalił wkład katolicyzmu w życie Francji.
Ten otwarty laicyzm jednak szybko uległ zmianie. Macron, zauważając zaostrzenie nastrojów antymuzułmańskich we Francji, wywołane w dużej mierze przez powtarzające się zamachy terrorystyczne, sam zaproponował ostry kurs. Po zamordowaniu nauczyciela Samuela Paty’ego przez islamistę za pokazanie karykatury Mahometa, Macron przedstawił prawo o separatyzmie. Za główny cel obrało ono muzułmańskie grupy uważane przez Macrona za radykalne: salafitów, wahhabitów i Bractwo Muzułmańskie (notabene, eksperci od islamu uważają, że większość terrorystów nie rekrutuje się z tych grup). Macron zadecydował o wprowadzeniu zakazu sprowadzenia imamów spoza Francji, a także zakazu nauczania domowego, czasem stosowanego przez muzułmańskie rodziny (ograniczenie ma dotyczyć jednak wszystkich rodzin, nie tylko muzułmanów). W sprawie islamu przeszedł z pozycji dialogicznych na restrykcyjne, uderzając także w muzułmanów, których trudno podejrzewać o jakiekolwiek związki z terroryzmem. Macron poszedł w kierunku wskazanym przez swojego nieformalnego doradcę w tych sprawach Gillesa Kepela, który uważa, że islam jako taki jest źródłem radykalizacji (w przeciwieństwie do Oliviera Roy argumentującego, że radykalizacja przybiera szaty islamu, tak jak kiedyś przyjmowała szaty komunizmu). Za porzucenie pozycji dialogicznej, francuscy liberalni i lewicowi intelektualiści ostro krytykują prezydenta – szerokim echem obił się list, który opublikowali pod jego adresem.
Podobny kierunek przyjął Macron w kontekście imigracji. Niegdyś chwalący politykę otwartych drzwi Angeli Merkel, szybko zmienił front i doprowadził do przyjęcia „Prawa o azylu i imigracji” znacznie ograniczającego te procesy poprzez przyspieszenie tempa rozpatrywania wniosków o azyl, wydłużenie okresu aresztu dla nielegalnych imigrantów oraz przyspieszenie procedury deportacji. Kontynuację twardej polityki zapowiedział natomiast w piśmie skrajnej prawicy „Valeurs actuelles”, co wywołało wielkie zaskoczenie w środowiskach lewicowych.
Liberalne tabu przełamał Macron także w dziedzinie gospodarki. Choć sam był bankierem banku Rothschild, a później liberalnym ministrem gospodarki, jako prezydent nie wahał się decydować o ogromnych zastrzykach finansowych, zarówno dla przedsiębiorstw, jak i zatrudnionych, gdy zaczęła się pandemia. Wprowadził też program darmowych posiłków w szkołach dla dzieci z ubogich rodzin (symbolicznie zrywając z thatcherowskim cięciem kosztów w tej materii). Nie bał się też zadłużać państwa w dobie kryzysu, a także doprowadził do przyjęcia na poziomie Unii Europejskiej dużego Planu Odbudowy, który ma być finansowany ze wspólnych pożyczek państw członkowskich. To także nieortodoksyjna postawa, jak na ekonomicznego liberała. Jako pożegnanie neoliberalizmu można odczytywać także jego walkę na poziomie unijnym o ograniczenie możliwości pracy pracowników delegowanych (co dotknęło wielu Polaków). Odejście od globalizacyjnej „wolnej amerykanki” było w jego polityce widoczne także w momencie, gdy mówił o reindustrializacji i niezależności przemysłowej, mając na myśli niezależność wobec Chin w dobie pandemii, gdy przerwane zostały łańcuchy dostaw.
Postliberalizm Macrona jest produktem pragmatycznym, skrojonym w dwóch celach: wytrącenia populistom ważnych dla wyborców argumentów i pogłębienia kryzysu tradycyjnych partii lewicowych i prawicowych, które nie umieją albo nie chcą odpuścić przekonania o konieczności spójności swoich projektów. Na przykład, lewica rzadko łączy program socjalny z ostrożnością wobec imigrantów, a umiarkowanej prawicy z trudem przychodzi porzucenie przedpotopowego gospodarczego neoliberalizmu.
Macron liberalny
Widzimy więc, że w sprawach związanych z religią, imigracją i gospodarką Macron odszedł momentami całkiem daleko od liberalizmu. A czy są obszary, w których nim pozostał?
Wydaje się, że liberalną naturę ma jego przekonanie o znaczeniu deliberacji dla demokracji. W tekście dla „Esprit” z roku 2012 pisał o jej sile w przeciwdziałaniu kryzysowi demokracji, co zdradza też jego liberalny optymizm antropologiczny. Pisał także o konieczności redukcji skomplikowania procedur podejmowania decyzji. Podczas prezydentury dwukrotnie starał się te idee wprowadzić w życie: po pierwsze, przy okazji Obywatelskiej Konwencji dla Klimatu, po drugie, przy okazji serii wielkich debat narodowych zorganizowanych po fali protestów „żółtych kamizelek”. Pierwszy pomysł zaowocował konkretną strategią, która prawdopodobnie zmieni francuską politykę klimatyczną, drugie były raczej popisem sprawności Macrona w homiletyce: robiły wrażenie, ale nie były rozmową.
Liberalna wydaje się też u Macrona wiara w rozum i Oświecenie – już dawno żaden polityk nie używał tych pojęć tak często i z takim namaszczeniem. Wydaje się, że francuski prezydent chce przywrócić im wigor i wykorzystać je w walce z antyoświeceniowymi ruchami populistycznymi. Bardzo świadomie wprowadził de facto nakaz szczepień we Francji, wypowiadając wojnę antyszczepionkowcom.
Czy w Polsce taki postliberalizm ma rację bytu? Jest dwóch polityków, którzy inspirują się lub zapewne będą inspirować Macronem: Donald Tusk i Szymon Hołownia. Pierwszy, podobnie jak Macron, ma wielki instynkt polityczny, ale w przeciwieństwie do niego z racji ośmiu lat premierostwa w niektórych postulatach byłby miało wiarygodny (na przykład jeśli zapowiadałby wielkie wydatki społeczne). Od Macrona odróżnia go też mało uczuciowy stosunek do Unii Europejskiej – swoje lata brukselskie spędził na solidnym robieniu minimum i przygotowaniu powrotu do Polski, podczas gdy dla Macrona projekt europejski jest w centrum myślenia, jest jedną z jego najważniejszych utopii.
Hołownia może bardziej przypominać Macrona sprzed pierwszych wyborów z racji podobnie małego doświadczenia politycznego (ale i też braku negatywnego bagażu), a także z powodu jego eksperymentowania z demokracją (przez silne osadzenie w środowisku NGO-sów). Zagadką jest jego słuch polityczny – w przeciwieństwie do Macrona, Hołownia nie wyprzedził swoich konkurentów o kilka długości w zakresie erystycznej sprawności (choć im nie ustępuje), nie pokazał też jeszcze, że jest liderem, który bez kompleksów siada do rozmów z kluczowymi postaciami światowej polityki. System polityczny w Polsce w porównaniu z Francją powoduje jeszcze jedną trudność: słabsza funkcja prezydenta sprawia, że są dwa główne stanowiska (prezydenta właśnie, premiera, a czasem też lidera partii rządzącej) – do każdej z tych ról potrzebne są trochę inne kompetencje. We Francji wszystko kręci się wokół prezydentury, dlatego Macron mógł sobie podarować budowę silnej partii (La République En Marche to właściwie komitet wyborczy), o czym Tusk i Hołownia mogą tylko pomarzyć.