Stałam kiedyś przed kładką prowadzącą nad strumieniem, który przypominał ściek ze śmieciami i innymi obrzydliwymi rzeczami, i zastanawiałam się, czy przejść. Było to w górskim miasteczku w północnych Indiach, w miejscu, które nie dawało złudzeń – jeśli kładka okazałaby się zbutwiała, niesprawna, jeśli wymagałaby pilnej naprawy, to dowiemy się o tym dopiero, kiedy pod kimś się zarwie. A ja bardzo nie chciałam, żeby to się stało, kiedy na nią wejdę.
Kiedy patrzę na zdjęcia Odry zasłanej zgniłymi odpadami i martwymi rybami, przypomina mi się tamta kładka. I to uczucie lęku wynikające z utraty złudzeń – jeśli w Polsce zapowiada się na coś złego, to nie będzie ostrzeżenia, przeciwdziałania, alarmu, żeby uważać, nie wlewać ścieków do wody, nie palić śmieciami, nie produkować CO2, który wpływa na suszę, a więc i na poziom wód w rzekach, nie wchodzić do wody, która może być skażona, bo nie wiadomo, że jest skażona. Katastrofa zostanie zauważona wtedy, kiedy nastąpi. Jak w Odrze, na której powierzchnię zaczęły wypływać tysiące martwych ryb.
Katastrofa i co z tego?
Co się dzieje w Polsce, kiedy „zarwała” się jedna z największych rzek? Jarosław Kaczyński, prezes partii rządzącej, najbardziej decyzyjna osoba w Polsce, zwołuje konferencję prasową. Wszyscy liczą, że będzie mówił o Odrze, że pokaże skrzynkę z narzędziami, plan naprawy, będzie uspokajał, tłumaczył albo, że coś ujawni. Dziennikarze zbierają się w siedzibie PiS-u i czekają w napięciu.
A wtedy wchodzi prezes i mówi, kogo my, prezes, poprzemy w wyborach uzupełniających na prezydenta Rudy Śląskiej. I wychodzi.
Temat Odry nie jest wart konferencji prezesa. Nie jest dostatecznie ważny, by prezes się do niego odnosił. Ważne jest, że udziela poparcia. W polskiej polityce i w zarządzaniu państwem najważniejsze jest właśnie to. Nie kryzys klimatyczny, nie bezprawne zatruwanie środowiska, nie środowisko w ogóle, od którego zależy przecież nasze, ludzi, życie – tylko poparcie prezesa.
Nie dobro, tylko zasób
Demonstracyjna obojętność prezesa wobec Odry ma też swoje znaczenie polityczne. Opozycja chłosta PiS rybami z Odry, wykazując nieudolność państwowych służb, które nie umieją ustalić, co je truje, albo przeciwdziałać zmianom klimatycznym, które doprowadziły do ewentualnej przyduchy. PiS musi więc pokazać, że kontroluje sytuację, a jeśli tak, to nie ma powodów, by robić z tematu sensacji. Powody do tego były, owszem, wtedy, kiedy Trzaskowski zanieczyścił Wisłę, a nieżyjący już Adamowicz Motławę. Ale teraz? Teraz za sprawę odpowiada PiS, a więc nie ma powodów do niepokoju.
Jednak polityczne jest nie tylko działanie czy brak działania, ale i sama istota sprawy, czyli natura. Stosunek do natury to część światopoglądu, który również wywołuje polaryzację.
Dlatego PiS nie straciło poparcia, kiedy utrudniło budowę farm wiatrowych, wycofało się z zakazu hodowli zwierząt futerkowych albo kiedy minister Szyszko wycinał drzewa w Puszczy Białowieskiej. Natura nie jest dobrem dla tych, których PiS identyfikuje jako swoich wyborców, tylko zasobem.
„Śmierć Odry”, jak nazywa to opozycja, nie przerazi ich, tym bardziej, że nie płyną nią efektowne kupy, tylko nie wiadomo co, coś, od czego nieważne dla nikogo ryby robią się śnięte. Zwierzętami niech przejmują się wyznawcy ekologizmu.
Tuż przed katastrofą energetyczną
Katastrofa ekologiczna w Odrze ujawnia kolejne warstwy nieudolnego zarządzania państwem. Okazuje się, że do rzek w Polsce nieskrępowanie spływa zawartość szamb i nawozy z pól. Miasta mają oczyszczalnie, ale poza nimi rzeki służą za ściek. A na koniec całość spływa do Bałtyku, który w efekcie jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych mórz na świecie. Kto by się tym przejmował?
To wszystko dzieje się latem, kiedy trwa susza i rozmowy o ochronie klimatu, dbaniu o zasoby wodne stają się szczególnie aktualne. Kiedy wisi nad nami zimowa katastrofa energetyczna, a wraz z nią kwestia zaniedbania rozbudowy OZE.
To wszystko ma związek z ochroną przyrody, która wraz z martwymi rybami w Odrze po raz kolejny okazała się dla władzy w Polsce nieważna. W zestawieniu z wagą, jaką prezes Kaczyński przyłożył do tego, by „nasz” człowiek wygrał wybory, znowu pokazuje to rujnującą krótkowzroczność polityki. Odra będzie tylko jej kolejną ofiarą.