W relacjach uczestniczek tegorocznego Kongresu Kobiet widać poważny suspens. Najpierw były zdjęcia z debat, wspólne radosne selfie z korytarzy, podniosłe, pełne energii do wspólnego działania i zachwytu nad atmosferą dyskusji wpisy i relacje w mediach społecznościowych oraz tradycyjnych. A potem wstrząs: zawód, oburzenie, niezgoda na decyzję ścisłego kierownictwa organizacji o przyznaniu nagrody Kongresu Kobiet Donaldowi Tuskowi.

Nagrodę liderki Kongresu wręczyły na koniec dwudniowego zjazdu. Wiele uczestniczek było już w drodze powrotnej z Wrocławia, gdzie odbywały się tegoroczne debaty. Wiele z nich dowiedziało się więc z mediów o tym, co wydarzyło się na zamknięcie imprezy. I poczuło rozgoryczenie. Po pierwsze dlatego, że nagrodę dostał Tusk, a po drugie dlatego, że decyzję podjęło wąskie grono liderek, nie konsultując się szerzej z osobami, które identyfikują się z Kongresem, ale nie należą do organizacji. Czy tak wygląda siostrzeństwo?

Hej, zmieniłem się

Nagrodę Donaldowi Tuskowi wręczyła prof. Małgorzata Fuszara, jednak z liderek Kongresu. W laudacji uzasadniała to wyróżnienie przemianą, jaka zaszła w przewodniczącym Platformy Obywatelskiej. W toku tej przemiany Tusk wspierał parytety, ratyfikację konwencji o zwalczaniu przemocy w rodzinie, by dojść do poparcia dla legalizacji związków partnerskich i zapowiedzi, że na listy kandydatów w wyborach nie wpuści przeciwników prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży. W reakcji na te słowa sala klaskała, ale internet huczał.

„Kongres Kobiet nagrodził Donalda Tuska za… ewolucję poglądów, która to dokonała się wobec odczytania sondaży ze zrozumieniem, zaś nasza, kobiet, wieloletnia praca, przypłacona życiem zawodowym, osobistym i ciąganiem po sądach to tylko tło dla «wodza». Brak mi słów” [Bożena Przyłuska, aktywistka, między innymi Ogólnopolskiego Strajku Kobiet].

„Polityk, który ogłasza, że po 30 latach łaskawie zamierza (jak wygra wybory!) wprowadzić legalną aborcję, nie jest naszym sojusznikiem. Jest przede wszystkim doświadczonym strategiem, spragnionym wygranej, który zorientował się, że zaczęło mu się opłacać mieć inne zdanie w sprawie aborcji niż PiS” [Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu].

„Kongres Kobiet jest zawsze miejscem dobrych spotkań z mądrymi kobietami, ale nagroda równości dla Donalda Tuska na koniec to smutny zgrzyt, bo lider PO póki co ma na swoim koncie wiele niespełnionych obietnic w tej kwestii… i tyle. Co tu nagradzać?” [Agata Diduszko-Zyglewska, publicystka feministyczna, autorka programu „Przy kawie o sprawie” warszawska radna].

Argumentowano – jest tyle kobiet zaangażowanych w działanie, dlaczego to nie one dostały nagrodę, tylko nawrócony polityk, który jeszcze nic nie zrobił, a dopiero obiecał?

Burza wokół nagrody Kongresu Kobiet dla Tuska przypomina, przy zachowaniu proporcji, tę wokół pokojowej nagrody Nobla dla Baracka Obamy. Były prezydent Stanów Zjednoczonych dostał nagrodę w drugim tygodniu urzędowania, kiedy jeszcze nic nie zdążył zrobić, a tylko zapowiedzieć. Oponenci pytali wówczas, dlaczego 10 milionów koron trafiło do jednego z najpotężniejszych polityków na świecie, a nie do aktywistów działających kosztem życia prywatnego na rzecz pokoju czy dysydentów prześladowanych przez reżimy.

Pytanie brzmi, czy to koniec podobieństw – bo jak się okazało, pokojowy Nobel dla Obamy był wyróżnieniem chybionym. Oby – jeśli Tusk i jego partia w jakiś sposób wygrają wybory – z ustawą o aborcji nie stało się to, co z obietnicą Obamy o likwidacji więzienia w Guantanamo, na co nie zgodził się Kongres.

Kółko wzajemnej adoracji

W związku z nagrodą dla Tuska padają też innego rodzaju argumenty. Dotyczą one już samego Kongresu Kobiet jako szerokiego ruchu, wspólnoty oraz samego stowarzyszenia, które przyznało nagrodę. Aktywistki, uczestniczki, panelistki, kobiety, które identyfikują się z postulatami Kongresu, nie miały na tę decyzję żadnego wpływu, nawet nie zostały wcześniej poinformowane, że tak się stanie.

„Właśnie udzielono nam odpowiedzi – nie, nic nie zależy od was” – cytuje uczestniczącą w Kongresie prof. Ingę Iwasiów Anna J. Dudek z „Wysokich Obcasów”.

Reakcje osób obserwujących wydarzenia kongresowe brzmią też tak: „Kółko wzajemnej adoracji”.

Jak każdy ruch tak i ten ma swoje gwiazdy, żeby nie napisać celebrytki, osoby wpływowe, widoczne w tłumie podczas kolejnych edycji debat. Należeć do tego towarzystwa to przywilej. W każdym środowisku występuje takie zjawisko, problem w tym, że na imprezach niesionych hasłami siostrzeństwa, wspólnoty, wsparcia, solidarności jest to szczególnie widoczne i może razić.

Tak samo może razić obecne w tym gronie działanie, które można nazwać wspólnotowym, ale też plemiennym, a polegające na tym, że bronimy swoich, nawet jeśli nie mają racji. Razi również zderzenie szlachetności intencji uczestniczek wartościowych paneli z uprzywilejowaniem zamkniętego grona gwiazd.

To ważne, bo Kongres zajmuje się sprawami najważniejszymi. To Kongres walczył i walczy o równość kobiet i mężczyzn w polityce, w domu, w pracy. W edukacji, służbie zdrowia, bezpieczeństwie obywatelskim. Jest niezmiennie potrzebny, bo nadąża za nowymi wyzwaniami, widzi nowe tematy, ekologię, wojnę, imigrację i kobiety w tych nowych zjawiskach. Jest nowatorski i wrażliwy społecznie. Jeżeli bez lęku walczy się ze złem, warto mieć odwagę, by nie zamykać na nie oczu również we własnych szeregach.

Trzeba ryzykować, żeby być skutecznym

Wróćmy jednak do nagrody dla Tuska. Warto być nie tylko spostrzegawczym i szlachetnym, ale i skutecznym. „My nie możemy być ciągle na ulicy, musimy szukać sojuszników w przyszłym, potencjalnym rządzie, trzeba myśleć konstruktywnie o naszych planach i projektach” – mówi w rozmowie z Anną J. Dudek z „Gazety Wyborczej” członkini zarządu Kongresu Kobiet, filozofka Magdalena Środa. „Szykujemy się do zmiany władzy i przywrócenia demokracji w Polsce, chciałabym, żeby to była egalitarna demokracja, nie może więc nas zabraknąć w polityce, a nie tylko na strajkach. Mam nadzieję, że na listach znajdzie się dużo miejsc dla działaczek z Kongresu. Idzie być może duża zmiana i my chcemy być jej częścią”.

Nagroda dla Tuska to polityczna kalkulacja, inwestycja podjęta z rozwagą, bo przecież członkinie Stowarzyszenia Kongres Kobiet mogłyby wręczyć nagrodę Włodzimierzowi Czarzastemu, a nie zrobiły tego. Lewicowe postulaty są nie tylko bliskie tym Kongresowym, ale i nie nowe, lewica powtarza je od dawna. Członkinie Kongresu wolały jednak postawić na kogoś, kto do tych postulatów dopiero dorósł i w dodatku nie miał okazji udowodnić, że dorósł naprawdę, a nie tylko na czas poszukiwania nowego elektoratu.

Można oceniać to jako lekkomyślność, działanie ryzykowne, ale też jako dobrą strategię – jeśli członkinie Kongresu rzeczywiście myślą o swojej obecności na listach wyborczych, lider największej partii opozycyjnej może dać im potencjalnie więcej niż pozostałe ugrupowania. A także więcej niż wielkie demonstracje uliczne, których efektem stają się niedziałające rady, jak to było w przypadku OSK.

A poza tym, to tylko nagroda. Warto zaryzykować sprawczość takim kosztem. Naiwność nie oznacza tego samego, co zaprzedanie duszy. Jeśli Tusk nie spełni nadziei Kongresu, będzie mógł przyznać się do błędu w kalkulacji, nie zmieniając swoich postulatów. A może zyskać.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: profil facebookowy Donalda Tuska