Niemal dokładnie sześćdziesiąt lat temu, 20 grudnia 1963 roku, miało miejsce niezwykłe wydarzenie. W samym środku gomułkowskiej „małej stabilizacji” Warszawę odwiedził Demon. Co więcej, spotkał się z dziennikarzami i po krótkim oświadczeniu odpowiedział na kilka pytań.

Nie znamy szczegółów tego wydarzenia. Nie wiemy dokładnie, gdzie miała miejsce ta konferencja prasowa ani którzy z przedstawicieli mediów w niej uczestniczyli. Demon mówił tam jednak rzeczy niebłahe – postawił bardzo rzeczową analizę kondycji moralnej ludzkości połowy XX wieku. Najważniejszy problem, twierdził, polega na tym, że ludzie przestali traktować zło jako trwały element naszej natury i nieusuwalny element rzeczywistości, a zaczęli postrzegać je jako pewien przypadek, uwarunkowaną cechę, nad którą możemy skutecznie pracować. Od tysiącleci diabeł był tym, który uosabiał nieusuwalność zła – biblijny „szatan” to przecież dosłownie „przeciwnik”, którego zadaniem jest wodzić człowieka na pokuszenie i w ten sposób utrudniać stawanie się lepszym. To się jednak zmieniło, mówił w Warszawie Demon. Ludzie nie dopuszczają już do siebie myśli, że zło jest trwałym elementem świata. 

A przecież „[z]ło jest rzeczą, zwyczajnie, jak rzecz. Nie, wy o tym nie chcecie wiedzieć. W obliczu wszystkich spustoszeń, do końca świata będziecie sobie powtarzać z maniackim uporem: tak jest, tak się stało, po prostu tak się stało, a może stać się inaczej: zło jest zdarzeniem, zachodzi przypadkiem tu i ówdzie, a gdy mu się sprzeciwić z dostateczną energią – nie zachodzi. Koniec świata zastanie was pogrążonych w pewności, że koniec świata jest przypadkiem. Nie wierzycie w diabła” [1].

Jakimś cudem [sic!] stenogram z tej konferencji dostał się w ręce filozofa Leszka Kołakowskiego, który później przedstawił ją swoim czytelnikom. Zapewne jednak najpierw podzielił się tym odkryciem ze swoimi współpracownikami i studentami. Czy był wśród nich dwudziestoletni Marcin Król, który później będzie pisał u Kołakowskiego pracę magisterską, a na wiele lat połączy go z nauczycielem przyjaźń, zarówno w wymiarze intelektualnym, jak i osobistym? Możemy przypuszczać, że tak.

Jak wyjść z impasu

Zmarły przed niespełna dwoma laty Król był bez wątpienia jednym z najważniejszych polskich intelektualistów ostatnich kilkudziesięciu lat. Dziełem jego życia była „Res Publica”, jeden z pierwszych polskich magazynów intelektualnych, próbujący analizować rzeczywistość społeczno-polityczną w sposób pogłębiony, nie w formie bieżącej publicystyki, a raczej erudycyjnych esejów odwołujących do najważniejszych nurtów myśli Zachodu. Podobny charakter miały jego książki – prace na temat dziewiętnastowiecznej myśli polskiej i dwudziestowiecznego liberalizmu były próbami osadzenia współczesnego doświadczenia politycznego w tym, co uważał za najlepsze i najbardziej wartościowe zarówno z narodowej, jak i ogólnozachodniej tradycji myślenia.

W ostatnich latach rozgłos przyniósł mu wywiad dla „Gazety Wyborczej”, gdzie gorzko skrytykował postawę elit solidarnościowych (w tym i własną rolę) podczas transformacji ustrojowej na początku lat dziewięćdziesiątych. Ślepe zachłyśnięcie się prostymi rozwiązaniami, szczególnie w sferze ekonomicznej, twierdził Król, sprawiło, że znaczna część polskiego społeczeństwa nie odnalazła się w nowej rzeczywistości, przez co w ogromnej mierze rozpadła się nasza wspólnota polityczna. Wywiad z lutego 2014 roku okazał się proroctwem nastrojów politycznych, które doprowadziły do zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości rok później, ale wpisywał się też w szerszą analizę powszechnego resentymentu i populistycznego zwrotu na Zachodzie, czego przejawem były między innymi referendum w sprawie brexitu i zwycięstwo Donalda Trumpa w 2016 roku.

Taka diagnoza nie była jednak zaskoczeniem dla czytelników Marcina Króla. Przez ostatnie dziesięć lat opublikował serię erudycyjnych książek-esejów, których motywem przewodnim był kryzys współczesnego świata i próby odwoływania się do historii, aby tam znaleźć źródło inspiracji do wyjścia z impasu. Już same tytuły tych prac są wymowne: „Europa w obliczu końca” [2012], „Klęska rozumu” [2013], „Lepiej już było” [2016], „Do nielicznego grona szczęśliwych” [2018]. Podobny charakter zapewne miała mieć ostatnia książka, której filozof nie zdążył skończyć. Wydawnictwo Iskry zdecydowało się wydać jeden dłuższy fragment „Pakuję walizkę”, który był już przygotowany przez autora. Do tego eseju dodano posty, które Marcin Król publikował na swoim profilu facebookowym między kwietniem a październikiem 2020 roku, a całość poprzedzono wstępem historyczki z Uniwersytetu Yale Marci Shore.

Niezbywalność religii i błąd Kościoła

Tytułowy esej nowego zbioru ma bardzo podobną wymowę jak wcześniejsze książki. Filozof pakuje walizkę przed wielką podróżą w nieznane – to, czego doświadczamy od kilkunastu lat, to nie po prostu kolejne przesilenie dotychczasowego porządku, „nie wielki kryzys, ale wielka granica między znanym i zupełnie nieznanym” [s. 53]. Kilkadziesiąt szczęśliwych lat, których doświadczyła cywilizacja Zachodu po drugiej wojnie światowej, nieuchronnie dobiegło końca. Polska, niestety, załapała się tylko na ostatni etap tego okresu. Jednym z fundamentów tego złotego wieku była próba zbudowania europejskiej wspólnoty od nowa, a to znaczyło przynajmniej częściowe „zapomnienie” naszej dotychczasowej historii – wszak kluczowym elementem powojennej współpracy musiało być możliwie przejście do porządku dziennego nad setkami lat wzajemnych krzywd między różnymi narodami. Ten proces był niezbędny, twierdzi Król, ale ma też oczywiście swoje katastrofalne skutki, które objawiają się dziś. Jesteśmy intelektualnie, a właściwie duchowo upośledzeni, brakuje nam języka i wyobraźni, aby przygotować się do przyszłości.

Najbardziej rozczarowujący w tym procesie jest zdaniem Króla Kościół katolicki. W ostatnich dekadach Kościół porzucił swoją prawdziwą misję, przestał zajmować się podejmowaniem na nowo i na poważnie pytań o Boga, człowieka, zbawienie i zło. Zamiast metafizyki zaangażował się w problemy dnia codziennego i rozważania o moralności w sferze publicznej, które są oczywiście ważne w kontekście życia pojedynczego człowieka i problemów tego świata, ale Kościół powinien być przecież instytucją nie z tego świata. Jak może być pomostem między doczesnością a wiecznością, jeśli rozważania na temat płci przedkłada nad rozważania na temat Ducha Świętego? Zamiast filozofii i teologii, mamy katolicką naukę społeczną, gorzko konkluduje Król. 

A takie rozważania są absolutnie niezbędne. Zdaniem filozofa wspólnota polityczna musi być przede wszystkim wspólnotą przekonań etycznych, a to oznacza istnienie jakichś ostatecznych, niepodważalnych kryteriów prawdy i dobra [s. 63]. Za Leszkiem Kołakowskim będzie powtarzał, że w naszej kulturze źródłem tych kryteriów była historycznie religia, dlatego jeśli zapomnimy o religii, to zerwiemy nić łącząca nas z przeszłością, przestaniemy rozumieć jądro kodu kulturowego, którym Europejczycy posługują się od dwóch tysięcy lat. Nie będziemy po prostu rozumieć, kim jesteśmy ani gdzie jesteśmy. Dlatego do walizki przed podróżą w Wielkie Nieznane Marcin Król pakuje dorobek historii kultury, autorów z przeszłości, których wrażliwość i rozumienie świata dają przynajmniej jakieś punkty orientacyjne w tej długiej drodze:

„W ostatecznym rachunku [jesteśmy] tylko ze sobą i nielicznymi szczęśliwymi, którzy są nam bliscy, żyjący i nieżyjący.

Czy za to spotyka nas kara? Tak – oddalenie od świata opowieści i zręcznej mitomanii. Czy za to dostajemy nagrodę? Tak, uczestnictwo w odwiecznym duchowym łańcuchu, chociaż tylko jako jedno z jego ogniw” [s. 78].

Filozofia demokracji w postach

Druga część książki to wpisy Marcina Króla z jego facebookowego profilu. Nie do końca jeszcze umiemy analizować takie formy wypowiedzi. W starożytności internetu istniało coś takiego jak „blogi”, które miały być bardziej osobistą przestrzenią w świecie cyfrowym, gdzie autorzy mogli teoretycznie dzielić się ze swoimi czytelnikami w takiej formie, jaką uznali za stosowną. Dziś jednak nikt już nie czyta blogów, a przemiany dyskursu publicznego spowodowane przez upowszechnienie się mediów społecznościowych wymagają od autorów lapidarności wypowiedzi, stawiania od razu jednoznacznych, zwracających uwagę tez (jak na przykład „Byliśmy głupi!”). Filozofowanie w 140 znakach na Twitterze udźwignąłby chyba tylko geniusz Heraklita. Post facebookowy jest czymś pomiędzy i pewnie najbliżej mu do staromodnego felietonu. To nowa forma, gdzie ogólne rozważania na tematy ważne przeplatają się z komentarzem do codziennych wydarzeń.

Taki charakter mają właśnie wpisy Marcina Króla. Filozof zaczął publikować swoje notatki na początku pandemii. Ich głównym kontekstem 2020 roku były oczywiście kolejne obostrzenia w życiu codziennym, ale też cała hucpa związana z organizacją wyborów prezydenckich, a w ostatnich wpisach wydarzenia związane z zakazem aborcji i ruchem „Strajku Kobiet”. Wydawca zdecydował się tylko minimalnie redagować wpisy filozofa i nie opatrzył ich żadnymi przypisami. Niespełna dwa lata później mamy jeszcze świeżo w pamięci wydarzenia 2020 roku, obawiam się jednak, że za kilka lat część tych tekstów może być niezrozumiała, szczególnie dla młodszych czytelników („Budzę się z krzykiem, bo śni mi się straszna twarz Sasina”, s. 103).

Niemniej jednak głównym tematem internetowych wpisów Króla jest próba znalezienia rozwiązania dla problemów przedstawionych w eseju „Pakuję walizkę”. Przede wszystkim, problemów politycznych – pytań o to, jaka ma być nowa wspólnota polityczna, którą musimy budować od nowa. Filozof stara się wyobrazić sobie nowy porządek świata i szuka języka dla jego opisu. Jego wstępna diagnoza jest jasna: model liberalnej demokracji, który funkcjonował w świecie zachodnim od 1945 roku, jest nie do utrzymania. Alternatywa, przed jaką stoimy, to albo technokratyczny liberalizm bez demokratycznej legitymizacji, albo próba wypracowania demokracji od nowa.

Na nowo uwierzyć w diabła

Marcin Król „jest całym sercem i umysłem za tym drugim rozwiązaniem” [s. 87]. Wpisy facebookowe składają się na przyczynek do prób wyobrażenia sobie, jak taka nowa demokracja miałaby wyglądać. To swoista „podróż demokratyczna” w przyszłość naszej cywilizacji. Znów, dla śledzących twórczość filozofa taka teza nie jest zaskoczeniem, jest to właściwie próba rozwinięcia, a może raczej popularyzacji pomysłów, które przedstawiał już w takich książkach jak „Słownik demokracji samorządowej” [2014] czy „Jaka demokracja?” [2017]. 

Ponieważ wspólnota musi być zdaniem Króla przede wszystkim wspólnotą wartości, to jej podstawą nie może być kompromis, jak przez ostatnie kilkadziesiąt lat, ale raczej zgoda, fundamentalne porozumienie co do zasad moralnych. Filozof ma świadomość, że jego przemyślenia nie są podstawą do żadnego praktycznego programu politycznego, ale raczej propozycją idei, które byłyby drogowskazami w tej podróży do nowej demokracji: „Zgoda to marzenie idealistów w polityce. Ich odwiecznym wrogiem są realiści. Zgoda to idea zmiany postaci tego świata. Drogę pokazał Jezus Chrystus (nie Kościół)” [s. 91]. Nowa demokracja potrzebuje nowej opowieści o naszej wspólnocie, a podstawą tej opowieści powinny być „cnoty”: powściągliwość, odwaga, wierność, uczciwość, mądrość; oraz „dyspozycje”: skłonność do ryzyka, intuicja, empatia, stanowczość i konsekwencja. Oczywiście, czeka nas po drodze wiele problemów, ale dlatego też musimy na nowo uwierzyć w diabła. Bo diabeł to przeciwnik, z którym można się pojedynkować i od czasu do czasu zwyciężać. Jego istnienie jest świadectwem tego, że nigdy nie będziemy idealni, ale zawsze możemy starać się być lepsi [s. 66].

Odwykliśmy od takiego języka w myśleniu o polityce. Jeśli potraktować „Pakuję walizkę” jako swoisty testament Marcina Króla, to jego najważniejszym przesłaniem jest to, abyśmy znów zaczęli brać siebie na poważnie, „siebie” to znaczy naszą tradycję intelektualną i historię. „Kryzys nowoczesności polega, między innymi, na ucieczce od filozofii lub na jej lekceważeniu” [s. 200]. Największym grzechem ostatnich kilkudziesięciu lat było porzucenie wielkich pytań filozofii, pytań, które są najważniejsze, zarówno dla życia jednostki, jak i wspólnot, tych pytań, na które nigdy nie będzie ostatecznej odpowiedzi, a które należy ciągle zadawać na nowo – o wolność, o równość, o zło, o prawdę. O sens życia. Naszym wielkim skarbem, który dostaliśmy z przeszłości, jest wielka tradycja zachodniej kultury – „nieliczne grono szczęśliwych” – którą spakował do swojej walizki Marcin Król. Bez nich nasza podróż ku demokracji przyszłości zamieni się w spacer po manowcach.

Przypis:

[1] Leszek Kołakowski, „Bajki różne. Opowieści biblijne. Rozmowy z diabłem”, Iskry, Warszawa 1990, s. 216.

 

Książka:

Marcin Król, „Pakuję walizkę”, Iskry, Warszawa 2021.