„Przeszłość nie umiera, nie jest nawet przeszłością”. Ten cytat z „Requiem dla zakonnicy” Williama Faulknera nie bez przyczyny występuje w podsumowaniu książki poświęconej całościowemu spojrzeniu na rozliczenia ze zbrodniami drugiej wojny światowej. Gdy profesorowie Paweł Machcewicz i Andrzej Paczkowski stawiali w niej ostatnią kropkę, nie spodziewali się zapewne, jak szybko cytat z Faulknera zyska wraz z agresją Rosji na Ukrainę nowe, złowieszcze brzmienie.

Największa od 1945 roku wojna w Europie każe na nowo stawiać pytania o możliwość ukarania sprawców zbrodni, a także ich politycznych mocodawców. Dzieje rozliczeń ze zbrodniami drugiej wojny światowej i ich wpływ na pamięć zbiorową Europejczyków, a także międzynarodowy porządek prawny pokazuje, w jakich ramach już teraz poruszają się ukraińscy i europejscy politycy oraz prawnicy. W cieniu wojny od miesięcy trwają śledztwa prowadzone zarówno przez ukraińskich prokuratorów, międzynarodową komisję śledczą ONZ i Międzynarodowy Trybunał Karny. Odbyły się także pierwsze procesy kolaborantów i rosyjskich żołnierzy, którzy dopuścili się zbrodni wojennych. 

„Wina, kara, polityka”, to książka przekrojowo opisująca meandry rozliczeń ze zbrodniarzami i kolaborantami po 1945 roku. Wypełniona faktami i nazwiskami jest jednak czymś znacznie więcej, aniżeli zestawieniem najważniejszych procesów sądowych, wydanych wyroków i skorowidzem skazanych lub bezkarnych zbrodniarzy. Autorzy na przykładzie tak różnych krajów, jak między innymi Polska, Francja, RFN i NRD wskazali na najważniejsze cechy i fazy spontanicznych, sądowych i symbolicznych rozrachunków. Wnioski, do których obaj autorzy doszli na temat wymiaru sprawiedliwości i jego ograniczeń, nie są niestety szczególnie optymistyczne. 

Symbolem sądowych rozliczeń ze zbrodniami III Rzeszy i wydarzeniem, które stało się dzięki licznym publikacjom i filmom wręcz elementem popkultury, jest proces czołowych nazistowskich zbrodniarzy przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Część z czytelników będzie zapewne zaskoczona faktem, iż polityczno-prawna „droga do Norymbergi” była skomplikowana i nieoczywista. Biorąc pod uwagę całkowite niepowodzenie procesów, które miały miejsce po pierwszej wojnie światowej w pokonanych Niemczech i Turcji, jak i informacje o masowych zbrodniach popełnianych w okupowanej Europie, nawet premier Winston Churchill przez pewien czas rozważał scenariusz wyjęcia spod prawa przywódców III Rzeszy i ich „rozliczenia” za pomocą plutonu egzekucyjnego, bez postępowania sądowego. 

Autorzy przypominają także zapomniany nieco wkład rządu RP na uchodźstwie w przygotowywanie prawnych i politycznych ram powojennych rozliczeń. To właśnie gabinet premiera Sikorskiego do spółki z emigracyjnym rządem Czechosłowacji najmocniej lobbował u Anglosasów za uznaniem ukarania sprawców zbrodni za jeden z celów wojny. Polska wniosła także wkład w prace Komisji Narodów Zjednoczonych do spraw Zbrodni Wojennych (UNWCC), która zbierała dowody popełnianych zbrodni i nazwiska ich sprawców, a następnie przekazała listę osób podejrzanych o dokonywanie zbrodni na terenie okupowanej Polski. Warto zaznaczyć, że przedstawicielami Polski w UNWCC byli wybitni prawnicy: Stefan Glaser i Tadeusz Cyprian. 

Sam proces norymberski pozostaje do dziś punktem odniesienia dla pracy trybunałów i sądów powoływanych w celu osądzenia różnych kategorii zbrodni. To w Norymberdze potwierdzono odpowiedzialność decydentów politycznych za zbrodnie ich podwładnych oraz wprowadzono do obiegu prawnego pojęcia zbrodni przeciwko ludzkości. 

Słabością, a zarazem paradoksem Norymbergi był fakt, iż jednym z krajów-oskarżycieli był ZSRR, czyli totalitarne imperium współodpowiedzialne za wywołanie wojny. Na ironię zakrawało, iż radziecki oskarżyciel w procesie, Roman Rudenko, zaledwie kilka tygodni wcześniej oskarżał w pokazowym procesie w Moskwie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.

Pułapki powojnia

Celem zwycięskich mocarstw, a zwłaszcza Amerykanów, było, oprócz przeprowadzenia procesów zbrodniarzy, także oczyszczenie struktur administracji i gospodarki z nazistów poprzez procedurę denazyfikacji oraz przeprowadzenie reedukacji niemieckiego społeczeństwa. Denazyfikacja milionów osób okazała się jednak biurokratycznym koszmarem i zakończyła się karykaturalnym procederem masowego kwalifikowania osób nią objętych do kategorii „sympatyków” reżimu. Reedukacja zaś, bazująca na pokazywaniu w kinach filmów nakręconych w wyzwolonych obozach koncentracyjnych, odbiła się od muru społecznej obojętności i braku empatii. W powojennych latach Niemcy, zajęci walką o byt w zrujnowanym kraju, postrzegali się jako ofiary wojny, nie chcąc dostrzegać własnych win. Według sondaży większość społeczeństwa uważała wręcz, że narodowy socjalizm był dobrą ideą, która jednak została fatalnie zrealizowana. 

Niemieckie rozliczenia z wojenną przeszłością stanowią jeden z głównych wątków przewijających się w książce. Polityka rządu kanclerza Konrada Adenauera, której jednym z elementów były kolejne amnestie i odwracanie skutków denazyfikacji, jak w soczewce skupia jeden z podstawowych i, jak się wydaje, w zasadzie nierozwiązywalnych dylematów rozliczeń. Przywódcy polityczni stojący na czele państw w czasie transformacji od totalitaryzmu i autorytaryzmu do demokracji stają przed koniecznością pozyskania przynajmniej części wykwalifikowanych w swoich dziedzinach funkcjonariuszy ancien régime’u, którzy pozostawieni poza nawiasem struktur demokratycznego państwa mogliby stać się grupą destabilizującą nowy, kruchy porządek. 

Paradoksalne rozwiązanie polegające na tym, iż fundamenty RFN w dużej mierze kładli byli naziści, między innymi prawnicy, dyplomaci i funkcjonariusze policji, skutecznie zablokowało pojawienie się znaczącej neonazistowskiej partii. Mimo lokalnych sukcesów, skrajnie prawicowa Narodowodemokratyczna Partia Niemiec (NPD) nigdy nie zdobyła masowego poparcia. Dopiero obecną Alternatywę dla Niemiec (AfD), która jest trwałym i istotnym aktorem na niemieckiej scenie politycznej, można uznać nie tyle za partię wprost neonazistowską, co odwołującą się do wybranych pojęć i mitów skrajnej prawicy, na przykład „rycerskiego Wehrmachtu”. 

Co ciekawe, polityka amnestii i częściowej integracji byłych nazistów była prowadzona równolegle w NRD, bazującej na micie „antyfaszystowskiego” ruchu oporu. Podobnie jak w RFN, również w „państwie robotników i chłopów” okazało się, że aparat administracyjny i gospodarka nie mogły się obejść bez fachowców z nazistowską przeszłością. Na odgórnie zaaranżowanej przez komunistów scenie politycznej aż do zjednoczenia Niemiec funkcjonowała Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec-NDPD, stanowiąca platformę dla byłych działaczy NSDAP. 

Fale sprawiedliwości

Abstrahując od Niemiec, autorzy w kolejnych rozdziałach opisują szczegółowo rozliczenia ze zbrodniarzami i kolaborantami w krajach tak różnych jak Polska, Czechosłowacja, Francja, kraje Skandynawii i ZSRR. Mimo wszelkich różnic zarówno w wojennych losach krajów, jak i w ich położeniu po 1945 roku rozliczenia wykazują zaskakująco wiele podobieństw, pozwalających na wyróżnienie pewnych faz i nazwanie uniwersalnych mechanizmów występujących w poszczególnych krajach. 

Po przejściu frontu i wyzwoleniu danego obszaru, w warunkach pustki instytucjonalnej za pierwszą fazę rozliczeń, przyjmujących formę samosądów, trzeba uznać zemstę na miejscowych Niemcach, a przede wszystkim na osobach uznawanych za kolaborantów. Często dokonywali ich członkowie samozwańczych milicji, którzy w latach okupacji nie angażowali się w działalność ruchu oporu i wykorzystywali pierwsze powojenne tygodnie do wyrównywania osobistych porachunków. 

Owe „dzikie rozliczenia”, przyjmowały formę fal przemocy, jak we Francji w trakcie épuration sauvage. Wektor przemocy był często kierowany w stronę grup najsłabszych, jak w przypadku kobiet, które we Francji i kilku innych krajach upokarzano i piętnowano poprzez publiczne golenie głów jako karę za tak zwaną „kolaborację horyzontalną”. W okupowanych krajach i zaraz po wojnie kobiece ciało było uznawane za element państwowego „terytorium”, a utrzymywanie intymnych kontaktów z Niemcami (lub chociaż tylko podejrzenie o takowe), było uznawane za zdradę. 

Kolejną fazą były procesy zbrodniarzy i kolaborantów często przeprowadzane na podstawie specjalnie w tym celu opracowanych aktów prawnych zakładających uproszczoną procedurę sądową i udział, obok zawodowych prawników, także „czynnika społecznego”. Podobnie jak w przypadku samosądów, także impet rozliczeń sądowych z reguły skupiał się nie tyle na zbrodniarzach, którym udawało się uciec przed frontem i których należało wytropić i ekstradować, lecz na kolaborantach. W przypadku Polski, sprawy prowadzone na podstawie tak zwanego „dekretu sierpniowego” objęły w zaledwie jedną trzecią niemieckich zbrodniarzy, a w zdecydowanej większości osoby podejrzewane o kolaborację. 

Po obu stronach „żelaznej kurtyny” fale amnestii i systemowej amnezji usprawiedliwiano koniecznością społecznej integracji wcześniej osądzonych i skazanych zbrodniarzy i kolaborantów. W niektórych krajach zawieszano również ściganie niemieckich zbrodniarzy wojennych. Stało się tak w Grecji i we Włoszech, gdzie krok taki wynikał z chęci poprawy relacji ekonomicznych z RFN. 

Jak dowodzą autorzy, owe amnestie w imię „lepszej przyszłości”, lub też gospodarczych korzyści, nie gwarantowały jednak zamknięcia doświadczeń bolesnej przeszłości. O kolejnych falach procesów i dyskusji prowadzonych często po wielu dekadach decydują bowiem różne, czasem nieprzewidywalne czynniki: zmiany pokoleniowe, zainteresowanie mediów daną sprawą, aż po przypadkowe odnalezienie akt dotyczących śledztw z lat wojny, jak na przykład we Włoszech, gdzie dopiero w latach dziewięćdziesiątych odkryto w gmachu ministerstwa sprawiedliwości ta zwaną „szafę hańby”, czyli szafę pancerną zawierającą akta wstrzymanych w latach sześćdziesiątych śledztw. 

Wyjście z szafy hańby

Fenomen „późnej sprawiedliwości”, czyli procesów sędziwych sprawców prowadzonych obecnie w Niemczech, wskazuje, że zależnie od kontekstu społecznego dane akty prawne będące podstawą procesów można odczytywać na różne sposoby. We wcześniejszych dekadach w RFN należało oskarżonym udowodnić bezpośrednie sprawstwo, a sądy wydawały w niektórych sprawach wyroki skandaliczne, na przykład tłumacząc działanie strażników SS w obozach koncentracyjnych „stanem wyższej konieczności”. 

Od monachijskiego procesu Johna (Iwana) Demjanjuka z lat 2009–2011 roku na bazie tych samych przepisów uznawano z kolei, iż do skazania wystarczyło udowodnienie samego faktu uczestnictwa w zbrodniczej machinie III Rzeszy. Ta bazująca na wiedzy historycznej reinterpretacja zapisów kodeksu karnego RFN umożliwiła postawienie przed sądem kolejnych „trybików” nazistowskiej maszynerii między innymi Oskara Gröninga, „księgowego z Auschwitz”, czy Irmgard Furchner, byłej sekretarki komendanta KL Stutthof Wernera Hoppego. 

Omawiana książka zawiera opis i analizę prawnych i pozaprawnych rozliczeń ze zbrodniami drugiej wojny światowej w Europie, a także w ograniczonym zakresie Japonii. Narracja książki rozpoczyna się jednak znacznie wcześniej – od wojny secesyjnej w USA i pierwszej wojny światowej – ponieważ to wówczas po raz pierwszy przed politykami i prawnikami pojawiło się wyzwanie w postaci przeprowadzenia sądowych rozliczeń z przeszłością – a kończy w obecnym stuleciu. Mimo swej obszerności, praca Machcewicza i Paczkowskiego jest napisana w przystępnym stylu, dzięki czemu skorzystają z niej zarówno zawodowi badacze, jak i osoby zainteresowane tą tematyką. Klarowna struktura i układ chronologiczno-problemowy umożliwia także łatwe odnalezienie poszczególnych informacji dotyczących danego kraju, bądź procesu. Obaj autorzy oparli swoją książkę na szerokiej, wielojęzycznej bazie tekstów i opracowań. Dzięki czemu wszystkie tezy i opisywane zjawiska zostały solidnie udokumentowane. 

Wnioski, które płyną z książki Machcewicza i Paczkowskiego, pozwalają na zarysowanie wyzwań, przed jakimi staje państwo ukraińskie i społeczność międzynarodowa, chcący ukarać zbrodniarzy wojennych i kolaborantów. Jedyną możliwością rozliczenia i napiętnowania przywódców politycznych i wojskowych dopuszczających się zbrodni są specjalne międzynarodowe trybunały. Procesy takie, chociaż skuteczne, mają jednak bardzo ograniczony walor edukacyjny, stąd też trudno oczekiwać, ażeby hipotetyczny proces rosyjskich generałów czy polityków mógł wpłynąć na stan świadomości rosyjskiej opinii publicznej. 

Chociaż w świetle obecnych wydarzeń jest to trudne do wyobrażenia, nie można wykluczyć, iż mimo społecznego i prawnego impetu wymierzonego przeciwko kolaborantom, władze Ukrainy również będą zmuszone w pewnym momencie wprowadzić w życie politykę częściowej amnestii w imię integracji i spokoju społecznego. Mało optymistycznym wnioskiem jest też fakt, że demokracje, generalnie rzecz biorąc, nie mogą się poszczycić szczególną skutecznością w karaniu zbrodniarzy. Sądy i prokuratury postępujące zgodnie z zapisami prawa i procedurami, poza najgłośniejszymi sprawami miewają problemy ze skutecznym dowiedzeniem winy sprawcom zbrodni, którzy chętnie ukrywają się za prawnymi kruczkami stosowanymi przez obrońców. Stąd tym istotniejsza jest rola wspomnianych już śledztw prowadzonych zarówno przez Ukraińców, komisję ONZ i MTK. Pewne jest natomiast, że rozliczenia z rosyjskimi zbrodniami na Ukrainie i dyskusje o kolaborantach, winie i karze będą powracały w przestrzeni publicznej w kolejnych latach i dekadach. 

 

Książka: 

Paweł Machcewicz, Andrzej Paczkowski, „Wina, kara, polityka. Rozliczenia ze zbrodniami II wojny światowej”, Znak Horyzont/Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Kraków 2021. 

 

Rubrykę redaguje Iza Mrzygłód.