Sylwia Chutnik na swoją najnowszą powieść kazała nam czekać sześć lat, choć nie można jej zarzucić, że w tym czasie nie pisała. Od 2016 roku wydała: „Kobiety, które walczą. Rozmowy z kobietami uprawiającymi sporty walki”, książki dla dzieci, czyli „Dino Bambino”, „Pudel na dyskotece”, „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”, a także książkę będącą zwieńczeniem jej pracy doktorskiej „Miasto zgruzowstałe. Codzienność Warszawy w latach 1954–1955”. W tym czasie była też aktywna jako felietonistka i działaczka. Jednak czytelniczki i czytelnicy pisarki czekali na kolejne dzieło prozatorskie – oto więc mamy powieść „Tyłem do kierunku jazdy”.
Sztafeta pokoleniowa
Sięgając po prozę Chutnik, mamy już pewne oczekiwania. Autorka przyzwyczaiła nas do tego, że będzie kobieco, że znajdziemy się w Warszawie i że będziemy mogły i mogli podsłuchać, o czym i jakim językiem rozmawiają dziś ludzie. Te oczekiwania spełnia również tym razem. Główne bohaterki tej książki to trzy warszawianki – babcia Stasia, matka Krystyna i wnuczka oraz córka – Magda. Przy okazji dostajemy też obraz Warszawy kilku dekad. Babcia Stasia przywołuje powojenną Warszawę, Krystyna czasy PRL-u, Magda mierzy się zaś z miastem współczesnym i w teorii otwartym oraz dającym wiele możliwości. Nie będzie to raczej spojler, jeśli dodam, że Magda ma chyba jeszcze trudniej niż dwa poprzednie pokolenia, bo urodziła się mężczyzną. Dochodzenie do swojej kobiecości jest w jej przypadku okupione nie tylko traumą wynikającą z przemocowego środowiska, z jakim miały i często wciąż mają do czynienia kobiety, ale też opowieścią o życiu i traktowaniu we współczesnej Polsce osób transpłciowych, czy szerzej – osób queerowych.
Nie jest przypadkiem, że Chutnik wybiera taki temat i taką bohaterkę. Od zawsze jest pisarką zaangażowaną, która staje po stronie wykluczanych, udzielając im głosu w swoich tekstach. Podobnie jest tym razem i momentami wyraźnie czuć, że ta powieść to też swego rodzaju manifest. Dla jednych może być to zarzut, dla innych plus tej książki. Nie jest to jednak manifest nachalny i nie sprawia, że fabuła i opowieść coś na tym tracą.
Być kobietą
Nie pierwszy raz spotykamy się z sytuacją, kiedy to babcia i wnuczka, a nie matka i córka są sobie bliskie. Takie relacje pokazywała nam już choćby Joanna Bator, przekonując, że tak wielka różnica pokoleń nie musi być barierą, wręcz przeciwnie – pozwala nabrać większego dystansu, a przez to może właśnie lepiej zrozumieć i więcej wybaczyć. Obu stronom. Która z nas nie marzy o babci takiej jak Stasia? Już w monologu, który otwiera książkę, czujemy, że pokochamy tę bohaterkę.
„Żyję prawie dziewięćdziesiąt lat, a w życiu miałam tylko jeden dobry seks. Oj, wnusiu. Jaki to był dobry seks, nie przytrafił mi się taki nigdy więcej. A do łóżka szłam często i z ochotą” [s. 9]. Czy wasze babcie opowiadały wam takie historie, choćby na przysłowiowym łożu śmierci? Światowy Festiwal Młodzieży, tłum, pokaz tańca i on – przyjechał z Rumunii i za chwilę już go tu nie będzie. Zatem jak go szybko poderwać? Nogi. Trzeba pokazać nogi! Babcia Stasia pokazuje nam jednak o wiele więcej – wszystko to, o czym przez lata nie mówiło się na głos: że kobieta też może zdradzać, mieć romanse, lubić seks, nienawidzić gotować, nie przepadać za swoimi dorosłymi dziećmi, mieć w nosie, co inni myślą na jej temat i generalnie nijak nie wpisywać się w figurę Matki Polki. A to wszystko w duchu mocno komediowym, żeby nie było zbyt martyrologicznie.
„Tyłem do kierunku jazdy” to zresztą powieść bardzo zabawna. I to właśnie za sprawą historii opowiadanych przez nestorkę kobiecego rodu. Skoro już umiera, nie ma co owijać w bawełnę, chować się za wypada-nie-wypada. Stasia za nic ma konwenanse i sztywny gorset, w który ubiera nas społeczeństwo. Mówi, co chce i jak chce. A mówić lubi. W dużej mierze to właśnie jej oczami poznajemy historię tej rodziny. I to właśnie ona jest największą sojuszniczą Magdy, w przeciwieństwie do Krystyny.
Krystyna jest chyba największą nieobecną tej opowieści (pomijając mężczyzn). Ta postać jest zbudowana jako przeciwieństwo swojej matki – zachowawcza, pruderyjna, nieustająco rozmyślająca nad tym, co powiedzą o niej inni, zalękniona, ale też chyba zwyczajnie nieszczęśliwa. Stasia swojej córki po prostu nie lubi, w pewnym momencie mówi o niej nawet: „Wredna baba. Czasem się zastanawiam, czy mi jej nie podmienili na porodówce”. To bohaterka, którą trudno polubić, albo choćby czuć do niej współczucie, ale tak naprawdę to postać uosabiająca coś więcej – społeczne tresowanie kobiet. Żeby być kobietą akceptowaną, trzeba spełnić szereg norm i te normy Krystyna przekazała Magdzie, która już po tranzycji wspomina swoje pierwsze miesiące: „Pierwszy raz, kiedy kupiła sobie bikini i włożyła je na plaży. Pierwszy raz, kiedy wyszła w sukience do klubu, pierwszy raz w łóżku z kolesiem, kilka miesięcy po operacji. Malowanie oczu, kupowanie dobrego tuszu do rzęs. Chodzenie na hybrydę, na laser, na farbowanie odrostów. Chodzenie na obcasach […], w rajstopach, w spódnicach” [s. 170]. To właśnie powinny być atrybuty kobiety. I to wszystko chce najpierw robić i nosić Magda, żeby poczuć się kobietą. Z czasem to się zmienia i zauważa, że „my się wszyscy płci uczymy od urodzenia, role i zasady są sztywne. Kiedy tylko nie grasz tak, jak powinnaś, to zaraz rodzą się podejrzenia” [s. 215].
Wreszcie Magda, która wciąż szuka swojego miejsca i sposobu na bycie szczęśliwą. Queerowe doświadczenie to jedno, ale trudności i traumy związane ze społecznym postrzeganiem osób trans to jednak tylko część doświadczeń Magdy, które ją kształtują. Jest też po prostu zagubiona jako osoba. Nie umie albo nie ma jeszcze siły, żeby o siebie walczyć. Chce znaleźć miłość i pyta babci, dlaczego to takie trudne. Jej odpowiedź to zresztą jeden z najzabawniejszych, a zarazem najsmutniejszych fragmentów tej książki. „Wnusiu, no to trzeba po prostu znaleźć sobie drugą osobę, która lubi te same programy telewizyjne co my i sprząta po sobie, bo nie ma nic gorszego niż rozwalone graty naokoło (…). I żeby ta osoba pamiętała o twoich urodzinach, ale też żeby wstawiała pranie albo zmywarkę. Żeby dawała prezenty bez okazji i przytulała w nocy, kiedy jest zimno. Tutaj ważny szczegół: żeby nie zabierała kołdry, bo to jest często początek końca […]. Jeśli chodzi nam tylko o wychodzenie do kina albo do knajpy, to należy wówczas zbadać, czy osoba lubi chrupać w czasie filmu i w ogóle jakie filmy lubi, bo ty kupisz bilety na Bergmana, a ona marzyła o nowym Marvelu i będzie kwas” [s. 157].
Śmiech przez łzy
Nie bez znaczenia są też realia życia bohaterek – Magda jest z pokolenia, które żyje „na kredyt”. Wymarzone mieszkanie, które będzie spłacać do późnej starości, brak perspektyw na sensowną, stabilną pracę (jest z wykształcenia socjolożką) to realia, w których przejrzy się spora część współczesnych trzydziesto- i dwudziestolatek. Krystyna czeka na śmierć matki, żeby „przejąć” jej mieszkanie, bo przecież „coś jej się od życia należy” i to życia niespecjalnie udanego. No i babcia Stasia, która nigdy po wojnie nie narzekała na brak czegokolwiek, bowiem świetnie odnalazła się jako bizneswoman, zarówno robiąc legalne, jak i nieco mniej legalne interesy. To zresztą ona da Magdzie pieniądze na tranzycję, zupełnie się nie dziwiąc i nie oceniając jej decyzji, i poradzi z przekąsem: „Należy w miarę możliwości się nie starzeć. Po prostu nie. Siwe włosy, zmarszczki, obwisły brzuch – dobrze jest przez całe życie oszczędzać pieniążki, aby potem coś sobie z ciałem zrobić […]. Nie pokazujemy więc tego, co mamy, nie epatujemy wiekiem, nie szpanujemy, że pamiętamy czasy dalsze niż sprzed trzech dekad. Na pytania o lata uśmiechamy się tylko tajemniczo i mówimy coś o genach, zdrowym stylu życia oraz bieganiu. Koniecznie należy biegać! Ewentualnie joga. Nie chodzić z kijkami ani laską, o balkoniku nie wspominając […]. Że niby seniorzy mogą przenosić góry? Aha, ale potem się nie wyprostują. Dlatego też unikamy upływu lat. Na pewno są na to jakieś kremy. Sprawdź i kup” [s. 223].
Sporo tu nostalgii, traum i rzeczy do poprawy przez nas jako społeczeństwo. Brak otwartości, zrozumienia, ciągłe ocenianie, wytykanie palcami, wskazywanie mitycznych wrogów. Jednak mimo wszystko ta opowieść daje nadzieję, której tak dziś potrzebujemy. I mimo że nowa powieść Sylwii Chutnik jest nieco baśniowa (dobro zawsze zwycięża), przede wszystkim za sprawą babci Stasi, to przecież nikt nie powiedział, że ona gdzieś tam jednak nie żyje.
Książka:
Sylwia Chutnik, „Tyłem do kierunku jazdy”, wyd. Znak, Kraków 2022.