Anna Bańkowska, autorka nowego przekładu serii „Anne of Green Gables”, wykazała się ogromną translatorską odwagą. Mimo że Ania z Zielonego Wzgórza na trwałe jest wpisana w powszechną świadomość czytelniczą Polek i Polaków, tłumaczka postanowiła na nowo opowiedzieć historię rudowłosej marzycielki, pozostając, inaczej niż poprzednie przekłady, jak najbliżej oryginału. Green Gables to już nie Zielone Wzgórze, które nigdy nie istniało, tylko Zielone Szczyty, nazwa części domu, w którym mieszkała Anne (nie Ania!). Potencjalny sprzeciw wobec takiego zabiegu z pewnością jest duży – sama tłumaczka mówi o możliwej profanacji kulturowej świętości [1]. Można by się natomiast zastanowić, czym jest owa kulturowa świętość i na jakich fundamentach została zbudowana. Jeśli są nimi błędy merytoryczne, tak jak w przypadku „Ani z Zielonego Wzgórza”, może już najwyższa pora, by je zburzyć.
Nie ma czarów w Krainie Dziwów
Powieść Lucy Maud Montgomery została wydana po raz pierwszy w 1908, a jej pierwszy polski przekład, autorstwa Rozalii Bernsztajnowej (Bernsteinowej), w 1911 roku. Tłumaczka stosowała w nim liczne zdrobnienia, wprowadziła wiele zmian i adaptacji kulturowych odpowiadających polskim realiom. Jednak to tytuł, powielany przez kolejnych wydawców, okazał się najtrwalszy – mimo że błędny.
Nie był to zresztą przypadek odosobniony. Warto choćby przywołać wczesne polskie tłumaczenia „Alice’s Adventures in Wonderland” Lewisa Carrolla, czyli „Przygody Alinki w Krainie Cudów” Adeli S. [1910] czy „Alę w krainie czarów” Marii Morawskiej [1927]. Alicja nie wróciła do oryginalnego imienia Alice po dziś dzień, a „Kraina czarów” nie ustąpiła miejsca choćby „Krainie dziwów”, mimo że w Wonderlandzie żadnych czarów nie doświadczamy.
Niedbałość przekładów literatury dziecięcej z początków XX wieku może się wiązać z pobłażliwym podejściem do tego obszaru twórczości: książki dla dzieci miały pełnić przede wszystkim funkcję dydaktyczną, nie przykładano zatem wielkiej wagi do jakości czy wierności oryginałom. Według Bańkowskiej, w przypadku „Anne z Zielonych Szczytów” Bernsztajnowa posiłkowała się najprawdopodobniej szwedzkim przekładem, co stanowiło jedynie powielenie powszechnego błędu w tłumaczeniu słowa „gables”, nad którym to błędem ubolewała w dziennikach sama Maud Montgomery [2].
Koniec z infantylizacją bohaterki
Niektóre z kolejnych licznych przekładów „Anne…” (na przykład autorstwa Agnieszki Kuc czy Pawła Beręsewicza) starały się wracać do oryginału, jednak dopiero Bańkowska zastosowała właściwe pierwowzorowi nazwy własne (również angielskie imiona, porzucając wszystkie polskie odpowiedniki). Piotr Oczko poprzednie przekłady nazywa wręcz „translatorskimi gwałtami” [3], co w obliczu faktycznych aktów przemocy seksualnej wydaje się być określeniem co najmniej niefortunnym. Nie zmienia to faktu, że to Bańkowska przywraca Anne do życia, uśmiercając Anię, jak sama pisze we wstępie książki [s. 7].
Co więcej, jak wskazuje Oczko, a co warte podkreślenia, poprzednie edycje infantylizowały główną bohaterkę, utrwalając zdrobniałe imię i tym samym – jej charakter [4]. Podobnym zresztą przypadkiem jest Piotruś Pan – nie Piotr Pan, jakbyśmy mogli się spodziewać po spolszczonej wersji Petera. Bańkowska zatem, przywracając Anne, upodmiotawia bohaterkę, spełniając jej prośbę o poprawną pisownię jej imienia, o którą tak walczyła w powieściach.
Ekscytacje i wyzwania przekładowe
Książki z serii o Anne pozostają wyjątkowe, choć mają znamiona pozycji nieco kontrowersyjnych. Nowa propozycja tytułu, słusznie eliminująca błąd merytoryczny, może stanowić obrazoburczy manifest dla fanów i fanek Zielonego Wzgórza, tak mocno wrytego w powszechną świadomość Polaków. Niech i tak będzie. Ciekawe zatem, czy kiedykolwiek powstanie nowy przekład na przykład Kubusia Puchatka, w którym jego imię pozostałoby choćby w części w oryginalnym brzmieniu – Winnie the Pooh. Lub na odwrót – czy Syriusz Black stanie się kiedyś Syriuszem Czarnym? Wszak Andrzej Polkowski dość swobodnie tłumaczył nazwy własne w serii o Harrym Potterze.
Obie te perspektywy wydają się niezwykle kuszące – jak zapewne kuszące było przetłumaczenie na nowo Anne z Zielonych Szczytów dla Anny Bańkowskiej. Nawet jeśli nowe przekłady są kontrowersyjne, nie zmienia to faktu, że są też bardzo ciekawe i ekscytujące, szczególnie dla literaturoznawców czy kulturoznawców. Dla fanów i fanek – nie zawsze.
Potrzeba edycji krytycznych
W przypadku już dość wiekowych książek pozostaje do rozstrzygnięcia jeszcze jedna kwestia. Treści zawarte w serii o Anne z łatwością można zakwalifikować jako powielone szkodliwe wzorce kobiecości, przynajmniej w kilku jej wymiarach (choćby urody i ogłady, które główna bohaterka nabywa). Choć Anne, jak na czasy, w których „powstała”, jest postacią wyjątkowo progresywną (na przykład walczącą o edukację kobiet), w obliczu współczesnych realiów pozostaje kobietą wpisującą się w dawne społeczne standardy zarysowane przez Montgomery.
Pojawia się zatem kolejne pytanie, bardziej natury ogólnej niż dotyczące tylko tej serii, czy w obliczu literatury zawierającej elementy dawnej obyczajowości należy zostawiać jej treści bez komentarza, szczególnie biorąc pod uwagę odbiorcę dziecięcego, nie znającego kontekstu historycznego potencjalnie ukochanej lektury (inny przykład: „Mała księżniczka” Frances Hodgson Burnett z jej wątkami kolonialnymi)? Tak jak adaptacja serialowa może się bawić motywami feministycznymi, tak nawet najlepszy przekład nie zmieni (i przecież nie powinien!) zasad życia społecznego, jakkolwiek archaiczne by się one nie wydawały.
Nie zmienia to faktu, że przekład Bańkowskiej jest obecnie najlepszym istniejącym na polskim rynku. Co się może jeszcze marzyć, to edycja krytyczna serii, opisująca wszelkie konteksty związane z jej powstawaniem, być może adresowana tylko do badaczy i badaczek „Anne…” oraz wiernego fandomu. Jednych i drugich przez długi czas na pewno nie zabraknie.
Przypisy:
[1] „Już nie «Ania z Zielonego Wzgórza», ale «Anne z Zielonych Szczytów». Nowa wersja kultowej książki wywołała poruszenie”. Z Anną Bańkowską rozmawia Anna Kruszyńska (PAP) Artykuł dostępny pod linkiem: [https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1060949%2Cjuz-nie-ania-z-zielonego-wzgorza-ale-anne-z-zielonych-szczytow-nowa-wersja].
[2] Tamże.
[3] Piotr Oczko, „Anna z domu o zielonym dachu. O cyklu powieściowym Lucy Maud Montgomery”, „Teksty Drugie” 2013, 5, s. 45.
[4] Tamże, s. 47–48.
Książki:
Lucy Maud Montgomery, „Anne z Zielonych Szczytów”, „Anne z Avonlea”, „Anne z Redmondu”, przeł. Anna Bańkowska, projekt okładek: Anna Pol, wyd. Marginesy, Warszawa 2022.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.