Są naukowcy, którzy umieją sobie sprytnie znaleźć niezagospodarowaną dotąd w świecie nauki niszę i praktycznie wymyślić daną dziedzinę od nowa. W humanistyce tak jest z Michelem Pastoureau, mediewistą, specem od heraldyki i symboli średniowiecznych, a przede wszystkim — historykiem kolorów, co jest jego differentia specifica wśród innych badaczy średniowiecza. Uwielbiam jego malutkie książeczki poświęcone dziejom poszczególnych barw (dotychczas wydał studia dotyczące kolorów niebieskiego, czerwonego, czarnego, zielonego i żółtego). 

Co nam odkrywa Pastoureau? Przede wszystkim, że kolor ma swoją historię i że co innego jego widzenie, które bada biologia, a co innego postrzeganie, które jest faktem kulturowym i społecznym. Na język polski przetłumaczono tylko jedną książkę Pastoureau dotyczącą kolorów, „Niebieski” [przeł. Maryna Ochab, Oficyna Naukowa, 2013; to samo wydawnictwo wydało też jego „Diabelską materię. Historię pasków i tkanin w paski”, 2004], więc podaję kilka ciekawostek dotyczących niebieskiego.

Jak mówią przytoczone przez Pastoureau badania, niebieski jest obecnie ulubionym kolorem Europejczyków (u mnie walczy z zielonym). Ale nie zawsze tak było. Starożytni Grecy i Rzymianie nie cenili tego koloru i jest on niemal nieobecny w starożytnym świecie symboli.

Po pierwsze, był trudno osiągalny. Pigmentem stosowanym do jego uzyskania były: w Azji – indygo, w Europie Północnej – urzet. Oba pochodzenia roślinnego. Były jeszcze kamień lapis lazuli i minerał – azuryt, ale Rzymianie musieli je sprowadzać, tak jak indygo, z Azji. Były poza tym dość trudne w obróbce i łatwo się odbarwiały.

Po drugie, był kojarzony z barbarzyńcami. Dla Rzymian to przede wszystkim kolor Celtów i Germanów, którzy szeroko stosowali urzet do barwienia ciał i tkanin. „W Rzymie – pisze Pastoureau – niebieski ubiór jest w pogardzie, uchodzi za ekscentryczny […] lub też jest oznaką żałoby. Często zresztą ten kolor – niewdzięczny, gdy jasny, niepokojący, gdy ciemny, kojarzy się ze śmiercią i piekłem. Niebieskie oczy to niemal wada fizyczna: u kobiet świadectwo ich rozwiązłej natury, u mężczyzn oznaka zniewieściałości, barbarzyńska i śmieszna cecha”.

Wszystko to przekłada się na język. U Greków i Rzymian wszystkie określenia niebieskiego są wieloznaczne. Na przykład łacińskie słowo caeruleus, najczęściej występujące, etymologicznie wywodzi się od słowa oznaczającego wosk. Najpierw więc ewokuje kolor między białym, żółtym a brunatnym, potem określa pewne odcienie zielonego i czarnego, a na końcu dopiero gamę błękitów. Zresztą koniec końców w większości języków europejskich przymiotnik „niebieski” pochodzi albo od germańskiego blau (bleu, blue itp.) albo od perskiego lazward i/lub arabskiego lazaward (lazur, azzuro itp.). Choć i tu desygnat bywa różny. Na przykład w starofrancuskim nie ma jasnego rozróżnienia między słowami „bleu”, „blo”, „blef”, pochodzącymi od germańskiego blau i oznaczającymi niebieski, a słowem „bloi”, wziętym z późnołacińskiego blavus, wzorowanym na flavus i oznaczającego „żółty”.

Niebieski zostanie doceniony dopiero… w XII wieku! I co ciekawe, bardzo, bardzo długo będzie uważany za barwę ciepłą [sic!].

Na koniec dorzucę tylko jeszcze jeden fakt, który doskonale pokazuje ewolucję języka w stronę coraz bardziej abstrakcyjną. Otóż u Greków i Rzymian nie występuje abstrakcyjne pojęcie koloru. Nie ma czegoś takiego jak na przykład czerń, czerwień, zieleń itp. Są konkretne przedmioty o danej barwie. Kolor jest kojarzony z czymś namacalnym.

Tyle ciekawostek. W książce (książkach) Pastoureau jest ich znacznie więcej. Może jakiś wydawca pokusi się o wydanie po polsku nie tylko tych o historii koloru niebieskiego i o paskach. Tymczasem warto sięgnąć do tego, co mamy na polskich półkach. Nikt nie pożałuje.