Po śmierci Eliasa Canettiego w 1994 roku Andrzej Szczypiorski napisał w tygodniku „Wprost”: „Wszyscy powiadają, że był wielkim autorem, ale nikt dotychczas nie napisał, że Canetti był bardzo mądry. Pisarzy wybitnych jest wielu, niektórzy nawet pisują rzeczy mądre, ale Canetti był mędrcem prawdziwym, był studnią mądrości” [„Odejście mędrca”, „Wprost” 1994, nr 36, s. 79–80]. Objaśnił następnie, że na studzienną mądrość Canettiego złożyły się głównie dwa elementy – uświadomienie sobie, a także swoim czytelnikom ludzkiej śmiertelności oraz poddawanie się przemożnemu wpływowi własnej matki, której silna osobowość wywarła na tym pisarzu całożyciowe piętno.

Intrygujące jest to pasowanie na studnię. Chciałoby się wręcz zapytać – co tak naprawdę trzeba zrobić, żeby zostać studnią mądrości? Bo przecież nie sposób potraktować poważnie wyjaśnienia podanego przez autora „Początku”. Nie wierzymy, że w tym celu wystarczy wiedzieć, iż jesteśmy śmiertelni i mieć nie do końca przepracowany kompleks Edypa, i że to wystarczy również, aby wznieść się ponad poziom zwykłej wybitności oraz nieco wyższy od tamtego poziom mądrej wybitności. W tym przypadku nieco poważniejsza odpowiedź jest względnie prosta – aby zostać studnią mądrości, należy napisać szereg książek, których treść i postać stylistyczna zachwycą kolegów po fachu obdarzonych nieco mniejszym potencjałem, a także mających dostęp do opiniotwórczych tygodników (mowa o sytuacji z końca XX wieku). Ale temat ten warto też podrążyć trochę głębiej.

Mądrość Canettiego jest mądrością typu biblioteczno-biurkowego. Jego utwory literackie i eseistyczne, nawet te, które powstały jako wynik obserwacji czynionych podczas podróży do egzotycznych krajów, mają w większości pokrój rozpraw akademickich pisanych na stopień naukowy, a tylko dla niepoznaki przebranych za teksty artystyczne. Lecz bardziej istotne jest, że za tą starannie upozowaną mądrością kryje się nienawiść do ludzi. Canetti, sądząc po jego twórczości, nienawidził swoich bliźnich za ich niedoskonałość i głupotę. Pięknie ukazał te emocje w pierwszej i jedynej napisanej przez siebie powieści, „Die Blendung”, której tytuł znaczy po niemiecku „oślepienie” albo „oślepnięcie”, ale może też znaczyć „olśnienie”, a na język polski przełożono go obcą frazą „Auto da fé”. Głównym bohaterem tego dzieła jest całkowicie oderwany od rzeczywistości uczony sinolog żyjący wyłącznie wśród swoich książek, który pada ofiarą podłości otaczających go osób – bez wyjątku nikczemnych kanalii – lecz sam również nie należy do ludzi wzbudzających sympatię, jest bowiem nadzwyczaj zadufany, opryskliwy i arogancki dla otoczenia.

Czytając tę obszerną powieść, która wygląda jak mimowolna karykatura powieści Franza Kafki, trudno się oprzeć wrażeniu, że jej autor (który pisząc ją, nie miał jeszcze trzydziestki) próbuje w niej uporać się przede wszystkim z nękającymi jego samego negatywnymi emocjami. Miały one nie opuścić go nigdy. Jego główny utwór nieliteracki – wielki objętościowo esej „Masa i władza”, który przyniósł mu sławę w późnym okresie życia – jest próbą totalnego ujęcia fenomenów związanych ze sterowaniem zbiorowymi emocjami mas ludzkich przez instytucje władzy politycznej, przy czym Canetti nie pozostawia wątpliwości co do tego, że postrzega „masę” jako źródło zagrożenia – bez względu na to, czy chodzi o nowoczesną Europę, czy o muzułmańskie średniowiecze.

Jednak za tą sterującą Canettim nienawiścią kryje się emocja jeszcze bardziej źródłowa. Jest to lęk. Canetti bał się ludzi – to również daje się wyczytać z jego dzieł. Ten lęk wyobcowanego, niezależnego materialnie erudyty miał źródło w młodzieńczym doświadczeniu pisarza, o którym on sam powiedział, że było impulsem do napisania wiele lat później „Masy i władzy”. W lipcu 1927 roku wskutek dramatycznej sytuacji gospodarczej i nasilających się walk politycznych nastąpił w Wiedniu wybuch przemocy, którego kulminacją było podpalenie przez tłum Pałacu Sprawiedliwości, siedziby austriackiego sądu najwyższego. Stłumienie rozruchów kosztowało życie osiemdziesięciu dziewięciu osób, a przeszło tysiąc zostało rannych. Canetti był świadkiem tych zamieszek, opisał je w jednym z tomów autobiografii i prawdopodobnie ich widok pozostawił na nim piętno, którego nie pozbył się nigdy. W swoim intelektualnym wyrafinowaniu wiedział dobrze, jak bezsilna jest siła ludzkiego rozumu wobec siły ludzkich emocji. I może właśnie tą niewyrażoną wprost desperacją zaskarbiał sobie tak wielkie uznanie u kolegów po piórze, może w jego mądrościowej studni słyszeli pogłos okrzyków przerażenia.

Teraz wydano po polsku wszystkie trzy dramaty Canettiego, z których znano u nas dotąd jedynie najwcześniejszy z nich, „Wesele”, drukowany dawno temu w „Dialogu”. Szczególnie ciekawy jest trzeci z nich, „Do chwili ostatniej”, w oryginale „Die Befristeten”, co znaczy „ograniczeni w czasie”. Rozgrywa się on w nienazwanej społeczności, której wszyscy członkowie znają liczbę lat własnego życia i liczba ta jest imieniem własnym każdego z nich, ale jednocześnie pod żadnym pozorem nie mogą ujawnić daty urodzenia, a w finale sztuki wychodzi na jaw, że sami jej nie znają. Ten koncept jest typowy dla osobowości twórczej Canettiego. Jest efektowny intelektualnie, lecz jego potencjał dramatyczny okazuje się niewielki. W ogóle wszystkie trzy dramaty tego autora to raczej „rozważania dramatyczne” o formach zniewolenia jednostek przez system władzy niż utwory sceniczne. Odznaczają się one niemal zupełnym brakiem didaskaliów dotyczących ruchu postaci, ich wyglądu i scenografii sztuk. Te dramaty można by wystawiać na pustej scenie albo przy użyciu blue box.

Ale nie trzeba czepiać się za bardzo. Ostatecznie można tę okoliczność zapisać Canettiemu po stronie „ma” i uznać go na przykład za prekursora teatru postdramatycznego. W „Weselu” młody Canetti ujawnia się z kolei jako pilny czytelnik Brechta – utwór ten jest właściwie przeróbką brechtowskiego „Wesela u drobnomieszczan”, a jego sednem jest tak samo jak w tamtej sztuce zdemaskowanie pozoru wartości (drobno)mieszczańskich. Osią środkowego, najobszerniejszego dramatu, „Komedii próżności”, jest wprowadzenie do innej nienazwanej społeczności (bardzo podobnej do świata niemieckiej burżuazji) absolutnego zakazu używania luster i wykonywania fotografii. Zarówno tu, jak i w „Do chwili ostatniej” Canetti zajmuje się swoim naczelnym tematem – manipulacjami prowadzonymi przez aparat władzy politycznej na ludziach jej podlegających. Interesuje go jednak tym razem nie tyle otwarta przemoc polityczna, terror czy zastraszanie ludzi oraz pobudzanie w nich zbiorowych odruchów afektywnych wiodących do przemocy, ile raczej „przemoc uwewnętrzniona” polegająca na wytwarzaniu przez władze takich nastawień w poddanych, że ludzie ci uważają za słuszne wszystko, co władza im narzuca lub choćby sugeruje. Twórczość dramatyczna Canettiego jest bodaj najbardziej wyrazistym jego komentarzem do dwudziestowiecznych praktyk władzy.

We wszystkich trzech dramatach liczne są skądinąd sceny przemocy fizycznej i psychicznej – są to być może reminiscencje młodzieńczego doświadczenia autora lub symptomy jego lęku przed „masą” – ale przemoc ta jest „horyzontalna”, dzieje się między obywatelami, których władza szczuje na siebie, sama pozostając pozornie czysta. Lecz tym, co rzuca się w oczy najbardziej, jest intensywne ześrodkowanie niemal każdej postaci tych sztuk na samej sobie, na własnym jestestwie. Brak możliwości zobaczenia się w lustrze i zamieszanie w kwestii czasu trwania ludzkiego życia jeszcze potęgują to nastawienie. Bohaterowie i bohaterki Canettiego są rozpaczliwie skoncentrowani na doświadczaniu i przeżywaniu wyłącznie własnego istnienia. Traktują siebie nawzajem jako ekrany swoich życzeń i pragnień, co jest wyjątkowo sugestywnie pokazane w scenach z „Komedii próżności”, w których młode dziewczęta patrzą sobie głęboko i uważnie w oczy, ale tylko po to, by móc dojrzeć własne odbicie w tęczówce koleżanki.

W tej cesze człowieka canettiańskiego kryje się być może wyjaśnienie potęgi negatywnych emocji rządzących twórczością jego autora. Nienawiść i lęk są bowiem pochodnymi niemożności wyjścia poza granice samego siebie. Studnia mądrości jest niebezpiecznym miejscem, ponieważ znalazłszy się w niej, bardzo trudno jest ją opuścić o własnych siłach.

 

Książka:

Elias Canetti, „Dramaty. Wesele, Komedia próżności, Do chwili ostatniej”, przełożył Ryszard Wojnakowski, Eperons-Ostrogi, Kraków 2021.

 

* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Elias Canetti / Nationaal Archief, Haga, Fotocollectie Algemeen Nederlands Persbureau (ANEFO), 1945–1989. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0 nl).