Wysłuchałem dziewięciu godzin podcastu premiera Morawieckiego. Cóż, nie trwało to może aż dziewięć godzin. Tempo odtwarzania można w aplikacji trochę przyspieszyć. Niemniej było to 41 odcinków cyklu, który Morawiecki zaczął nagrywać we wrześniu 2021 roku. W ostatnim, piątkowym odcinku podsumowuje pierwszy sezon podcastu – więc i my możemy podsumować go wspólnie z nim.
Ktoś stwierdzi: po co słuchać dziewięciu godzin podcastu premiera Morawieckiego? Premier reklamuje swój cykl hasłem „polityka z pierwszej ręki”, ale przecież nie po to chce mówić do ludzi bez pośredników, żeby nam mówić prawdę, lecz po to, żeby uniknąć kontroli i trudnych pytań. A więc zapewne niczego się nie dowiemy o prawdziwej polityce!
Cóż, można by na to odpowiedzieć: jest to trochę jak na psychoanalizie. Dajcie komuś mikrofon na dziewięć godzin, a w końcu powie wam o swoich najskrytszych marzeniach, nawet jeśli tego nie planował – będą one bowiem ujawniać się z upływem czasu w jego wypowiedziach. Pewien problem wiąże się z tym, że Morawiecki ma szczególne powody, żeby się pilnować, ponieważ jest wrażliwy na ocenę ze strony surowego superego w postaci Jarosława Kaczyńskiego. Ale Jarosław Kaczyński nie ma własnego podcastu i nie możemy na to nic poradzić, możemy więc przynajmniej wsłuchać się w to, co premier odsłania i co próbuje ukryć.
Jest jednak i drugi powód do sceptycyzmu. Zaledwie kilka dni temu prezes Kaczyński zasugerował w TVP, że jego następcą w PiS-ie powinien być Mariusz Błaszczak, z czego mogłoby wynikać, że to, co ma do powiedzenia Mateusz Morawiecki, ma raczej niewielkie znaczenie. Ale to byłoby przesadą. Wypowiedź Kaczyńskiego już tonowano, a władza premiera wciąż jest spora, nawet jeśli nie jest we współczesnej Polsce decydująca.
Jeśli jednak ktoś w dalszym ciągu będzie przekonywać, że to, co mówi premier, nie ma większego znaczenia – i postanowi nie czytać dalszej części tego tekstu, poświęconej treści jego podcastów – nie będę go za to winić; PiS samo pracowało na to, żeby ludzie mogli myśleć w ten sposób.
Między PiS-em a neoliberalizmem
Z tych 41 odcinków wyłaniają się trzy główne wątki. Po pierwsze, atak na neoliberalizm – i związana z tym obrona sprawiedliwości społecznej. Morawiecki stwierdza, że stoi na czele „najbardziej prospołecznego rządu w Polsce” i mówi o „neoliberalnej opozycji”. Premier wielokrotnie powtarza, że naczelnym założeniem rządów PiS-u jest aktywne państwo, które pomaga Polakom w potrzebie, w tym w kryzysie, natomiast za czasów Balcerowicza, a także Tuska, każdy miał sobie radzić sam.
Biernemu państwu z przeszłości Morawiecki przeciwstawia program „Polskiego Ładu” jako najambitniejszy pakiet reform od trzech dekad, który wprowadza bardziej sprawiedliwe rozwiązania podatkowe – chociaż w pewnym momencie ten wątek się kończy i premier już do niego nie wraca. Brakuje zatem informacji, że owego bardziej sprawiedliwego systemu podatkowego nie udało się wprowadzić w życie, ponieważ rząd tak się przy tym zakiwał, że plany poszły w łeb.
Morawiecki próbuje również pokazać, że o ile opozycja utknęła gdzieś w przeszłości ze swoim neoliberalizmem, o tyle on jest na czasie – i zajmuje się na międzynarodowych konferencjach awangardowymi tematami, takimi jak kapitalizm inwigilacji (w tym kontekście powołuje się na książkę psycholożki społecznej Shoshany Zuboff). Mówi też, że przeciwdziałanie zmianom klimatu, co uznaje za „jedno z największych wyzwań naszych czasów”, nie może się odbyć kosztem zwiększenia nierówności.
Głód tożsamości
Po drugie, jest przekaz patriotyczny i tożsamościowy. Oczywiście, pojawia się go najwięcej w kontekście napaści Rosji na Ukrainę, gdy Morawiecki jednoznacznie mówi o naszym obowiązku pomocy Ukrainie oraz Ukraińcom, a także dziękuje Polakom za solidarną postawę: „zawsze byliśmy i będziemy po stronie wolności”.
Ale niezależnie od tego, Morawiecki w wielu odcinkach tworzy aksjologiczną podbudowę dla opisanej wyżej solidarnościowej opowieści, a także splata własną biografię z polską kulturą i historią społeczną. Mówi więc o znaczeniu powstania warszawskiego, inspirującym wpływie ojca Kornela, jak również zmarłego niedawno pisarza Jarosława Marka Rymkiewicza (o którym również pisałem), a także o filozofii zmarłego w ostatnim czasie brytyjskiego konserwatysty Rogera Scrutona, który pokazywał, że „wszystko zaczyna się od więzi”.
Do tego dochodzi powracający motyw niezależnego miejsca Polski w Europie. Premier więcej niż raz wspomina o książce Larry’ego Wolffa „Wynalezienie Europy Wschodniej”, która przedstawia, w jaki sposób Zachód kształtował sobie wyobrażenie zapóźnionego Wschodu. Miały z tego następnie wynikać niesłuszne polskie kompleksy wobec Zachodu, które Morawiecki chce przełamać.
Od „Diuny” do „Gierka”
Wreszcie, po trzecie, premier próbuje być fajny. Czasem te próby kończą się bez powodzenia. Na przykład, Morawiecki w dziwny sposób używa wyrażenia „ok, boomer”. Jak wyjaśnia w podcaście tym, którzy twierdzą, że Polska powinna przejść zieloną transformację w takim samym tempie jak kraje zachodnie, odpowiada: „ok, boomers”. Wyjątkowo pechowe użycie, ponieważ akurat osoby mówiące „ok, boomer” raczej domagałyby się szybszej zielonej transformacji, a boomerzy to raczej ci, którzy – tak jak Morawiecki – woleliby spowolnić zmianę.
Ogółem premier próbuje się przedstawiać jako zwykły gość, który ma kontakt z tym, co dzieje się w kulturze popularnej (choć jest również zabiegany i wiele razy zaznacza, że dany podcast nagrywa w pośpiechu, jak to człowiek ciężkiej pracy). W roli owego konserwatywnego normalsa, Morawiecki nie wypiera się PiS-u, przypomina czasem o tym, która partia odpowiada jego ideałom, ale nie jest też nachalnie partyjny (co zresztą może wyjaśniać preferencję Kaczyńskiego dla Błaszczaka). Poleca natomiast książki i filmy.
Co poleca? Mówi o „Diunie”, która jest „lustrem współczesności”, wspomina Stanisława Lema, żegna zmarłego Krzysztofa Krawczyka. Gorąco poleca książkę „Zapaść” Marka Szymaniaka o problemach transformacji w mniejszych miastach. Mówi o tym, że ostatnio ukazuje się wiele książek na temat historii narodowej albo ludowej, co sugeruje głód tożsamości, a w szczególności poleca „Dzieje Polski” Andrzeja Nowaka. Wspomina o drugim sezonie serialu „Wiedźmin”, dzięki któremu polska kultura zatacza coraz szersze kręgi. Mówi też o filmie „Top Gun”, który jest opowieścią o honorze i poświęceniu. W święta ogląda „To właśnie miłość”, czyli „wysokogatunkową komedię romantyczną”. Z kolei z filmu „Nie patrz w górę” wyciąga wniosek, że trzeba krok po kroku zmieniać świat na lepsze, zamiast szukać winnych – co brzmi, jakby nie słyszał nigdy o partii Prawo i Sprawiedliwość, która przede wszystkim najpierw szuka winnych.
Premier poleca też książkę „Game changer” Michała Kolanko (o której pisałem niedawno), którego chwali za to, że potrafi zachować dystans wobec wszystkich sił politycznych, ponieważ „o to chodzi w dobrym dziennikarstwie” – co siłą rzeczy stawia pod znakiem zapytania działalność TVP. Morawiecki wskazuje przy tej okazji najważniejszy jego zdaniem game changer epoki PiS-u: „skończyliśmy robić politykę ponad głowami ludzi”. Pozytywnie wypowiada się również o książce „Nie ma i nie będzie” Magdaleny Okraski, która w jego ujęciu pokazuje miejsca w Polsce oszukane przez neoliberalizm: „Polska musi być dla wszystkich, a nie dla nielicznych”. Nie poleca za to filmu „Gierek”, którego co prawda, jak zaznacza, nie widział i raczej nie obejrzy, ale zobaczył zwiastun, a także czytał recenzje. Przypomina, że postęp gospodarczy czasów Gierka był na kredyt i nie do utrzymania, natomiast w sensie politycznym czasy gierkowskie nie dały Polakom więcej wolności.
Milczenie sędziów
O czym więc Morawiecki nie mówi? Rzecz jasna, nie mówi za bardzo o tym, co niewygodne. Ale zamiast wchodzić w szczegóły, chciałbym powiedzieć o ważnym przykładzie, którym jest sądownictwo. O ile solidarnościowo-tożsamościowo-fajnopolacką opowieść premiera można racjonalnie kupić – i nic dziwnego, że cieszy się ona w społeczeństwie pewną popularnością – o tyle w kontekście sądów łączy się ona w toksyczny splot z niedemokratycznymi wątkami polityki PiS-u, o których premier już nie wspomina.
Weźmy przykład. Ostatnio Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok w sprawie sędziego Żurka, który był w przeszłości rzecznikiem Krajowej Rady Sądownictwa, a następnie podlegał szykanom ze strony aktualnej władzy za krytykę zmian w sądach wprowadzanych przez Zjednoczoną Prawicę. Otóż ETPC powiedział, że w sytuacji, w której zagrożony jest system praworządności, sędziowie mają wręcz obowiązek reagować publicznie.
Tyle że dla premiera Morawieckiego krytyka niewłaściwych działań rządu przez sędziów będzie od razu utożsamiona z polityką opozycji – tymczasem opozycja jest przecież „neoliberalna” i nie troszczy się o Polaków. Z kolei krytyka ze strony europejskiego sądu będzie „zachodnia”, a przecież Zachód, jak wykazał Wolff, kieruje się w sprawie Polski stereotypami – tymczasem my nie możemy się poddać zachodniemu spojrzeniu, tylko musimy działać w sposób suwerenny.
Tym sposobem słuszna i rzeczowa krytyka, dotycząca konkretnych działań, do których nie powinien się posuwać demokratyczny rząd – zostaje przez ten rząd odrzucona z powodów abstrakcyjnych, niedotyczących sedna sprawy. W odpowiedzi, w razie potrzeby, upartyjniony Trybunał Konstytucyjny orzeknie tak, jak sobie życzy partia rządząca – i ewentualnie ogłosi, że tego rodzaju wyrok ETPC jest nieważny. A to już nie służy zwykłym Polakom, lecz tylko partii rządzącej, gdy nie chce ona działać zgodnie z demokratycznymi standardami.