Ostatni cesarz Etiopii to postać na pewno interesująca, ale znana przeważnie tylko z dwóch epizodów swojego życia. Wiadomo o Hajle Syllasje (jego imię znaczy „Potęga Trójcy”), że wystąpił w Lidze Narodów z dramatycznym orędziem po tym, jak faszystowskie Włochy dokonały inwazji na jego kraj, przy czym, według najczęstszej, ale nieco przesadzonej wersji zdarzeń, w trakcie tego wystąpienia znaczna część delegatów wyszła z sali obrad (ławy Ligi Narodów z reguły były pustawe, zwłaszcza w latach trzydziestych), kto zaś chciałby zapoznać się z jego treścią, może ją przeczytać w poświęconym literaturze etiopskiej numerze „Literatury na Świecie” sprzed kilku lat. Wiadomo także, że kres panowania tego władcy był smutny – po obaleniu go przez juntę komunistyczną pod przywództwem pułkownika Mengistu Hajle Mariama (to imię znaczy „władza potęgi Maryi”) został osadzony w areszcie domowym i wkrótce potem zmarł w niejasnych okolicznościach, najprawdopodobniej uśmiercony przez rebeliantów.
Nie za wiele wiadomo w naszych stronach również o kraju Hajle Syllasjego. Etiopia (dawniej Abisynia) kojarzy się ogólnie z afrykańską egzotyką, plagami głodu i jakimiś ekscentrycznymi (dla katolików rzymskich) odmianami chrześcijaństwa, które tam obowiązują. Bardzo dawna i bogata kultura tego kraju jest dla Europejczyków słabo dostępna głównie z powodu bariery językowej – języki amharski i gyyz nie należą do szeroko znanych, a tłumaczeń jest niewiele, chociaż Polska może się pochwalić własnym przekładem „Kebra Nagast”, najważniejszego zabytku piśmiennictwa etiopskiego, i to z języka oryginału – dokonał go nasz wybitny etiopista Stefan Strelcyn. Z literatury przedmiotu – poza specjalistycznymi publikacjami naukowymi – mamy przede wszystkim „Historię Etiopii” Andrzeja Bartnickiego i Joanny Mantel-Niećko, fascynującą syntezę, z której można dowiedzieć się na przykład, na czym polega różnica między dedżazmaczem a blattiengietą i kim byli ras bituedded oraz fitaurari. Mamy też przekład książki reporterskiej Evelyna Waugha, w której ten znany niegdyś, a dziś mocno zapomniany pisarz brytyjski zrelacjonował de visu ceremonie koronacyjne Hajle Syllasje, nie szczędząc zjadliwej ironii. No i oczywiście mamy „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego, do której to książki należy jednak podchodzić z uzasadnioną rezerwą, ponieważ jej autor wykorzystał realia etiopskie, w tym zwłaszcza postać i otoczenie Hajle Syllasje, aby stworzyć alegorię władzy autorytarnej z dość przejrzystymi aluzjami do ówczesnych warunków polskich. Etiopskie wydanie „Cesarza” zostało przyjęte dość chłodno, a to z powodu znacznych odstępstw od faktycznych stanów rzeczy oraz licznych konfabulacji autora.
Opublikowanie biografii ostatniego cesarza Etiopii w serii Biografii Sławnych Ludzi jest więc wartościową inicjatywą. Tym bardziej wartościową, że jej autor jest krewnym jej bohatera i jako książę domu cesarskiego miał dostęp do informacji nieosiągalnych dla większości badaczy, chociaż, oczywiście, ten monopol informacyjny może też działać na niekorzyść, jako że trudno byłoby zweryfikować niektóre z podanych tu faktów i interpretacji. Oryginalny tytuł tej książki brzmi „Der letzte Kaiser von Afrika” i również może wzbudzać wątpliwości, ponieważ po Hajle Syllasje Afryka oglądała jeszcze krótkotrwałe panowanie cesarza Bokassy. Jednak ten samozwańczy władca był synem wodza małej wioski w swoim kraju, natomiast Hajle Syllasje pochodził z dynastii, której dzieje można prześledzić w źródłach co najmniej do XIII wieku, a jej mitycznymi protoplastami byli Salomon (ten z Biblii) i królowa Saby, w Polsce zwana często i błędnie „królową Sabą”, „Saba” nie jest bowiem jej imieniem, lecz nazwą państwa, którym władała.
Hajle Syllasje wciąż pozostaje postacią wieloznaczną i nie poddaje się schematycznym, jednowymiarowym interpretacjom. Obejmował władzę, gdy Etiopia była państwem głęboko zacofanym względem dwudziestowiecznych zdobyczy cywilizacyjnych, lecz zarazem pozostawała jedynym krajem Afryki, który nie stał się kolonią Europejczyków. Z tego powodu po drugiej wojnie światowej, kiedy rozpoczął się proces demontażu systemu kolonialnego, cesarz Etiopii stanowił dla nowych niepodległych krajów wielki autorytet i zwano go „ojcem Afryki”. Dla rastafarian, którzy nazwę swoją wzięli od jego chrzestnego imienia (Hajle Syllasje za młodu nazywał się Tafari Mekonnyn i miał tytuł „ras”), był Mesjaszem, któremu oddawali cześć boską. Zarazem był on też zręcznym, chytrym dyplomatą – udało mu się tak pokierować polityką wewnętrzną swojego kraju, że zdominował wszystkich lokalnych władców, którzy z początku sądzili, że łatwo go sobie podporządkują. Był chyba również jedynym w dziejach monarchą, któremu udało się umocnić władzę osobistą dzięki nadaniu swojemu krajowi konstytucji – na ogół bowiem promulgowanie ustawy zasadniczej w dowolnym państwie wiązało się z ograniczeniem władzy monarszej. Według „Księgi Rekordów Guinnessa” był w pewnym okresie posiadaczem największej liczby orderów na świecie, co jednak nie wynikało z jego zamiłowania do biżuterii wojskowej, lecz raczej z faktu, że po roku 1945 podróżował intensywnie do wielu krajów, próbując w ten sposób zapewniać swojej ojczyźnie rozpoznawalność, uznanie międzynarodowe, a przede wszystkim pomoc w rozwoju ekonomicznym. W każdym z wizytowanych państw nadawano mu order, zgromadził ich więc przeszło sto i dopiero Elżbieta II pobiła ten rekord.
(Skoro mowa o zaszczytach i godnościach, godzi się wspomnieć, ale tylko w nawiasie, o drobnym, choć mogącym stanowić obrazę majestatu cesarskiego, błędzie w tłumaczeniu książki. Na stronie 184 czytamy: „hitem w Addis Abebie stała się piosenka, w której cesarza nazywa się imieniem jego konia abba Tekel”. Otóż „abba Tekel” nie jest imieniem konia, na którym jeździł cesarz, lecz jego własnym dodatkowym imieniem, rodzajem przydomka, który w etiopskiej tradycyjnej onomastyce określano jako „imię końskie”. Błąd jest tym bardziej niezrozumiały, że autor opatrzył te słowa przypisem, w którym precyzyjnie wyjaśnił, czym jest „imię końskie”. Niemniej w książce wypełnionej mnóstwem imion i nazw mających słabo ugruntowane normy polskiej transkrypcji, a jednak oddanych w konsekwentnie jednolitym zapisie, pozostaje wyjątkiem od reguły dobrej roboty.)
Osobiste uprawianie polityki, które znakomicie sprawdziło się w ojczystym kraju Hajle Syllasje, okazało się skuteczne również w ciągu pierwszych dwóch dekad powojennych – cesarz wizytował kolejne kraje, budząc nieodmiennie sensację wśród zwykłych śmiertelników i uzyskując nowe kredyty oraz wsparcie militarne i gospodarcze od ich przywódców. Etiopia była w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jednym z nielicznych krajów na świecie, utrzymujących dobre stosunki zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i ze Związkiem Radzieckim. Niestety, ta passa skończyła się – pod koniec dekady lat sześćdziesiątych zarówno Nixon, jak i Breżniew pokazali negusowi figę i odmówili dalszego finansowania, nie dlatego zresztą, że chcieli mu zrobić na złość, lecz głównie dlatego, że mieli wówczas za wiele własnych kłopotów i wydatków, a Etiopia nie była obszarem cennym strategicznie dla żadnego z supermocarstw.
Cesarz wciąż cieszył się sławą bohatera, który musiał uchodzić z własnego kraju, by uniknąć przemocy najeźdźców (chociaż nie brakowało w Etiopii osób, które zarzucały mu tchórzostwo). Ale z drugiej strony coraz bardziej stawał się władcą absolutnym, rządzącym tym krajem jednoosobowo i nieprzyjmującym do wiadomości, że jego opinia na jakiś temat może nie być jedynie słuszną. Ostatnie dwadzieścia lat swojego panowania spędził, oddalając się coraz bardziej od realnego świata i coraz słabiej rozumiejąc mechanizmy jego działania. Taki obraz wynika z jego biografii, której autor, znający swojego bohatera osobiście i należący do jego klanu, nie miał powodów ani intencji do jego oczerniania (trudno nie zauważyć, że z czterdziestu pięciu fotografii zamieszczonych w książce, dwadzieścia osiem przedstawia osobę cesarza, a dziesięć kolejnych – członków jego rodziny). Przypadek Hajle Syllasje dowodzi, że bez względu na obszar i okres, sprawowanie przez jednostkę nieograniczonej władzy typu wodzowskiego, dla której prawo i procedury są tylko parawanami, prowadzi w pierwszej kolejności do wyobcowania tej jednostki z jej rzeczywistości społecznej politycznej, dalej zaś – przeważnie do jej upadku lub do śmierci w środku paranoi. Procedury demokratycznej dystrybucji władzy, chociaż obarczone są mnóstwem wad i niedogodności, na dłuższą metę sprawdzają się lepiej. Wiedzieli o tym między innymi wszyscy ci monarchowie, którzy w stosownym czasie uznali konstytucyjne ograniczenia swoich uprawnień i scedowali realną władzę na instytucje przedstawicielskie. Niestety, w naszych czasach coraz większa liczba osób wykonujących władzę na mocy czasowego uprawnienia traci świadomość jej przejściowości. Aby rozpoznać ten proces, nie trzeba już ubarwionych narracji reporterskich z egzotycznych krain. Wystarczą nagie fakty.
Książka:
Asfa-Wossen Asserate, „Hajle Syllasje. Ostatni cesarz Etiopii”, przełożyła Urszula Poprawska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, Biografie Sławnych Ludzi.