Krzysztof Renik: Cofnijmy się do roku 2014. Aneksja Krymu, ataki w Donbasie i 9 dzień maja w Wilnie. Tak zwany Dień Pobiedy. Lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin – Waldemar Tomaszewski – paraduje po mieście z czarno-pomarańczową wstążką, tak zwaną Gieorgiejewską Lentoczką. W tamtym czasie ta wstążka była znakiem – symbolem wsparcia dla nielegalnych działań Rosji na terytorium Ukrainy. Takim samym jak obecnie jest litera Z, która oznacza wsparcie dla rosyjskiego ataku na Ukrainę w roku 2022. Jak wygląda obecny stosunek AWPL i jej lidera do rosyjskiej agresji na Ukrainie?
Mariusz Antonowicz: Myślę, że tamto myślenie powoli się zmienia. To, co się stało i co się dzieje po 24 lutego tego roku, jest wstrząsem. Na Krymie w roku 2014 nie było właściwie strzałów, nie było walk. Ani Symferopol, ani Sewastopol nie były Mariupolem. Podobnie wyglądał początek wydarzeń na Donbasie. Początkowo można było sądzić, że to wewnętrzne walki Ukraińców, że przeciwko Kijowowi wystąpili donbascy górnicy. Co prawda dość szybko okazało się, że są umundurowani i dysponują czołgami…
Które, jak twierdził wówczas Władimir Putin, można kupić w sklepie…
No właśnie… Obecna sytuacja to jest jednak wstrząs, również dla polskiej społeczności na Litwie, chociaż to mała społeczność, więc nie ma na ten temat rzetelnych badań socjologicznych. Natomiast o zmianie nastawienia świadczy kilka istotnych faktów.
Jakich?
Choćby trwająca w polskich parafiach na Wileńszczyźnie zbiórka na rzecz Ukrainy. Zarówno na rzecz potrzebujących uchodźców, jak i ludności, która pozostała na Ukrainie. Jeżeli chodzi o Waldemara Tomaszewskiego, lidera AWPL-ZChR, to on na początku rosyjskiej agresji próbował grać ukraińską kartą.
W jaki sposób?
Wtedy kiedy na Litwie zablokowano rosyjskie kanały telewizyjne, Tomaszewski próbował krytykować tę decyzję. Mówił, że to działanie niepotrzebne, sprzeczne z zasadami demokracji i wolności. Ale to nie przyniosło jakiegoś specjalnego poruszenia wśród społeczności polskiej. Rosyjska mniejszość też specjalnie go nie popierała. Wydaje mi się, że Rosjanie na Litwie są zagubieni i nie bardzo wiedzą, jaką postawę przyjąć. Społeczność polska staje się coraz bardziej proukraińska. Otwarcie prorosyjskich głosów nie słychać.
Co prawda pojawiają się głosy, iż teraz dla władz litewskich liczą się jedynie ukraińskie dzieci, a nie dzieci polskie czy rosyjskie. Że uchodźcy zabierają pieniądze z budżetu kosztem obywateli Litwy. Tyle że takie głosy dochodzą przede wszystkim z prowincji, z rejonów solecznickiego, wileńskiego, gdzie sytuacja finansowa ludności jest gorsza niż w Wilnie.
Mówi pan o zmianie postaw, ale kilkanaście dni temu Waldemar Tomaszewski, szef AWPL-ZChR-ZPL, spotkał się w Wilnie z Bartoszem Bekierem, przywódcą skrajnie nacjonalistycznej i otwarcie prorosyjskiej Falangi. O Bekierze pisał w roku 2018 w „Krytyce Politycznej” Przemysław Witkowski: „Intelektualnymi mentorami Bekiera […] są Aleksander Dugin i Eduard Limonow. Od pierwszego z nich bierze koncepcję euroazjatyzmu, który jest mieszanką panslawizmu, skrajnej lewicy, ezoteryki i zachodniego neofaszyzmu. Od drugiego koncepcję narodowego bolszewizmu. […] Euroazjatyzm jest ideologią tzw. «sojuszu ekstremów», wszystkiego, co sprzeciwia się zachodniemu liberalizmowi: nacjonalistów ze stalinistami czy maoistów z ultrakonserwatystami”. Sądzi pan, że tego typu kontakty budują w społeczeństwie litewskim pozytywny wizerunek polskiej mniejszości na Litwie?
W litewskim społeczeństwie ten skandal trwał właściwie jeden, dwa dni. Głównie z tego powodu, że media i liderzy litewskiej opinii publicznej rozumieli, że to spotkanie odzwierciedla postawę konkretnie Waldemara Tomaszewskiego, a nie całej polskiej społeczności. W tym kontekście nie było wielkich sensacji, bowiem wszyscy od dawna wiedzą, jakie są jego poglądy.
Natomiast na to spotkanie warto spojrzeć w kontekście polskim. Wbrew twierdzeniom Tomaszewskiego, nie sądzę, że nie wiedział, kim jest Bartosz Bekier. Z wpisu na Facebooku wynika, że pan Tomaszewski również udzielił wywiadu portalowi Bekiera. Biorąc pod uwagę, jak skrupulatnie Waldemar Tomaszewski wybiera, z jakimi mediami będzie rozmawiać (w zasadzie to są tylko portale kresowe lub media ojca Tadeusza Rydzyka), można sądzić, iż to spotkanie było świadomą decyzją.
Moim zdaniem to spotkanie świadczy, jak złe są obecne stosunki Tomaszewskiego z głównymi politykami Prawa i Sprawiedliwości. Bowiem po takiej wiadomości jest bardzo prawdopodobne, że ani Jarosław Kaczyński, ani Mateusz Morawiecki, ani Andrzej Duda już nie podadzą mu ręki. On od dawna skarży się, że Polska zbyt słabo wspiera Polaków na Litwie i za dużo wtrąca się w wewnętrze sprawy Polaków w tym kraju. Więc to jest kolejna odsłona jego konfliktu z kierownictwem PiS-u.
Czy Polacy na Litwie skłonni byliby bronić niepodległości Litwy?
Myślę, że tak, biorąc pod uwagę fakt, że w Związku Strzeleckim są Polacy-ochotnicy, tak jak i w litewskich formacjach będących odpowiednikiem polskich Wojsk Obrony Terytorialnej – a są wreszcie i Polacy w siłach zbrojnych Litwy.
W Solecznikach, w Niemenczynie, czyli na obszarach, gdzie mieszkają Polacy, stworzone zostały oddziały wojsk ochotniczych. I te oddziały współpracują z regularną armią litewską, z miejscowymi władzami i nie dochodzi tam do konfliktów z ludnością polską. Oczywiście, pewnie nie wszyscy Polacy byliby skłonni bronić państwa litewskiego, ale nie wyobrażam sobie, by Polacy masowo opowiedzieli się po stronie Rosji.
Jak silny wpływ na postawy polskiej i rosyjskiej mniejszości na Litwie mają rosyjskie media społecznościowe?
Znowu – brakuje na ten temat pogłębionych badań. Z tego co wiem, to młodsze pokolenie korzysta z takiej mieszanki mediów społecznościowych – litewskich, polskich, rosyjskich, angielskich. Starsi w większym stopniu pozostają przy serwisach rosyjskich. Część z tych, którzy korzystali z rosyjskich, coraz częściej zagląda też do rosyjskich, ale opozycyjnych. Innymi słowy, słuchają rosyjskich podcasterów, youtuberów, ale nie tych oficjalnych propagandystów, tylko tych opozycyjnych. W segmencie mediów społecznościowych są również odbiorcy rosyjskiej propagandy, w tym także Polacy. Jest i mniejszość rosyjska, ale podejrzewam, że ona też zaczęła mniej korzystać z propagandowych mediów – ludzie dowiadują się także z innych mediów, co ich „macierz” robi na Ukrainie, i nie sądzę, by chcieli to masowo popierać.
Jakby pan zdefiniował korzenie istniejącej przez lata w społecznościach mniejszościowych na Litwie prorosyjskości? Jawna współpraca AWPL-ZChR z Aliansem Rosjan, kontakty Waldemara Tomaszewskiego z liderami ugrupowań rosyjskich były tego dobrym przykładem.
Odpowiem tak: załóżmy, że polskie miasta, takie jak Lublin czy Białystok, znalazłyby się na okres pięćdziesięciu lat w Rosji lub w Związku Sowieckim. Ludność tych miast byłaby odcięta od wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym, a inteligencja zostałaby wywieziona do Polski. Przecięte były wszelkie kanały komunikacji – transport, łączność, media. Jaki przyniosłoby to skutek? Jak zmieniłby się stan świadomości mieszkańców? Z jaką ludnością byśmy się spotkali po otworzeniu granic?
Postawy, o których pan mówi, to skutek sowietyzacji społeczności mniejszościowych. W przypadku rosyjskiej czy białoruskiej dochodzi jeszcze bliskość kulturowa, religijna, językowa. W przypadku mniejszości polskiej w okresie sowieckim ograniczano liczbę Polaków mogących wstąpić na wyższe uczelnie, ale to nie dotyczyło tych, którzy wybrali rosyjskie szkoły podstawowe i średnie. Absolwenci tych szkół mieli otwarty dostęp do wyższej edukacji, a dla tych z polskich szkół obowiązywały ograniczenia.
Poza tym trzeba pamiętać, że po drugiej wojnie światowej polska inteligencja w większości wyjechała z Wileńszczyzny. Pozostała przede wszystkim niewykształcona ludność chłopska. Jej przedstawiciele mogli osiągnąć jakikolwiek awans edukacyjny i społeczny poprzez język rosyjski. A jeżeli przez język rosyjski, to także przez kulturę, naukę, obyczajowość rosyjską, czy raczej sowiecką. W Wilnie związek z kulturą polską dawała wyłącznie polonistyka, która istniała jako kierunek w Instytucie Pedagogicznym. Innych możliwości wyższej edukacji polskiej w czasach sowieckich nie było.
Ale od czasów sowieckich minęło już ponad ćwierć wieku!
Tak, tylko trzeba powiedzieć, że przez wiele lat ani Litwa, ani Polska nie robiły wiele, by coś w mentalności mniejszości polskiej zmienić. Mnie się wydaje, że w Polsce panowało takie przekonanie, iż Wileńszczyzna to taka polska Atlantyda. Nic się tam nie zmieniło od czasu, gdy po wojnie duża liczba Polaków stąd wyjechała i to prosta kontynuacja przedwojennego województwa wileńskiego. Decydenci w Polsce nie bardzo chcieli przyjąć do wiadomości, że realia na Litwie w latach dwutysięcznych są już zupełnie inne niż w latach trzydziestych.
Jak pan ocenia współpracę państw bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii – w kontekście rosyjskiego ataku na Ukrainę?
Na poziomie politycznym oraz militarnym współpraca znacznie się obecnie pogłębiła. Ostatnim przykładem jest pełna koordynacja działań w sprawie ograniczenia wjazdu Rosjan do naszych krajów. Do czasu inwazji było jednak różnie. Nie było tak zwanej „trójki bałtyckiej”. Każdy kraj grał na siebie. Bardzo wyraźnie było to widać w sferze energetyki, teraz to w tym obszarze następuje największa zmiana. Otwarte pozostaje pytanie o to, czy kryzys energetyczny zmusi nasze kraje do jeszcze ściślejszej współpracy.
Tej współpracy brakowało wcześniej?
Do czasu inwazji na Ukrainę było sporo kłótni i nieporozumień. Choćby sprawa synchronizacji sieci energetycznych w krajach bałtyckich. Litwa wielokrotnie zapowiadała, że samodzielnie będzie synchronizować swą sieć z Polską, a nie z Łotwą i Estonią.
Łotwa chciała zbudować u siebie terminal LNG, Estonia u siebie. Oba kraje ubiegały się o pieniądze na budowę z Unii Europejskiej. Kwestia importu energii elektrycznej z elektrowni jądrowej w Ostrowcu na Białorusi – Litwa była temu absolutnie przeciwna. Z kolei Łotwa chciała kupować z tej elektrowni prąd. Natomiast Estonia próbowała trzymać dystans w tej kwestii. Teraz prowadzone są już rozmowy o wspólnej infrastrukturze, a także o projektach w sferze energetyki odnawialnej. Tu następują największe zmiany.
A kwestie infrastruktury komunikacyjnej? Via Baltica, Rail Baltica?
Już rok 2014 pokazał, że rosyjskie czołgi najszybciej przemieszczają się koleją. Obecna faza wojny na Ukrainie jeszcze bardziej to uświadomiła odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. Tak więc koleje coraz częściej postrzegane są jako element ważny w architekturze bezpieczeństwa narodowego. Z tego też względu coraz częściej mówi się na Litwie o całkowitym przejściu na tory europejskie. I wtedy priorytetem będzie cała Rail Baltica – przez Łotwę, aż do Estonii. Do tej pory największym hamulcowym dla Rail Baltiki były Koleje Litewskie, które zarabiały najwięcej na tranzycie z Białorusi do portu w Kłajpedzie i nie były zainteresowane innymi kierunkami działalności. Sankcje nałożone na Białoruś przez UE zakończyły ten proceder. Rail Baltica staje się jedynym kierunkiem umożliwiającym rozwój. Dla Litwy obecnie najważniejsze jest połączenie z Polski do Kowna. Aczkolwiek projekt jest na tyle stary, że warto poczekać, aż słowo stanie się ciałem. Przynajmniej Via Baltica będzie ukończona do końca roku.
Czy to znaczy, że krajom bałtyckim nie będzie po drodze z tymi państwami UE, które zaczynają mówić o potrzebie dogadywania się z Moskwą? Przykładem mogą być Węgry.
Nie sądzę, by którekolwiek z państw bałtyckich wyłamało się z tej grupy krajów, które mówią o potrzebie utrzymania lub nawet zaostrzenia sankcji wobec Rosji. Natomiast ciężar sankcji i wpływ wojny kraje bałtyckie odczuwają już dziś.
Coraz trudniej zachęcić inwestorów do nowych inwestycji, wiele instytucji kultury, wiele muzeów z Europy wycofuje się ze współpracy, bo niepokoi ich bliskość białoruskiej, a także rosyjskiej granicy. Zadają pytanie – co będzie, jeżeli dojdzie do wojny?
Oczywiście, na ostateczną odpowiedź na pytanie o to, czy w krajach bałtyckich nie pojawi się pomysł zmiękczania polityki wobec Rosji, trzeba poczekać aż do szczytu zimy. Bo Rosja z całą pewnością będzie starała się w swojej propagandzie skierowanej do mieszkańców Europy zadawać pytanie: po co marznąć dla Ukrainy?
Ale myślę, że to właśnie kraje bałtyckie będą naciskać na struktury unijne, by wprowadzać jeszcze mocniejsze sankcje wobec Rosji. Naszym wielkim celem jest niedopuszczenie do zwycięstwa Rosji w tej wojnie.
*Źródło zdjęcia użytego jako ikona wpisu: „Lithuanian trooper” (Public Domain) by U.S. Army Europe