Rozum i jego wrogowie

„Rozum ludzki – pisał Immanuel Kant – z natury swej jest architektoniczny, tj. traktuje wszystkie poznania jako należące do jakiegoś możliwego systemu”. Jest to dla mnie jedno z najpiękniejszych zdań w filozofii i długo można by się zastanawiać nad jego pełnym znaczeniem.

Rozum, przekonywał Kant, jest czymś szczególnym. Oko pozwala nam zobaczyć rzecz, ale nie może być podstawą dla systemu wiedzy – ponieważ wzrok bywa zawodny. I też w przeszłości ludzie opierali swoją wiedzę na wątpliwych, niepewnych podstawach. Tymczasem rozum daje kryterium odróżnienia poznania prawomocnego i nieuzasadnionego, pozwala więc budować gmach wiedzy naukowej na bezpiecznym gruncie. Jeśli więc ludzie odrzucą dotychczasowe błędy i przesądy, a zamiast tego odważą się korzystać z rozumu (sapere aude!), wówczas przyjdzie oświecenie – wyjście człowieka ze stanu zawinionej niedojrzałości.

W tego rodzaju koncepcji rozumu było jednak również coś niepokojącego. Postęp rozumności polega tu mianowicie na ekspansji, podboju, kontroli. Rozum okazuje się władczy – poszerza sferę poznania i kategoryzuje przedmioty, a co się nie mieści w jego systemie wiedzy, okazuje się irracjonalne. Przekładając to na praktykę, jeśli kolonizator nie rozumie tradycji podbitego plemienia, to z definicji będzie ono nieoświecone, a jeśli męski badacz nie rozumie kobiecej biologii, to uzna za problem niepoznawalną (niedającą się kontrolować) i tym samym nierozumną (emocjonalną, niedojrzałą) naturę kobiet. A jeśli coś jest nierozumne, nieprawomocne – zostaje w ten czy inny sposób wykluczone.

Tego rodzaju wątpliwości zrodziły krytykę tradycji oświecenia. Zgodnie z ową krytyką, oświeceniowy ideał rozumu był w praktyce arbitralny i przemocowy. Jak sugerowali uczniowie Friedricha Nietzschego, język rozumu pozwalał w istocie maskować pragnienie władzy. A skoro rozum ma totalitarne inklinacje, należało ograniczyć jego roszczenia w imię wolności. Filozofia kontroświecenia będzie więc poszukiwać wyzwolenia w opozycji wobec rozumu, a nawet wprost w tym, co oświecenie uznawało za szaleństwo i obłęd.

Jest jednak jeszcze inna droga. Niemiecki filozof Jürgen Habermas przekonywał mianowicie, że projekt oświecenia należy dokończyć, a nie odrzucić. Jego zdaniem oświeceniowa koncepcja rozumu nie była zbyt ekspansywna, lecz właśnie za wąska, ponieważ dopuszczała tylko jeden możliwy rodzaj poznania. Opisywała rozumny podmiot, który poznawał rzeczywistość jako swój własny przedmiot. Rozum ten był niejako umieszczony w podmiocie.

Zamiast tego, Habermas przedstawia koncepcję rozumu komunikacyjnego, która przyjmuje ideał porozumienia w idealnej wspólnocie komunikacyjnej. W tym ujęciu rozumność zawiera w sobie element polityczny – wiąże się z demokratycznym procesem wymiany argumentów, w którym biorą udział wszystkie zainteresowane strony. Gdy proces dochodzenia do prawdy o rzeczywistości albo słusznych norm moralnych wyklucza pewne ważne głosy, czyli blokuje drogę dociekaniom, to nie można powiedzieć, że mamy do czynienia z rozumnym poznaniem. Rozum jest więc teraz tym, co wydarza się między ludźmi – jego architekturą jest demokratyczna relacja między uczestnikami rozmowy, którzy wyrzekają się władzy nad drugim, lecz wzajemnie uznają swój status jako podmiotów procesu dochodzenia do porozumienia.

Czy zupa będzie za słona?

Piszę ten przydługi wstęp, ponieważ właśnie ukazuje się książka „Odkrywając wolność 2. W obronie rozumu” pod redakcją profesora Leszka Balcerowicza. Mimo podtytułu, w eseju wprowadzającym ekonomista nie wyjaśnia jednak, jak należałoby rozumieć rozum. Jeśli przyjąć twierdzenie Kanta, że „rozum ludzki z natury swej jest architektoniczny”, to zostajemy z pytaniem: jak można by zrekonstruować pojęcie rozumu, które zakłada w swoim eseju Balcerowicz? Ograniczę się w tej sprawie do kilku krótkich uwag.

W odróżnieniu od Habermasowskiej koncepcji rozumu komunikacyjnego, demokracja nie jest dla Balcerowicza sprawą fundamentalną. O ile dla niemieckiego autora kultura demokratyczna jest rozwiązaniem zasadniczego problemu epistemologicznego – jak mówić o prawdzie i moralności bez użycia przemocy – Balcerowicz nie poświęca wiele uwagi demokracji, skupiając się na kwestiach wolności gospodarczej i praworządności. Z takim podejściem wiąże się pewien problem: otóż autor nie przedstawia alternatywnej podstawy dla postulowanych norm politycznych, co może prowadzić do sytuacji, w której rozum ponownie staje się apodyktyczny.

Rozum ten niepotrzebnie mówi więc czasem: wszystko albo nic, zamiast poszukiwać balansu, zdrowej równowagi. Weźmy przykład, czyli cytat z Hayeka, przytoczony przez Balcerowicza w celu odrzucenia pozytywnej koncepcji wolności, zgodnie z którą być wolnym oznacza móc coś zrobić: „Jeśli […] zaakceptuje się utożsamianie wolności z możnością, przestają istnieć granice dla sofizmatów służących wykorzystaniu uroków słowa «wolność» dla uzasadniania środków, które niszczą wolność jednostki”. Nie ma przeszkód, żeby spojrzeć krytycznie na pozytywną koncepcję wolności, ale… jak to nie istnieją w tej sprawie „żadne granice”? Jeśli wleję do garnka litr wody, to czy już nic nie powstrzyma mnie przed zalaniem całej kuchni? A jeśli dosypię do zupy łyżkę soli, to żadne granice nie powstrzymają mnie przed tym, żeby dosypać do niej kilogram? Cóż, pewnym wskaźnikiem mógłby być smak zupy. Alternatywa w postaci: nigdy nie rób zupy, nie wydaje się najlepsza.

Wreszcie, rozum ten sprawia nieraz wrażenie niepotrzebnie ideologicznego – i w tym sensie właściwie nie pełni funkcji rozumu, ponieważ nie jest dość samokrytyczny. Co charakterystyczne, Balcerowicz pisze, że interesuje go „wolność w relacji jednostka-państwo”. Dlaczego jednak przyjmować takie ograniczenie, skoro na wolność ludzi wpływają również inne czynniki? W podobnym kontekście autor stwierdza: „Człowiek bogatszy ma niewątpliwie więcej możliwości i większy zakres wyboru niż biedniejszy. Definiowanie zakresu wolności poprzez zakres możliwości (wyboru) prowadzi więc do pomieszania zamożności z wolnością”. Takie wyjaśnienie brzmi jednak jak unik. Jeśli majątek daje człowiekowi większe możliwości działania, to być może daje również większą władzę nad innymi ludźmi – a taki problem powinien interesować każdego, kto ceni wolność.

I jeszcze ostatnia rzecz. Balcerowicz wierzy w wiele ważnych i wartościowych ideałów, takich jak wolność jednostki, praworządność czy rozwój gospodarczy – i powyższe uwagi tego nie kwestionują. Zresztą nie przesądzają nawet o tym, czy Balcerowicz nie ma racji w jakiejś konkretnej sprawie – sugerują tylko, że istnieje ryzyko pewnych niedoskonałości jego światopoglądu. Kant wyobrażał sobie, że powinniśmy sformułować odpowiednią koncepcję rozumu właśnie dlatego, aby nasza wiedza mogła zyskać lepsze podstawy. Jest więc jeszcze pole do tego, by w trzeciej części serii „Odkrywając wolność” sformułować stanowisko, które byłoby pełniejsze, a zatem bardziej rozumne.