0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Lew Judy, Ras...

Lew Judy, Ras Tafari, Król Królów, Pan Osobliwy. Recenzja nowej biografii Hajle Syllasje

Paweł Majewski

O ostatnim cesarzu Etiopii wiemy w Polsce niewiele. Głównie z „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego, który zawiera liczne odstępstwa od faktów i konfabulacje autora. Nowa biografia etiopskiego władcy pokazuje, że wciąż pozostaje on postacią wieloznaczną i nie poddaje się schematycznym, jednowymiarowym interpretacjom.

Ostatni cesarz Etiopii to postać na pewno interesująca, ale znana przeważnie tylko z dwóch epizodów swojego życia. Wiadomo o Hajle Syllasje (jego imię znaczy „Potęga Trójcy”), że wystąpił w Lidze Narodów z dramatycznym orędziem po tym, jak faszystowskie Włochy dokonały inwazji na jego kraj, przy czym, według najczęstszej, ale nieco przesadzonej wersji zdarzeń, w trakcie tego wystąpienia znaczna część delegatów wyszła z sali obrad (ławy Ligi Narodów z reguły były pustawe, zwłaszcza w latach trzydziestych), kto zaś chciałby zapoznać się z jego treścią, może ją przeczytać w poświęconym literaturze etiopskiej numerze „Literatury na Świecie” sprzed kilku lat. Wiadomo także, że kres panowania tego władcy był smutny – po obaleniu go przez juntę komunistyczną pod przywództwem pułkownika Mengistu Hajle Mariama (to imię znaczy „władza potęgi Maryi”) został osadzony w areszcie domowym i wkrótce potem zmarł w niejasnych okolicznościach, najprawdopodobniej uśmiercony przez rebeliantów.

Nie za wiele wiadomo w naszych stronach również o kraju Hajle Syllasjego. Etiopia (dawniej Abisynia) kojarzy się ogólnie z afrykańską egzotyką, plagami głodu i jakimiś ekscentrycznymi (dla katolików rzymskich) odmianami chrześcijaństwa, które tam obowiązują. Bardzo dawna i bogata kultura tego kraju jest dla Europejczyków słabo dostępna głównie z powodu bariery językowej – języki amharski i gyyz nie należą do szeroko znanych, a tłumaczeń jest niewiele, chociaż Polska może się pochwalić własnym przekładem „Kebra Nagast”, najważniejszego zabytku piśmiennictwa etiopskiego, i to z języka oryginału – dokonał go nasz wybitny etiopista Stefan Strelcyn. Z literatury przedmiotu – poza specjalistycznymi publikacjami naukowymi – mamy przede wszystkim „Historię Etiopii” Andrzeja Bartnickiego i Joanny Mantel-Niećko, fascynującą syntezę, z której można dowiedzieć się na przykład, na czym polega różnica między dedżazmaczem a blattiengietą i kim byli ras bituedded oraz fitaurari. Mamy też przekład książki reporterskiej Evelyna Waugha, w której ten znany niegdyś, a dziś mocno zapomniany pisarz brytyjski zrelacjonował de visu ceremonie koronacyjne Hajle Syllasje, nie szczędząc zjadliwej ironii. No i oczywiście mamy „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego, do której to książki należy jednak podchodzić z uzasadnioną rezerwą, ponieważ jej autor wykorzystał realia etiopskie, w tym zwłaszcza postać i otoczenie Hajle Syllasje, aby stworzyć alegorię władzy autorytarnej z dość przejrzystymi aluzjami do ówczesnych warunków polskich. Etiopskie wydanie „Cesarza” zostało przyjęte dość chłodno, a to z powodu znacznych odstępstw od faktycznych stanów rzeczy oraz licznych konfabulacji autora.

Opublikowanie biografii ostatniego cesarza Etiopii w serii Biografii Sławnych Ludzi jest więc wartościową inicjatywą. Tym bardziej wartościową, że jej autor jest krewnym jej bohatera i jako książę domu cesarskiego miał dostęp do informacji nieosiągalnych dla większości badaczy, chociaż, oczywiście, ten monopol informacyjny może też działać na niekorzyść, jako że trudno byłoby zweryfikować niektóre z podanych tu faktów i interpretacji. Oryginalny tytuł tej książki brzmi „Der letzte Kaiser von Afrika” i również może wzbudzać wątpliwości, ponieważ po Hajle Syllasje Afryka oglądała jeszcze krótkotrwałe panowanie cesarza Bokassy. Jednak ten samozwańczy władca był synem wodza małej wioski w swoim kraju, natomiast Hajle Syllasje pochodził z dynastii, której dzieje można prześledzić w źródłach co najmniej do XIII wieku, a jej mitycznymi protoplastami byli Salomon (ten z Biblii) i królowa Saby, w Polsce zwana często i błędnie „królową Sabą”, „Saba” nie jest bowiem jej imieniem, lecz nazwą państwa, którym władała.

Hajle Syllasje wciąż pozostaje postacią wieloznaczną i nie poddaje się schematycznym, jednowymiarowym interpretacjom. Obejmował władzę, gdy Etiopia była państwem głęboko zacofanym względem dwudziestowiecznych zdobyczy cywilizacyjnych, lecz zarazem pozostawała jedynym krajem Afryki, który nie stał się kolonią Europejczyków. Z tego powodu po drugiej wojnie światowej, kiedy rozpoczął się proces demontażu systemu kolonialnego, cesarz Etiopii stanowił dla nowych niepodległych krajów wielki autorytet i zwano go „ojcem Afryki”. Dla rastafarian, którzy nazwę swoją wzięli od jego chrzestnego imienia (Hajle Syllasje za młodu nazywał się Tafari Mekonnyn i miał tytuł „ras”), był Mesjaszem, któremu oddawali cześć boską. Zarazem był on też zręcznym, chytrym dyplomatą – udało mu się tak pokierować polityką wewnętrzną swojego kraju, że zdominował wszystkich lokalnych władców, którzy z początku sądzili, że łatwo go sobie podporządkują. Był chyba również jedynym w dziejach monarchą, któremu udało się umocnić władzę osobistą dzięki nadaniu swojemu krajowi konstytucji – na ogół bowiem promulgowanie ustawy zasadniczej w dowolnym państwie wiązało się z ograniczeniem władzy monarszej. Według „Księgi Rekordów Guinnessa” był w pewnym okresie posiadaczem największej liczby orderów na świecie, co jednak nie wynikało z jego zamiłowania do biżuterii wojskowej, lecz raczej z faktu, że po roku 1945 podróżował intensywnie do wielu krajów, próbując w ten sposób zapewniać swojej ojczyźnie rozpoznawalność, uznanie międzynarodowe, a przede wszystkim pomoc w rozwoju ekonomicznym. W każdym z wizytowanych państw nadawano mu order, zgromadził ich więc przeszło sto i dopiero Elżbieta II pobiła ten rekord.

(Skoro mowa o zaszczytach i godnościach, godzi się wspomnieć, ale tylko w nawiasie, o drobnym, choć mogącym stanowić obrazę majestatu cesarskiego, błędzie w tłumaczeniu książki. Na stronie 184 czytamy: „hitem w Addis Abebie stała się piosenka, w której cesarza nazywa się imieniem jego konia abba Tekel”. Otóż „abba Tekel” nie jest imieniem konia, na którym jeździł cesarz, lecz jego własnym dodatkowym imieniem, rodzajem przydomka, który w etiopskiej tradycyjnej onomastyce określano jako „imię końskie”. Błąd jest tym bardziej niezrozumiały, że autor opatrzył te słowa przypisem, w którym precyzyjnie wyjaśnił, czym jest „imię końskie”. Niemniej w książce wypełnionej mnóstwem imion i nazw mających słabo ugruntowane normy polskiej transkrypcji, a jednak oddanych w konsekwentnie jednolitym zapisie, pozostaje wyjątkiem od reguły dobrej roboty.)

Osobiste uprawianie polityki, które znakomicie sprawdziło się w ojczystym kraju Hajle Syllasje, okazało się skuteczne również w ciągu pierwszych dwóch dekad powojennych – cesarz wizytował kolejne kraje, budząc nieodmiennie sensację wśród zwykłych śmiertelników i uzyskując nowe kredyty oraz wsparcie militarne i gospodarcze od ich przywódców. Etiopia była w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jednym z nielicznych krajów na świecie, utrzymujących dobre stosunki zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i ze Związkiem Radzieckim. Niestety, ta passa skończyła się – pod koniec dekady lat sześćdziesiątych zarówno Nixon, jak i Breżniew pokazali negusowi figę i odmówili dalszego finansowania, nie dlatego zresztą, że chcieli mu zrobić na złość, lecz głównie dlatego, że mieli wówczas za wiele własnych kłopotów i wydatków, a Etiopia nie była obszarem cennym strategicznie dla żadnego z supermocarstw.

Cesarz wciąż cieszył się sławą bohatera, który musiał uchodzić z własnego kraju, by uniknąć przemocy najeźdźców (chociaż nie brakowało w Etiopii osób, które zarzucały mu tchórzostwo). Ale z drugiej strony coraz bardziej stawał się władcą absolutnym, rządzącym tym krajem jednoosobowo i nieprzyjmującym do wiadomości, że jego opinia na jakiś temat może nie być jedynie słuszną. Ostatnie dwadzieścia lat swojego panowania spędził, oddalając się coraz bardziej od realnego świata i coraz słabiej rozumiejąc mechanizmy jego działania. Taki obraz wynika z jego biografii, której autor, znający swojego bohatera osobiście i należący do jego klanu, nie miał powodów ani intencji do jego oczerniania (trudno nie zauważyć, że z czterdziestu pięciu fotografii zamieszczonych w książce, dwadzieścia osiem przedstawia osobę cesarza, a dziesięć kolejnych – członków jego rodziny). Przypadek Hajle Syllasje dowodzi, że bez względu na obszar i okres, sprawowanie przez jednostkę nieograniczonej władzy typu wodzowskiego, dla której prawo i procedury są tylko parawanami, prowadzi w pierwszej kolejności do wyobcowania tej jednostki z jej rzeczywistości społecznej politycznej, dalej zaś – przeważnie do jej upadku lub do śmierci w środku paranoi. Procedury demokratycznej dystrybucji władzy, chociaż obarczone są mnóstwem wad i niedogodności, na dłuższą metę sprawdzają się lepiej. Wiedzieli o tym między innymi wszyscy ci monarchowie, którzy w stosownym czasie uznali konstytucyjne ograniczenia swoich uprawnień i scedowali realną władzę na instytucje przedstawicielskie. Niestety, w naszych czasach coraz większa liczba osób wykonujących władzę na mocy czasowego uprawnienia traci świadomość jej przejściowości. Aby rozpoznać ten proces, nie trzeba już ubarwionych narracji reporterskich z egzotycznych krain. Wystarczą nagie fakty.

 

Książka:

Asfa-Wossen Asserate, „Hajle Syllasje. Ostatni cesarz Etiopii”, przełożyła Urszula Poprawska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, Biografie Sławnych Ludzi.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 709

(33/2022)
9 sierpnia 2022

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj