Tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, Komitet Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk podjął uchwałę o zgłoszeniu kandydatury Serhija Żadana – ukraińskiego poety i pisarza, do literackiej Nagrody Nobla. Doszło do tego gestu poniewczasie, gdyż regulamin Akademii Szwedzkiej wyraźnie mówi o tym, iż ostatnim dniem przyjmowania sugestii w tej sprawie jest 31 stycznia, ale w zaistniałej sytuacji nie chodziło przecież li tylko o twórczość urodzonego w Starobielsku w 1974 roku artysty, ale o (prze)życie kulturalne znękanego wojną kraju. „Wolna Ukraina w znacznej mierze mówi i myśli słowami Żadana, uważnie ich słucha. Dzisiaj poeta jest w swoim Charkowie. I walczy” [1] – uzasadniali swój gest w imieniu komitetu prof. dr hab. Anna Łebkowska oraz prof. dr hab. Paweł Próchniak.

Jednak nawet jeśli ukraiński pisarz ma małe szanse na otrzymanie w tym roku literackiego Nobla, nie musi narzekać na brak rozpoznawalności. Twórczość literacka Serhija Żadana funkcjonuje już w ponad dwudziestu językach i została uhonorowana wieloma nagrodami, wśród których wymienić należy Nagrodę im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego (2009), Nagrodę „Mosty Berlina” (2014), Literacką Nagrodę Europy Środkowej „Angelus” (2015), Nagrodę Wilhelma Tella (2019), a także Nagrodę im. Hannah Arendt (2022) oraz Pokojową Nagrodę Księgarzy Niemieckich (2022) – przyznaną mu, co warte pokreślenia, za „jego wybitną pracę artystyczną, a także za jego humanitarną postawę, jak pomaganie ludziom na wojnie z narażeniem życia” [2]. Laury wymienione jako dwa ostatnie wręczone mu zostaną jesienią 2022 roku, należy się wówczas spodziewać jego dłuższej i zapewne dość intensywnej obecności na polskich i niemieckich salonach literackich. Tym bardziej że w maju 2022 roku charkowski pisarz, wokalista i aktywista otrzymał tytuł „Człowieka roku” nadawany przez „Gazetę Wyborczą”.

Picie do spadu

W związku z szerokim zainteresowaniem osobą i twórczością Żadana, Wydawnictwo Czarne zdecydowało się w tym roku przypomnieć jego najstarsze książki prozatorskie. Wznowienie prozy „Hymn demokratycznej młodzieży” miało miejsce 13 lipca, „Anarchy in The UKR” zapowiedziane zostało na 17 sierpnia, „Big Mac” – na 14 września, a „Depeche Mode” ukazało się 22 czerwca i to właśnie od tej książki warto rozpocząć powtórne (lub pierwsze) spotkanie z figurą charkowskiego poety.

„Depesz Mod” (tytuł oryginalny) to debiutancka powieść Żadana – napisana przez trzydziestoletniego poetę w pierwszej połowie 2004 roku i w tym samym roku opublikowana, odnosząca się jednakowoż do wypadków, które przydarzyły się między 17 a 20 czerwca 1993 roku grupce dziewiętnastoletnich studentów z Charkowa. 

Żadan (narrator), Wasia Komunista, Sobaka Pawłow oraz Sasza, nazywany przez wszystkich Karburatorem, wynajmują wspólnie lokum i zasadniczo całe dnie spędzają na szlajaniu się po mieście, chlaniu „do spadu” [3], jaraniu, bezustannym kombinowaniu kasy oraz brataniu się na stadionie piłkarskim z wymęczonym transformacją społeczeństwem wschodnich regionów Ukrainy. Atrakcja ta możliwa jest zresztą tylko w wyznaczonych do tego celu i otoczonych kordonem milicji sektorach. 

Czym wyróżniają się te trzy późnowiosenne dni spośród szeregu poprzedzających je i następujących po nich tygodni oraz miesięcy?

Kraj jako tako urządzony

U progu nowej epoki, do złudzenia zresztą przypominającej starą – odchodzącą w niesławie i z marszu uruchamiającą całą masę resentymentów, bezsens dni bezustannie trawionych na piciu, paleniu, rzyganiu i absurdalnych kolizjach z otoczeniem nikogo specjalnie nie kłopotał. Więcej nawet, w datowanej na 15 lutego 2004 roku przedmowie trzydziestoletni już teraz narrator oświadczył nawet, że w młodości bywał względnie zadowolony z zastanej rzeczywistości: 

„Urządzał mnie kraj, w którym żyłem, urządzała ilość gówna, którym był wypełniony i które w najbardziej krytycznych momentach mego w tym kraju zamieszkiwania sięgało kolan i wyżej. Wiedziałem, że mógłbym się urodzić w innym kraju, znacznie gorszym, na przykład z ostrzejszym klimatem czy autorytarną formą rządów, gdzie przy władzy byłby nie po prostu pojeby, jak w moim kraju, ale jakieś przymulone pojeby, które przekazywałyby władzę w spadku swoim dzieciom wraz z zewnętrznym zadłużeniem i wewnętrzną pomroką. Tak, uważałem, że dobrze trafiłem, dlatego niezbyt się przejmowałem tymi rzeczami” [4]. 

A jednak pewnego dnia znika Sasza vel Karburator – fakt ten umknął zresztą jego nawalonym od kilku dni współlokatorom. W progu ich mieszkania zjawia się natomiast mocno zdenerwowany wujek Saszy. Poszukuje chłopaka, ma mu bowiem do przekazania smutną wieść o samobójczej śmierci jego ojczyma. Wizyta wujka otwiera zupełnie nowe perspektywy w życiu tej podróżującej bezustannie donikąd kompanii. Oto bowiem w życie braci studenckiej – dotąd na tej stancji tak skutecznie zagłuszane i przepijane – wkradają się motywacja, stawka oraz cel, a zatem wszystkie niezbędne elementy klasycznego dramatu. Lecz czy chłopcy – cuchnący „porannym chlaniem i wieczorną wymiociną” [5] – udźwigną brzemię bohatera? Ot, choćby tylko literackiego… 

Pochuizm w praktyce

Pierwszą przeszkodę funduje zresztą sam wujek – na zachętę wręcza im bowiem trzy flaszki koniaku. Żadan, Wasia i Sobaka – ledwo przytomni, stosownie za to wyposażeni, wyruszają na poszukiwania kolegi. Niespecjalnie mają plan, ponadto ciągle grzęzną w jakichś ciężkich rozmowach oraz niejasnych sytuacjach. Czasem tracą poczucie realności tej dziwnej sytuacji. Najchętniej wróciliby już do domu, ale boją się trochę wujka. Najczęściej wątpią w powodzenie powierzonej im misji i w ogóle nie bardzo widzą przed sobą jakąkolwiek przyszłość. Od czasu do czasu miewają za to poczucie, że wpadają do jakichś jam, które ich wsysają, i przemieszczają się „po omacku, jak elektryczne płaszczki pod wodą” [6]. Jednocześnie coś tam kojarzą, że płaszczki nigdzie specjalnie się nie ruszają, wyciągają więc z tego wniosek, że być może i oni powinni zaniechać tej podróży. 

Ponadto, bezustannie natykają się na rozmaite osobowości. Jedną z nich jest niejaki Czapaj – znawca teorii „permanentnego pochuizmu” vel „permanentnego rozkładu kapitału”, opracowanej przez towarzyszy z donieckiego komitetu wojewódzkiego, zaprzeczającej „rzekomej konieczności permanentnego rozrostu kapitału” i jednocześnie dowodzącej, że proletariat jest w istocie samowystarczalny, pod tym jednakowoż warunkiem, iż przejąwszy banki i centra handlowe, fabryki oraz przedsiębiorstwa, radykalnie ograniczy wszelką produkcję, a pozyskany w ten sposób kapitał, owszem, „rozpierdoli” [7], ale tylko na podstawowe potrzeby, a co za tym idzie – czynić to będzie w relatywnie długim czasie. 

Dodatkową komplikacją bywają dziewczyny – prawie nieobecne w tej opowieści, lecz jeśli już zdarzą się, uruchamiają w chłopcach wszelkie możliwe kompleksy. Katalizatorem tego rodzaju jest na przykład Marusia – rozpieszczona generalska córka, sprytnie łącząca uroki regulaminowego i burżuazyjnego życia z totalną jazdą i punkiem. Wiecznie pijana oraz naćpana, miewa wizje i buduje odjechane teorie. Sądzi na przykład, że służby wykorzystują polewaczki miejskie do otumaniania ludzi – podnoszenia efektywności ich pracy i zarządzania nastrojami społecznymi. 

Marusia poleca chłopcom udać się do Goszy i rozpytać o Saszę przebywającą u niego postać o sugestywnej ksywce Kakao, co uruchamia w tej (nie)męskiej, postindustrialnej, postapokaliptycznej i dystopijnej, a jednocześnie małoojczyźnianej oraz ukraińskocentrycznej narracji wątki związane z homoseksualizmem, sekciarskim chrześcijaństwem (a nawet i mormonizmem), spóźnionym o jakieś sto lat i w związku z tym od razu do cna wyczerpanym kapitalizmem oraz konsumpcjonizmem na krótkich nóżkach, w myśl którego wybrańcem losu jest dla Żadana każdy, kto, „kiedy chorował, leczył się nie tylko wódką, miał jakieś leki, apteczkę domową, znajomych lekarzy, w przerwie obiadowej mógł pójść do restauracji, przy czym nie po to, żeby wypić, lecz żeby zjeść, miał ulubione potrawy, ulubione, kurwa, przyprawy, keczup, keczup, keczup” [8]. Kolejną ważną kwestią na tym etapie tej osobliwej podróży okaże się popkultura. Z radioli Goszy snuje się bowiem młodzieżowy program „Muzyczne klepisko” – w całości tego dnia poświęcony twórczości irlandzkiej [sic!] grupy muzycznej Depeche Mode. 

Droga donikąd

Redaktor plecie trzy po trzy o kimś, kto nazywa się Dave Han [sic!], jest synem członka IRA walczącego z katolikami w Ulsterze [sic!] i wespół z „sympatyczną białogłową Martin Whore” założył „rodzinny duet” [9] [sic!] Depeche Mode, a poza tym bezustannie toczy jakieś narodowo-narkotyczno-straceńcze walki. Opowiadana przez niego historia nijak się ma do historii legendarnej brytyjskiej grupy, z czego radiowiec poniekąd zdaje sobie sprawę, choć obwinia za ten stan rzeczy niechlujne tłumaczenia, z których musi korzystać.

W istocie, powieść Żadana, pełna zresztą prześmiesznych zdarzeń wynikających z nazbyt pośpiesznej i intensywnej westernizacji pogrożonej w postsowieckim chaosie Ukrainy, to nic innego jak pastisz oraz parodia dzieł wyrosłych z ducha amerykańskiej kontrkultury. Charkowski poeta referuje cywilizacyjne zapóźnienie „dzikich dzieci” ze wschodniej Ukrainy, lecz przy okazji wytyka grzechy założycielskie tradycji, do której tak chętnie się odwołuje. 

Zasadniczo bowiem alternatywa, bezustannie oprotestowując kulturę wysoką, klasyczną czy też oficjalną („dworską” oraz „państwową”), całą swoją siłę sprowadza do wytwarzania gestów oporu i odporności. Słowem, wytwarza figury kontestujące zastane praktyki, style i poetyki, lecz jednocześnie niezmiernie łatwo sankcjonujące rozpoznawalną w sobie „dzikość” zarówno jako „punkt wyjścia”, jak i „horyzont” tegoż oporu. Inna rzecz, że już sam ten opór jest gestem radykalnie „obcym” cywilizacji śródziemnomorskiej, kpi bowiem z fundujących ją wzniosłych idei – z patosu „ekspansji” (wędrówki w celu podboju – „Iliada”) i z patosu „powrotu” (wędrówki z powodu nostalgii – „Odyseja”). Stąd też dla wieku kontrkulturowych praktyk punktem „wyjścia” i jednocześnie „dojścia” jest odrzucenie patosu na rzecz bathosu, a więc sprowadzenia wzniosłości do śmieszności, i zastąpienie „celu” podróży „ulgą” wynikającą z jego niekonieczności. W ten sposób kontrkultura nie tylko afirmuje bezcelowe i bezproduktywne „snucie się” oraz wynikającą zeń występność, ale także czyni z niej całkiem realną i kulturotwórczą wartość.  

Swoistego „rozluźnienia” doświadczają zarówno szelmy z nowożytnych powieści łotrzykowskich, jak i indywidua z nowoczesnych powieści „drogi”. A jednak w „Depeche Mode” „ulga” obniżona została do stanu totalnego „rozprężenia” – rodzaju pułapki, psychodelii, psychozy i narkozy. Nic więc dziwnego, że jedyną szansą i perspektywą dla opisywanej tu rzeczywistości jest „sześćdziesiąt lat trwałego bytowego pochuizmu i niezłomnej równowagi duchowej” [10]. Choć obecnie, w trakcie wojny w Ukrainie, nawet tak reaktywne i dystopiczne założenia wydają się całkowicie już nierealne.

Rzeka, która płynie pod prąd

Nieśpieszna pogoń za Saszą rozpada się na dwie części. W pierwszej, zatytułowanej „Czyjej śmieci chcesz najpierw”, objaśnione zostają zasady gospodarki pochuizmowej, w drugiej („Rzeka, która płynie pod prąd”) – „niewinna”, jak chciałoby się sądzić, kontrkultura traci znamiona „czystego” źródła i okazuje się grzęzawiskiem, manowcami lub, co najwyżej, bezdrożem. (O)błędnie tłumaczona audycja w radiu, a także kompletnie zaburzone możliwości percepcyjne chłopców przepoczwarzają kulturalną pogadankę dla młodzieży w horrendum (nie)świadomości. Idee kontrkultury obnażają tkwiące w nich aporie oraz sprzeczności. Gesty oporu okazują się zależne od lokalnego kontekstu, który dla większości uczestników kultury (słusznego – skądinąd) gniewu pozostaje nieuchwytny albo „prześniony” i tylko wzmacnia reakcje stricte obronne – wyparcia oraz skłonność neutralizowania jednego ekstremum (na przykład sojuza) automatyczną afirmacją innego radykalizmu (faszyzmu czy neoliberalizmu). Tymczasem kontrbanda Żadana chciałaby po prostu pozostać o(d)porna – i to wobec wszelkich formacji faszerujących społeczeństwo patosem „postępu”, „konieczności” czy „wzrostu”.  

Stąd też dwie części „Depeche Mode” poprzedzają cztery wstępy, których zasadniczym motywem jest rzyganie (częste, plastycznie przedstawione, wprost proporcjonalne do bezsiły studentów targanych wewnętrznie sprzecznymi afektami, popędami i niemożnościami), w odpowiedzi na które następują (znów cztery) epilogi. Dodatkowo, ten osobliwy dziennik (godzinnik, nawet minutnik) z czerwca 1993 roku poprzedzają trzy stroniczki, zatytułowane „jebać sędziego / i całą rodzinę jego” (są to rzecz jasna słowa stadionowej przyśpiewki), skreślone przez trzydziestoletniego już teraz narratora w 2004 roku. Jest to nie tyle zabieg, co wybieg, dzięki któremu sankcji nabiera ukraińska literatura i sama Ukraina, które w międzyczasie doświadczyły realnego upodmiotowienia i w ludziach, z których „sojuz wycisnął […] wszystko, co ludzkie, zmienił ich w półprodukty dla Wujka Sama” [11], odbudowały poczucie, iż w swej istocie są jak „rzeka, która płynie pod prąd” [12], w najgorszym zaś razie są niczym… elektryczne płaszczki, co „żyją na takiej głębokości, że światło się rozprasza i oczy im są niepotrzebne” [13]. I nawet pieprzą się „po omacku” [14].

Dzikie życie

W debiutanckiej powieści Żadana cel pozostaje niezrealizowany – odwleczony i niespełniony. Tak rozumiem finał czwartego z epilogów. Nie inaczej postrzegam też rzeczywisty sens opisywanego tam „dzikiego” życia. Okolice Charkowa to naturalnie Dziki Wschód – realność nieakceptowalna i dla „cywilizowanego” Zachodu, i imperialistycznego Wschodu. To także czasoprzestrzeń (nie)sprawiedliwości dziejowej, czyli długiej i skomplikowanej historii podbojów, która pragnie wreszcie zastygnąć w coś w rodzaju sprawiedliwości naturalnej – realności mierzonej temperaturą wody w rzece, zaspokajającej potrzeby bytowe zanurzonych w niej istot. Ot, choćby płaszczki. 

„Dzicy”, czyli oporni i jednocześnie odporni bohaterowie Żadana bez większych przeszkód włamują się do komitetu partii, lecz nie bardzo właściwie wiedzą, po co to robią. Nie poszukują też ani w sobie, ani tym bardziej wokół kontr- czy popkulturowych protez. W gruncie rzeczy żadni z nich rewolucjoniści, partyzanci czy buntownicy. Nie wiadomo, co im podchodzi do gardła. Widać za to wyraźnie, czym ulewają.

Serhij Żadan pisze dokładnie tak, jak jego bohaterowie piją – „do spadu”. Nie opiera swoich racji o stabilizujące sensy obiekty, lecz wypreparowuje je z abiektalnych, nieakceptowanych społecznie resztek, które pozostają po przekręconych przez maszynkę historii ciałach, podmiotach i społeczeństwach. Rzyganie podlewa zatem bełkotem. Bełta doprawia petami, resztkami i oparami absurdu. Amatorszczyznę wzmacnia ignorancją i arogancją, punkową wyobraźnię – abiektalnością, postkolonializm – faszyzmem, gnijący kapitalizm – pochiuzmem, ironię – absurdem, absurd – turpizmem, turpizm – ironią… I tak by można w kółko. Bez końca. Błędne koło – miast patosu celowej wędrówki. Słowem – matnia, czarna dziura albo… stosunek płciowy płaszczki („po pierwsze w wodzie, po drugie po omacku, a po trzecie – cały czas cię przy tym kopie prąd” [15]).

Charkowski świt

Dawno, dawno temu, gdzieś w połowie poprzedniej dekady, w charkowskim mieszkaniu Serhija, jego dziewczyna poczęstowała mnie śniadaniem – tostami z żółtym serem i neską. Rozmawiałam wtenczas krótko z Żadanem o jego przekładach z Charlesa Bukowskiego – tyle zapamiętałam z tamtego poranka, który poprzedziła noc w wagonie sypialnym z Kijowa do Charkowa. W przeddzień w Kijowie rozegrany został mecz literatów – Serhij stanął na bramce, jeśli mnie pamięć nie myli. 

Życzę mu wielu spokojnych poranków i żeby Ukraina została wreszcie mistrzem świata w piłce nożnej.

Przypisy:

[1] https://informacje.pan.pl/informacje/materialy-dla-prasy/3545-polscy-naukowcy-zglaszaja-ukrainskiego-pisarza-do-literackiej-nagrody-nobla [dostęp 23.07.2022].
[2] https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1237087 [dostęp 23.07.2022].
[3] Serhij Żadan, „Depeche Mode”, przeł. Michał Petryk, wyd. Czarne, Wołowiec 2022, s. 5.
[4] Tamże, s. 6.
[5] Tamże, s. 79.
[6] Tamże, s. 194.
[7] Tamże, s. 109–112, 114 i in.
[8] Tamże, s. 166.
[9] Tamże, s. 176, 179 i in.
[10] Tamże, s. 8.
[11] Tamże, s. 66.
[12] Tamże, s. 196.
[13] Tamże, s. 178.
[14] Tamże. 179.
[15] Tamże.

Książka:

Serhij Żadan, „Depeche Mode”, przeł. Michał Petryk, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Serhij Żadan w Toronto , 2019. Fot. Mykola Swarnyk. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0).