I Autonomia Palestyńska, i „New York Times” jednoznacznie uznały, że za śmierć palestyńskiej dziennikarki Szirin Abu Akli odpowiada Izrael; jej zabójstwo potępiła też, w bezprecedensowym jednomyślnym oświadczeniu, Rada Bezpieczeństwa ONZ. Przesłanie jest jednoznaczne: tydzień temu Izrael zamordował palestyńską dziennikarkę, a izraelska policja pastwiła się nad jej żałobnikami, ku jednomyślnemu oburzeniu świata. W tym stuleciu już co najmniej kilkunastu palestyńskich dziennikarzy zginęło podczas pełnienia obowiązków zawodowych. I choć w Izraelu/Palestynie nie jest tak niebezpiecznie, jak na przykład w Meksyku, gdzie ginie kilkunastu dziennikarzy rocznie, to każda taka śmierć jest brutalnym zamachem na osobę, ale i na prawo obywateli do informacji.
Tak długo, jak Izrael pozostanie demokracją, będzie za tłumienie praw Palestyńczyków zasadnie potępiany. Turcja może nieporównanie brutalniej traktować Kurdów, Maroko okupować Zachodnią Saharę, Iran prześladować i Kurdów, i Azerów, Arabów oraz Beludżów – nie wzbudza to nawet części oburzenia, jakie wywołuje izraelska przemoc. Jest w tym i rasistowskie lekceważenie innych narodów („no bo czego się spodziewać po takich Turkach czy Arabach”), i cechujące się hipokryzją oczekiwanie od Izraela, by stosował się do wyższych niż ktokolwiek standardów („tyle się niby wycierpieli, a teraz sami nie lepsi”). Nie są to powody, by od oburzenia odstąpić, ale wystarczą, by przyjrzeć się baczniej jego powodom.
Gdy uzbrojeni Palestyńczycy ostrzeliwali wojska izraelskie, usiłujące dokonać aresztowań w Dżeninie, doszło do starć. W ciągu ostatnich tygodni w palestyńskich atakach terrorystycznych zginęło dziewiętnastu izraelskich cywili; połowa sprawców pochodziła z Dżeninu i miała tam wspólników. Nie mogąc liczyć na pomoc organów palestyńskich (to, że przewodniczący Autonomii Mahmoud Abbas w ogóle potępił niektóre zamachy, już było sukcesem), Izraelczycy próbowali sami dokonać aresztowań – i znaleźli się pod ogniem. Wtedy zginęła Abu Akla, a później, z odniesionych ran, jeden Palestyńczyk i jeden żołnierz izraelski.
Palestynkę zabiła kula z amerykańskiego M16, używanego i przez siły izraelskie, i przez palestyńskie. Świadkowie mówią, że była to kula izraelska – ale podczas chaotycznej wymiany ognia trudno to jednoznacznie stwierdzić. W 2000 roku podczas strzelaniny w Netzarim w Gazie zginął dwunastoletni Mohammad a-Dura. Wówczas też świadkowie twierdzili, że zabili go Izraelczycy, co zrazu, bez dochodzenia, potwierdziło izraelskie wojsko.
Dopiero późniejsze analizy balistyczne udowodniły, że miejsca, gdzie zginął chłopiec, nie mógł dosięgnąć ogień z żadnego izraelskiego stanowiska. Musiała go trafić, co balistycznie możliwe, zbłąkana palestyńska kula. Ale w międzyczasie zdjęcie przerażonego dziecka stało się symbolem, który – jak stwierdziła francuska dziennikarka Catherine Ney – „unieważnia obraz żydowskiego chłopca z podniesionymi rękami w warszawskim getcie”.
Czy podobną ikoną stanie się też fotografia zabitej dziennikarki? Palestyńscy biegli, którzy przeprowadzili autopsję, uznali zgodnie z prawdą, że nie pozwala ona ustalić, kto strzelał – ale nie przeszkodziło to palestyńskiej prokuraturze w oskarżeniu Izraela. Prawdy nie da się jednak ustalić bez badań balistycznych kuli wydobytej z ciała ofiary i porównania jej cech z cechami broni użytej w starciu – ale Palestyńczycy odmówili udziału w izraelskim dochodzeniu i odmówili Izraelowi oraz organizacjom międzynarodowym udziału w swoim. Pozostanie więc badanie linii ognia, dużo trudniejsze niż w sprawie a-Dury, bo strzelcy się przemieszczali – choć z dotychczasowych ustaleń obciążające raczej stronę izraelską. Ale „New York Times”, a opinia światowa wraz z nim, już wydały jednoznaczny wyrok. Czołowa arabska dziennikarka Baria Alamuddin ogłosiła Palestynkę „męczennicą prawdy o izraelskiej nieludzkości”.
Przyczyniło się do tego późniejsze skandaliczne zachowanie izraelskiej policji podczas pogrzebu – a ściślej: przy wyprowadzaniu zwłok ze szpitala. Zgodnie z ustaleniami z rodziną, trumna miała zostać stamtąd przewieziona karawanem do kościoła na jerozolimskim Starym Mieście (Abu Akla była chrześcijanką). Została jednak na dziedzińcu przyszpitalnym uprowadzona przez palestyńskich działaczy, żądających konduktu pieszego, który przekształcić by się musiał w ogromną manifestację. Tylko część jej uczestników zdołałaby się zmieścić w ciasnych uliczkach starówki; reszta pozostałaby w tłumie poza murami – i groźba starć z policją dramatycznie by wzrosła.
By temu zapobiec, policja usiłowała odzyskać trumnę i zwrócić ją rodzinie, co w końcu się stało; przewiózł ją karawan i dalszych zamieszek nie było. Tyle tylko, że trudno o lepszy dowód bezmyślności i okrucieństwa niż bicie żałobników, nawet jeśli uprowadzili trumnę; rodzina i arcybiskup Jerozolimy potępili zachowanie policji. Zadaniem służb było zapobiec zamieszkom, a nie je prowokować. Kadry poszły w świat.
Nigdy się pewnie nie dowiemy, kto zabił Abu Aklę, ale wszyscy będą i tak wiedzieli, że Izrael. Tylko dociekliwi się dowiedzą, jaka była przyczyna zamieszek na pogrzebie, ale wszyscy będą i tak wiedzieli, że był nią sadyzm izraelskiej policji. Rada Bezpieczeństwa potępiła sprawców tej akurat dziennikarskiej śmierci, choć tylko w tym roku zginęło 32 innych naszych kolegów, od Kazachstanu po Meksyk, nie budząc oburzenia dostojnej instancji.
Wszystkie państwa członkowskie Rady zresztą też zabijały dziennikarzy, a niektóre czynią to nadal. Dlatego tekst rezolucji winien był zawierać także potępienie mordowania dziennikarzy w ogólności, nie tylko w tym akurat szczególnym wypadku – ale stosowne sformułowania zostały, na żądanie Rosji i Chin, usunięte. Mamy więc potępienie w szczególe, milczenie w ogóle, i nadal niejasność co do faktów. Napiętnowanie za to jest jednoznaczne i jasne.