16 godzin chwały

Czy „praca jest wartością”? I czy ciężka praca jest wartością? Takie wyrażenia ostatnio często pojawiają się w debacie publicznej. Zwykle w kontekście dyskusji o tym, że starsze pokolenie było gotowe ciężko pracować na swój sukces, a dzisiaj młodym się nie chce. W podobnym tonie mówi się nawet o „wielkiej rezygnacji” albo „cichym odchodzeniu” ludzi na rynku pracy. A przecież „praca jest wartością”!

O co chodzi w tej dyskusji? Właściwie temat można by zakończyć dość sprawnie. Mówiąc krótko, praca nie jest wartością. Na przykład, wykopywanie i zasypywanie w kółko tego samego dołka nie ma sensu. A zatem bezsensowna praca nie jest wartością. Podobnie, szkodliwa praca nie jest wartością – lepiej, żeby nie została wykonana. Przymusowa praca w obozie koncentracyjnym, naturalnie, również nie jest wartością. Jeśli praca jako taka nie jest wartością, to trzeba powiedzieć, że jedynie nią bywa. Jeśli praca jest wartościowa, to jest wartościowa. Ot i cała filozofia.

Jest zatem ciekawe, i chyba jakoś symptomatyczne, że w ostatnich polskich dyskusjach najbardziej emocjonującym tematem jest właśnie ilość pracy – 16 godzin (Matczak), a może 20 godzin (Kulczyk) na dobę – a nie jej wartość czy wydajność. To sugeruje, że prawdziwym tematem rozmowy nie jest czas wykonywania pracy, który ma głównie charakter symboliczny, lecz kwestia właściwego etosu czy charakteru moralnego jednostek. Chodzi o to, czy jednostki są gotowe przekraczać własne granice, na przykład pracować dłużej niż przewidują przepisy. Innymi słowy, czy w życiu warto „chcieć więcej”.

W takim postawieniu sprawy przejawia się duma starszego pokolenia z przyjmowania we własnym czasie słusznej postawy moralnej. Jest tu również lęk przed tym, że następne pokolenia już „nie chcą więcej” – co ma symbolizować rosnąca nietolerancja wobec rozmaitych „przekroczeń”. Zamiast zakasania rękawów i walki: wielka rezygnacja. Jakie ryzyko się z tym wiąże? Takie mianowicie, że młodzi podważą osiągnięcia poprzedników, a może jeszcze zaprzepaszczą dotychczasowy postęp.

Wyjście ze strefy komfortu

Czy taka krytyka jest uzasadniona? W tym kontekście warto zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, chcieć więcej i rozwijać się to dwie różne rzeczy. Ideał przekraczania granic wiąże się z dążeniem do ekspansji i podboju. Z kolei ideał rozwoju dotyczy jakości życia. Różnicę widać w kontekście klimatu – ekspansja prowadząca do przekroczenia określonej granicy emisji gazów cieplarnianych byłaby szkodliwa dla ludzi. A zatem „chcieć więcej” nie zawsze jest słuszne moralnie, rozwój można zaś uznać za liberalny ideał. Jeśli młodzi patrzą raczej na wartość i wydajność pracy, a nie jej ilość, to raczej dobrze.

Kwestia druga dotyczy tego, czy młodzi chcą na ten rozwój zapracować – czy możliwy jest rozwój bez poświęcenia? Nowy pogląd mówi, że poświęcenie może być uzasadnione, jeśli sprzyja rozwojowi. Jednak zgodnie z dotychczasowym podejściem, nie ma postępu bez poświęcenia – postęp wymaga dyscypliny („bolesne reformy”), przekraczania granic, wyjścia ze strefy komfortu. W gruncie rzeczy dawny pogląd mówi coś nawet bardziej radykalnego: że poświęcenie jest wartością samą w sobie, ponieważ kształtuje właściwy charakter moralny. Stąd w dyskusji język ilości pracy – nadużycie ma w tym modelu funkcję wychowawczą.

W dawnym porządku postęp wiąże się zatem z wyrzeczeniem, wręcz bólem – jak bicie rekordu sportowego. W nowym modelu postęp przedstawia się jako wynik zbiorowego zdrowia – lepszych warunków społecznych umożliwiających rozwój człowieka. Żądanie owych „lepszych warunków” w dawnym modelu ujmuje się zaś tradycyjnie jako roszczeniowość, ponieważ na poprawę warunków trzeba „sobie najpierw zapracować”.

Follow the money

Troska niektórych przedstawicieli starszego pokolenia o etos pracy jest z pewnością szczera. Ale zgodnie z zasadą, że jak nie jest jasne, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, możemy pokusić się o jeszcze jedną obserwację. Rozmowa o kulturze pracy jest mianowicie przejawem debaty o nowej umowie społecznej.

Dlaczego bowiem konserwatyści krytykują roszczeniowość? Francuscy myśliciele Giles Deleuze i Félix Guattari pisali następująco: „Pragnienie jest wypierane dlatego że każda nowa pozycja pragnienia – choćby najmniejszego – wystarcza, by podważyć zastany porządek społeczny”. Dlatego też w „Nowym liberalizmie” pisałem, że demokracja liberalna jest ustrojem politycznym balansującym na granicy niestabilności – ponieważ jest otwarta na sprawiedliwą rekonstrukcję norm społecznych w odpowiedzi na potrzeby i pragnienia zgłaszane w demokratycznej rozmowie.

Można by zatem powiedzieć, że roszczenie dotyczące lepszej kultury pracy jest potencjalnie wybuchowe, ponieważ podważa niesprawiedliwy porządek społeczny, w którym korzyści z przekraczania granic czerpie niewielka grupa osób wyznających etos przekraczania granic. Młodzi pytają po prostu: pracuję 16 godzin dla siebie czy dla szefa?

To otwiera puszkę Pandory. W rzeczywistości pytają oni bowiem: kto ma władzę i kto powinien mieć władzę? A jeśli wszelka cywilizacja wiąże się z dyskomfortem, to jak należy się nim podzielić? Roszczeniowość – domaganie się przez obywateli praw i wolności w ramach wspólnoty politycznej równych i wolnych ludzi – okazuje się normalną demokratyczną praktyką.

 

Czytaj również tekst: Tomasz Sawczuk, „Zamiast kultu ciężkiej pracy, potrzebujemy kultu profesjonalizmu”.