Tę demonstrację ogląda się jak Polskę w pigułce. Na placu przed ambasadą rosyjską gromadzą się ludzie, którzy myślą tak samo – Rosja to państwo terrorystyczne, a jej oficjalni przedstawiciele powinni być w krajach europejskich persona non grata. Również przemówienie Marty Lempart wyrażało powszechne odczucie – Rosjanie, którzy uciekają do różnych krajów europejskich przed poborem, powinni protestować przed ambasadami przeciw swojemu prezydentowi i jego wojnie. Skoro my to robimy, to oni tym bardziej.
Jednak przed ambasadą jest Rosjanin, 19-letni Iwan Biriukow, jak poda później „Gazeta Wyborcza”, który robi właśnie to, do czego Lempart wzywa. Zwraca na to uwagę, podnosząc biało-niebiesko-białą flagę, antywojenny symbol Rosjan przeciwnych Putinowi oraz inwazji na Ukrainę. I wtedy przemówienie liderki Strajku Kobiet z łączącego staje się dzielące – krzyczy „wypierdalaj” konkretnie pod adresem tego człowieka. Opowie później dziennikarzom, że poczuł narastającą niechęć tłumu, poszturchiwania, a w końcu zgarnęła go policja i przeszukała w radiowozie.
Wszyscy na placu mieli te same emocje, ten sam cel, wspólnie protestowali przeciw inwazji na Ukrainę, ale wynikająca ze słusznego gniewu napastliwość sprawiła, że się podzielili. Dużo już powstało krytycznych komentarzy wobec zachowania Marty Lempart (w tym i w naszej redakcji, autorstwa Konstantego Geberta) i głosów w jej obronie, nie ma sensu tego powtarzać. Warto natomiast popatrzeć na to wydarzenie, jak na symbol naszej wspólnoty – ludzi działających w dobrym celu, ale podzielonych przez krzyk.
Bez prawa do myślenia
Obywatele, którzy sprzeciwiają się władzy łamiącej zasady demokracji i zbierającej poparcie na krzywdzie wskazanych przez siebie wrogów, mają dobry wspólny cel – chcą, żeby w Polsce tak nie było. Tworzą więc wspólnotę, ale rozpada się, kiedy pojawia się pryncypializm i wynikająca z niego wzajemna wrogość.
Wspólnota chce więc, żeby PiS przestało rządzić, ale jeśli dziennikarz, który jest wobec władzy krytyczny, zadaje niewygodne pytania polityczce największej partii opozycyjnej, staje się tym, kim stał się Rosjanin protestujący przeciw wojnie – intruzem. Dlatego w mediach społecznościowych pojawiły się postulaty, by szefowie TVN zwolnili z pracy Konrada Piaseckiego, który podczas rozmowy z wiceprzewodniczącą Platformy Obywatelskiej Izabelą Leszczyną zapytał, czy jej obóz byłby gotów namawiać Komisję Europejską, by przymknęła oczy na kryzys praworządności w Polsce i nie blokowała potrzebnych nam funduszy.
Tematów, które dzielą, jest więcej. Aborcja – ten, kto domaga się, by była prawem, ale wyrazi wątpliwości co do tego, czy odczuwa się po niej wyłącznie ulgę, albo na płód powie „dziecko”, nie zasługuje na miano zwolennika wyboru. Kościół – ten, kto widzi patologię wewnątrz tej instytucji, ale pozostaje katolikiem, albo szanuje, duchowe potrzeby katolików, naraża się na zarzut tolerancji wobec pedofili w sutannach. Ten, kto wątpi, czy opozycja powinna startować w wyborach z jednej listy, dąży do tego, by wygrało PiS. Silne emocje napędza gniew, który jest zrozumiały i uzasadniony, ale gdy dominuje, prowadzi do absurdów, jak wrogość wobec protestującego przeciw wojnie Rosjanina.
Nie da się tak rozmawiać
Ważący racje stają się w takich warunkach pożytecznymi idiotami. Dociekliwi – symetrystami. Ci, którzy widzą błędy we własnym obozie – zdrajcami. Bardzo trudno jest przeciwstawić się temu uciszaniu, bo łatwo padają oskarżenia. Nic dziwnego – świat jest skomplikowany, ale po uproszczeniu go, staje się łatwy w obsłudze moralnej. Łatwiej wtedy nazwać dobro i zło i trzymać się tego podziału w krótkich tweetach. Tylko ile w tym prawdy?
A przecież trzeba będzie w końcu omówić wspólnie ważne problemy i nie upraszczać ich. Chociażby ten, jak postępować wobec Rosjan, którzy uciekli przed poborem, jak wobec tych, którzy od dawna nie mieszkają w Rosji i sprzeciwiają się temu, co robi ich kraj. Po jednej stronie stoją ci, którzy krzyczą do nich zbiorowo „wypierdalać”, a po drugiej ci, którzy z moralnym wzburzeniem nazywają taką postawę nacjonalizmem.
Problem jest skomplikowany, bo często przeciwnicy Putina nie są jednocześnie przeciwnikami wizji wielkiej, imperialnej Rosji, trudno się z nimi zjednoczyć, ale też trudno ich zbiorowo potępić. Jeśli jednak to skomplikowane, to tym bardziej nie ma prostych odpowiedzi i trzeba nad nimi pomyśleć w spokoju.
Krzyk jest na miejscu, jest zdrowy, pomaga dać ujście silnym emocjom. „Wypierdalać” skandowane podczas protestów organizowanych przez Strajk Kobiet było oczyszczające i jednoczące wspólnotę osób, które szły w wielkich demonstracjach przez polskie ulice. Kiedy jednak krzyczy się za długo, nie da się rozmawiać. A przecież chodzi przez cały czas o rozmowę ludzi, którzy mniej więcej podobnie oceniają sytuację, mają wspólny cel i wspólnego przeciwnika.