Mark Twain. Fot. A. F. Bradley, Nowy York 1907.
Mark Twain. Fot. A. F. Bradley, Nowy York 1907. Źródło: Wikimedia Commons (domena publiczna)

Mark Twain jest pisarzem wciąż aktualnym. Ale nie z powodu swoich opowieści o życiu na wielkiej rzece, mających dziś znaczenie głównie historyczne, ani też z powodu historii o Tomku Sawyerze i Hucku Finnie, na których ćwiczyło umiejętność samodzielnego czytania wiele pokoleń, choć do dzisiejszej wrażliwości przystają one niezbyt ściśle. Aktualność Twaina wynika głównie z jego humoresek, z setek drobnych utworów publikowanych w prasie, często w efemerycznych gazetach, które po latach z trudnością odnajdywali wydawcy jego dzieł zebranych. Wiele z tych tekścików to nieistotne drobiazgi, w wielu innych jednak Samuel Langhorne Clemens przekazał treści znacznie istotniejsze, niż by to wynikało z ich lekkiej formy i jeszcze lżejszej jawnej treści.

Jednym ze znamion naszych czasów są trzy obecności, które przez wielu obserwatorów uznawane bywają za symptomy kresu dotychczasowej formacji kulturowej naszej cywilizacji, formacji wyłaniającej się między innymi z racjonalnej debaty publicznej i rozumiejącego podejścia do cudzych wypowiedzi. Pierwsza z nich to obecność szumu medialnego składającego się z milionów oderwanych, drobnych i pozbawionych znaczenia informacji lub wypowiedzi fatycznych, czyli takich, które nie niosą żadnej w ogóle treści semantycznej, służąc wyłącznie do zaznaczenia obecności osób, które je formułują czy raczej emitują. Niegdyś w teoriach językoznawczych zakładano, że „funkcja fatyczna” języka ma na celu podtrzymywanie kontaktów międzyludzkich, trudno jednak przyjąć to za dobrą monetę, obserwując dziś media społecznościowe – znaczna część takich wypowiedzi w socmediach świadczy bowiem raczej o organicznej niemożności i braku woli kontaktu między ludźmi niż o jego empatycznym podtrzymywaniu.

Z takiego egotycznego szumu składa się w dużej części dzisiejsze uniwersum medialne, a należą do niego również produkty tak zwanego gównodziennikarstwa, czyli kontent wypełniający cyfrowe szpalty portali pseudoinformacyjnych – nie eksponuje się w nim co prawda osobowości anonimowych na ogół twórców i twórczyń, ale jest tak samo doskonale pozbawiony wszelkich konkretnych treści. Jedno z większych rozczarowań, jakie przeżyliśmy po okrzepnięciu mediów elektronicznych na początku obecnego stulecia, polegało na uświadomieniu sobie, że im większa jest podaż informacji w obiegu medialnym, tym trudniej odnaleźć w ich masie informacje wartościowe pod jakimkolwiek względem, a zwłaszcza merytorycznym.

Druga obecność – to obecność w przestrzeni publicznej mnóstwa osób niemających do zaoferowania niczego oprócz własnej prezencji i na niej budujących wpływy, zasięgi i rozpoznawalność. Sprawa jest bardzo oczywista i nie trzeba tego wątku rozwijać, zwłaszcza że rozwinięcie mogłoby pociągnąć za sobą również wymienienie nazwisk niektórych z tych osób, co jest zbędne.

Obecność trzecia, ściśle związana z dwiema poprzednimi, to obecność w przestrzeni publicznej i medialnej licznych nieprzydatnych do niczego imprez oraz inicjatyw, których jedynym celem jest chwilowe przykucie uwagi publiczności, ześrodkowanie świadomości setek czy tysięcy (w skrajnych przypadkach – milionów) ludzi na krótkotrwałym epizodzie medialnym. Pozornie chodzi o wytworzenie wspólnoty doświadczenia podobnej do tych, które w dawniejszych czasach powstawały wokół wielkich imprez sportowych czy świątecznych, pogłębiając więzi międzyludzkie. W rzeczywistości jednak o jakichkolwiek więziach trudno dziś mówić poważnie, a jedynym realnym celem tych imprez jest monetyzacja ludzkich emocji i afektów w wyniku ich skupienia na konkretnym obiekcie, do którego dostęp jest płatny i na który wytworzony zostaje popyt. Co istotne, dostęp ten nie daje nabywcom żadnej realnej, materialnej ani nawet symbolicznej korzyści życiowej. Służy wyłącznie zaspokojeniu potrzeb afektywnych, wyładowaniu lub wzmocnieniu emocji.

Ale co to ma wspólnego z Markiem Twainem i z jego czasami, które w zestawieniu ze światem obecnym wydają się równie odległe, jak jemu i jego współczesnym musiała się wydawać wczesnośredniowieczna Europa opisana szyderczo w „Jankesie na dworze króla Artura”?

Zdawać by się mogło, że trzy wymienione obecności są efektem istnienia mediów cyfrowych z ich nieograniczoną mocą powielania i przesyłania słów oraz nieruchomych i ruchomych obrazów, mocą, którą nie dysponował nawet w przybliżeniu żaden wcześniejszy środek przekazu wynaleziony przez człowieka, że zatem są one w naszej historii zjawiskami nowymi, świeżymi, a ich niszczący wpływ na stabilność naszej zbiorowości datuje się dopiero od kilkunastu lat, co najwyżej od ćwierci wieku.

Tak jednak wcale nie jest. Właśnie drobne humoreski Marka Twaina uświadamiają nam bowiem, że kultura amerykańska (którą z perspektywy XXI wieku można śmiało uznać za matrycę kultury globalnej poprzedniego stulecia) odznaczała się tymi samymi cechami już w drugiej połowie XIX wieku. Efekty humorystyczne Twain osiągał bardzo często dzięki karykaturowaniu i przerysowywaniu dokładnie tych samych obecności – wszechobecnego szumu medialnego, działalności bezmyślnych lub cwanych atencjuszy oraz organizowaniu pustych treściowo wydarzeń służących wyłącznie do tego, aby zgromadzić gapiów i wyciągnąć im z kieszeni to, co udało im się w niej z wysiłkiem umieścić. Wystarczy przeczytać kilka spośród jego najsławniejszych utworów z gatunku „lekkich”: „Jak redagowałem dziennik w Tennessee”, „Jak kandydowałem na gubernatora”, „Banknot milionfuntowy”, „Ludożerstwo w wagonach” czy dłuższe opowiadanie „Człowiek, który zdemoralizował Hadleyburg”.

Podobnie jak na drugiej półkuli Anton Czechow, Twain pisał opowiadania na pierwszy rzut oka zabawne i śmieszne, ale na drugi – poważnie sugerujące, że z ludzką gromadą coś jest bardzo nie w porządku. Czechow, który nie miał wiele do czynienia z nowoczesnością budującą się na innym kontynencie, rysował głównie portrety ludzi gubiących się w świecie samodzierżawia lub przeżywających w nim swoje życie w stanie zupełnego bezwładu. Jego zimna, okrutna obserwacja tych ludzi jest momentami bardziej wstrząsająca od eksklamacji Dostojewskiego. A chichoczący w tym samym czasie ze swoich kapitalistycznych bliźnich Twain przerywa czasem chichranie łkaniem, udając jednak, że wciąż się śmieje.

Mark Twain nie wymyślił nowego systemu czy kierunku filozoficznego ani nie napisał żadnej straszliwie poważnej powieści o ludzkim losie. Przeciwnie, preferował styl lekki, łatwy i przyjemny. Z tego powodu w historii literatury zaetykietowano go jako pisarza dla młodzieży. Rzecz jednak w tym, że swoim lekkim, łatwym i przyjemnym stylem Twain zdiagnozował nowoczesną cywilizację znacznie trafniej niż niejeden myśliciel specjalizujący się w ciężkich traktatach. Jego uśmiech jest nieco sardonicznym uśmiechem człowieka, który wie, że trudno coś poradzić na to, iż jego bliźni żrą się ze sobą od zarania dziejów i żreć się będą aż po ich kres, że są podatni na nierozum znacznie bardziej niż na rozum, że łatwo dają się nabrać cynicznym krętaczom, że o wiele łatwiej jest ich skrzywdzić niż im dopomóc.

Innymi słowy, Twain zauważył i zrozumiał, że nowoczesna cywilizacja zachodnia ma dwóch bogów i nie są nimi bynajmniej Rozum i Postęp, lecz Afekt i Pozór. Zauważył i zrozumiał to bardzo wcześnie w skali dziejowej. Pojął też, że kult tych bóstw jest niereformowalny i każdy, kto nie chce go wyznawać, może jedynie zamilknąć lub żartować. Sam wybrał to drugie. Wyszedł na tym lepiej niż nieźle, ale nawet on pod koniec życia został zrujnowany przez plajtę biznesu, w który zainwestował oszczędności życia. I to jest pointa być może istotniejsza od faktu, że urodził się w roku, w którym przeleciała nad nami kometa Halleya, a umarł w roku, w którym powróciła.

Książki:

Mark Twain, „Utwory wybrane”, tom 1: „Prozy krótkie”, tom 2: „Prozy krótkie i dłuższe”; tom 3: „Epos rzeki Missisipi 1” („Przygody Tomka Sawyera”, „Przygody Hucka Finna”), tom 4: „Epos rzeki Missisipi 2” („Życie na Missisipi”), tom 5: „Utwory fantastyczne”, przełożyli różni, edycję opatrzył posłowiem Jerzy Jarniewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, seria Biblioteka Klasyków.