Jego polityka odbudowy rosyjskich wpływów na świecie oraz próbach powrotu do imperialnej polityki byłego Związku Sowieckiego, a nawet imperium Romanowów, nie znalazła uznania nawet wśród przywódców o autokratycznych tendencjach politycznych.
Szanghajska Organizacja Współpracy, powstała w roku 2001 i obecnie grupuje dziewięć państw. To Chiny i Rosja, także kraje Azji Centralnej: Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i – od roku 2001 – Uzbekistan. Członkami organizacji stały się także Indie, Pakistan i ostatnio Iran. Status obserwatora mają natomiast Białoruś, Iran, Mongolia i Afganistan. Partnerem SOW jest Turcja.
Szanghajska Organizacja Współpracy miała być swoistą przeciwwagą dla podobnych układów grupujących państwa szeroko rozumianego Zachodu. Jak dotąd, poza politycznymi deklaracjami, krajom SOW nie udało się zrealizować istotnych, wspólnych projektów gospodarczych, nie mówiąc już o utworzeniu bloku militarnego na wzór Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Rosja na cenzurowanym
Szczyt w Samarkandzie nie przyniósł w tej sprawie żadnego przełomu, ale wyraźnie pokazał, że kraje członkowskie zaczynają powoli dystansować się od obecnej polityki Kremla. Nie oznacza to oczywiście otwartej krytyki imperialnych projektów Moskwy, a raczej dyplomatyczną rezerwę i niechęć do wspierania Rosji.
Przykładem jest choćby prezydent Kirgistanu Sadyr Dżaparow, który na spotkanie z prezydentem Władimirem Putinem przybył z niewielkim, ale jednak, opóźnieniem. Putin nie po raz pierwszy musiał niecierpliwie czekać na swego rozmówcę. Jakiś czas temu w podobny sposób potraktował rosyjskiego satrapę prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan. W języku dyplomacji oznacza to jedno – nie jesteś już dla nas politykiem takiego formatu jak kiedyś.
Podobnych gestów pod adresem Putina wykonano na szczycie w Samarkandzie jeszcze kilka. Wszystkie one wyraźnie jednak świadczą, iż nawet drugoplanowi gracze zaczynają rozumieć, że era rosyjskiej dominacji w wydaniu Władimira Władimirowicza powoli się kończy.
Widoczna słabość Putina wobec Chin i Indii
Przejawem słabości Rosji wobec wydarzeń na środkowoazjatyckiej scenie jest wybuch walk na granicy tadżycko-kirgiskiej w czasie trwania szczytu SOW. Do starć na ciągle spornej granicy dochodziło już wielokrotnie, ale incydenty w czasie, gdy w Samarkandzie spotykają się przywódcy SOW, jest symptomatyczny. I w Tadżykistanie, i w Kirgistanie ulokowane są rosyjskie bazy wojskowe. Miały być gwarancją spokoju w tej części Azji, a jednocześnie dbać o bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej na południowych rubieżach. Gdyby Kreml chciał, ale i mógł zareagować, to z pewnością by to zrobił. Skoro tak się nie stało, to jego wiarygodność jako rozjemcy, a do takiego statusu jeszcze nie dawno Moskwa aspirowała, spada z każdym dniem przedłużających się starć.
Szczyt był także okazją do spotkania Putina z przywódcą Chińskiej Republiki Ludowej – Xi Jinpingiem oraz premierem Indii – Narendrą Modim. Obaj politycy potraktowali rosyjskiego prezydenta z pewnym dystansem. Xi Jinping nie krytykował oficjalnie polityki rosyjskiej i wojny narzuconej Ukrainie przez Rosję, ale wyraźnie wskazał na konieczność szybkiego zakończenia walk i rozwiązania sporu drogą dialogu i dyplomacji.
Sam Putin jeszcze przed spotkaniem w Samarkandzie deklarował, że rozumie obawy i niepokoje Pekinu wywołane atakiem na Ukrainę, ale postara się wyjaśnić stanowisko Rosji. Sądząc po oficjalnych wypowiedziach, nie był raczej specjalnie przekonujący, a wsparcie Rosji ze strony Chin ogranicza się do zakupów ropy i gazu. To oczywiście wspiera rosyjski budżet, jest swoistą kroplówką dla gospodarki, która obłożona zachodnimi sankcjami radzi sobie coraz gorzej. Jednak jest to realizacja przede wszystkim interesu Chin, bo to one dyktują Rosjanom ceny za surowce.
Bezwarunkowe przytakiwanie starszemu bratu
Chiny pokazały podczas szczytu w Samarkandzie, iż większe znaczenie dla polityki tego kraju ma podtrzymywanie więzów gospodarczych ze światowym systemem gospodarki rynkowej, aniżeli wdawanie się w „ukraińską awanturę” poprzez wspieranie Rosji. Tam, gdzie można wykorzystać Putina dla osiągania własnych celów gospodarczych, należy to zrobić, ale jednocześnie nie wolno naruszyć czerwonej linii, której przekroczenie mogłoby się odbić na chińskiej gospodarce w postaci utrudniającej jej obecność na światowych rynkach.
Dlatego Rosja w sposób zdecydowany potwierdziła wsparcie dla chińskiego dążenia do przebudowy stosunków międzynarodowych w kierunku wielobiegunowego świata. A kiedy strona chińska deklarowała wolę budowania relacji międzynarodowych na fundamencie stabilności i nienaruszalności granic, to Putin sprytnie dołączył się do takiej deklaracji, zapominając przy tym, czyje wojska wtargnęły na terytorium Ukrainy, i rozpętując tam krwawą wojnę. W sumie słowa rosyjskiego przywódcy sprawiały wrażenie bezwarunkowego przytakiwania starszemu bratu, od którego dobrej woli będzie zależała przyszłość tego młodszego.
Azja Centralna patrzy na Chiny, nie na Rosję
Z kolei reakcje państw Azji Centralnej wyraźnie pokazały utratę znaczenia Rosji na rzecz Chin, a także Indii i Turcji. Politycy regionu zdają sobie sprawę, że związki z tymi państwami mogą uchronić ich przed kolonialną ekspansją Rosji na południe. Inwestycje z Pekinu czy Ankary już teraz są warte więcej niż projekty rosyjskie w Azji Centralnej, a ta dysproporcja będzie się pogłębiać.
Stosunek do współczesnej polityki rosyjskiej najdobitniej jednak przedstawił w Samarkandzie indyjski premier Narendra Modi. To właśnie on skierował pod adresem Władimira Putina słowa, których sens był jednoznaczny – współczesny czas, to nie jest czas wojen. Zdaniem indyjskiego premiera, myślenie w kategoriach wojen i zbrojnego rozwiązywania kwestii spornych to już przeszłość. A nawet jeżeli nie, to jedynie relikt, z którym należy jak najszybciej skończyć. Cywilizowana ludzkość wypracowała bowiem mechanizmy rozwiązywania konfliktów przy pomocy dialogu, drogą dyplomacji.
„To nie czas wojen”
To prawda, Indie korzystają z rosyjskiego gazu i ropy, dają Rosji ową finansową kroplówkę, kupują w Rosji broń, ale słowa Modiego pokazują, że także w tym kraju elity polityczne zrozumiały, iż działania Kremla pod przewodnictwem Władimira Putina to kopiowanie polityki, która w cywilizowanym świecie już dawno uznana została za absolutny anachronizm.
Szanghajska Organizacja Współpracy miała w zamyśle przywódców rosyjskich umacniać wpływy Rosji w Azji Centralnej i Południowej, utrzymywać równowagę pomiędzy wpływami Chin i Rosji w tym regionie świata oraz zbudować realnie działający sojusz państw członkowskich. Szczyt w Samarkandzie pokazał, że kraje członkowskie nie uznają już wiodącej roli Rosji w tej organizacji, a wpływ Moskwy maleje z każdym dniem wojny.
Samotność rosyjskiego dyktatora staje się faktem nawet wśród przywódców, których nie sposób uznać za entuzjastów zachodnich demokracji.
*Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Russian President Vladimir Putin held talks in Beijing with General Secretary of the Communist Party and President of China Xi Jinping. Fot. Presidential Executive Office of Russia. Źródło: Wikimedia Commons.