Od chwili rosyjskiej inwazji na Ukrainę w roku 2014, od momentu bezprawnego zajęcia przez Rosję Krymu i podpalenia separatyzmu w Donbasie, media donoszą o Buriatach, Kałmukach i Tuwińcach, walczących w szeregach armii agresora. Gdy w roku 2014 byłem na Krymie w czasie rosyjskiego najazdu, ze zdziwieniem patrzyłem na twarze owych „zielonych ludzików”. Były to w dużej mierze twarze osób tradycyjnie związanych z buddyzmem.
Przyznaję był to dla mnie swoisty dysonans poznawczy: ludzie wywodzący się ze społeczności buddyjskiej, czyli formacji religijno-filozoficznej opowiadającej za szacunkiem dla życia i dążącej do unikania jakiejkolwiek przemocy, biorą udział w sąsiedzkiej wojnie i to po stronie agresora. Powodów takiego stanu rzeczy jest z pewnością co najmniej kilka.
Buddyzm spustoszony
Zacznijmy od stanu świadomości buddyjskiej i zachowania buddyjskiej tożsamości w tych trzech regionach Federacji Rosyjskiej, w których buddyzm był obecny od dawna.
Buriacja – kraina położona na Syberii, pomiędzy jeziorem Bajkał i Mongolią. Buddyzm mieszał się tu od wieków z lokalnymi kultami szamańskimi. Przybył z Tybetu poprzez Mongolię na ziemie Buriatów, a jego intensywny rozwój nastąpił w XVIII wieku. Lata istnienia byłego Związku Sowieckiego doprowadziły jednak do zniszczenia wielu buddyjskich świątyń, a świadomość religijna buriackich buddystów była celowo niszczona przez planową ateizację obowiązującą w państwie sowieckim. Większość buddyjskich duchownych trafiła do łagrów i nie przeżyła czasów represji.
Gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych odwiedzałem po raz pierwszy Buriację, zbierając materiały do książki „Religie, które przeżyły. Rozmowy z ludźmi wiary z Rosji, Armenii, Tadżykistanu, Kirgistanu i Kazachstanu” z ust buddyjskiego mnicha z klasztoru, czyli dacanu, w Iwołgińsku usłyszałem:
„Okres komunizmu dokonał w naszej tradycji religijnej […] spustoszenia. […] Kiedy człowiek pozbawiony jest wiary, brakuje mu moralnego i etycznego fundamentu. Człowiek bez wiary uważa, iż jego czyny w tym życiu nie będą osądzane w jakimkolwiek innym, ponieważ w inne życie ateista nie wierzy. My wierzymy, iż istnieje karma, czyli że konsekwencją uczynków w tym życiu jest jakość następnego wcielenia. Jeżeli człowiek grzeszył, jego następne życie będzie karą za zło, które uczynił w tym wcieleniu. Dlatego też ludzie wyznający buddyzm powinni powstrzymać się od czynienia zła”.
To spustoszenie, o którym mówił mi buddyjski duchowny w Iwołgińsku, rzutuje na buriacką współczesność. Społeczeństwo mimo odbudowy klasztorów i świątyń nadal jest zateizowane, brakuje duchownych, a władze nie dostrzegają roli buddyjskiej religijności i duchowości w kształtowaniu młodych pokoleń. Mówił mi o tym Iwan Manujew, świecki działacz religijny z Ust-Ordyńskiego Autonomicznego Okręgu Buriackiego:
„Próbujemy siłami społecznymi odbudować wspólnotę buddyjską. […] Niestety, mamy z tym ogromne trudności. Władze lokalne nie okazują żadnego zainteresowania i żadnej pomocy. […] Podzielają raczej te poglądy na temat duchowieństwa i religii, które panowały w naszym kraju przez cały okres istnienia Związku Sowieckiego i władzy komunistów”.
Buddyzm w wersji sowieckiej
Wyniszczenie świadomości buddyjskiej, a także współczesne problemy z odrodzeniem religijnej tożsamości Buriatów powodują, że trudno mówić, iż to buddyści walczą z Ukraińcami u boku rosyjskich agresorów. To są raczej ludzie, często młodzi, wychowywani jednak nadal wedle wzorców sowieckich. W zgodzie z tymi wzorcami wojna i walka to jednocześnie szczytna służba Ojczyźnie. Także możliwość zdobycia wojennych łupów.
Inna sprawa, że ze strony buriackich duchownych, a także buddyjskich zwierzchników w Buriacji nie płynie przekaz piętnujący rosyjską agresję. Z pewnością na ostrożności buddyjskiego duchowieństwa waży pamięć o antyreligijnych represjach w czasach sowieckich, jak i nieustannie obecny w oficjalnych rosyjskich mediach propagandowy przekaz o zagrożeniu kraju przez świat zachodni.
Nie oznacza to jednak, że do Buriacji nie docierają głosy rodaków mieszkających poza Rosją i sprzeciwiających się udziałowi mieszkańców Buriacji w agresywnej wojnie przeciw Ukrainie. Przykładem jest Fundacja Wolnej Buriacji, która dokumentuje straty wśród żołnierzy rosyjskich pochodzenia buriackiego i uczula Buriatów na fakt nadreprezentacji ich społeczności w wojnie na Ukrainie.
Stan świadomości buddyjskiej w innych regionach Rosji, w których tradycyjnie buddyzm był obecny, czyli na terenie Tuwy i Kałmucji, wydaje się dość podobny.
Ryzykowne potępienie
Antyreligijny terror czasów sowieckich doprowadził w ogromnej mierze do wyniszczenia tożsamości buddyjskiej i dopiero od nieco ponad trzydziestu lat zaczęła być ona odbudowywana. To właśnie w Kałmucji, po raz pierwszy na terenie Rosji, rozległ się głos przywódcy religijnego, który w sposób jasny odniósł się krytycznie do rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie. I tym przywódcą, był zwierzchnik buddystów Kałmucji Telo Tulku Rinpoche (Erdny Ombadykov), który w jednym z wywiadów mówił otwarcie:
„Uważam, że to nie jest w porządku. Wojna nie jest koniecznością. Strona ukraińska ma oczywiście rację – broni swego kraju, swojej ziemi, swojej konstytucji i swojego narodu. Trudno natomiast uznać, że Rosja ma rację. Ja nie mogę tego przyznać”.
Telo Tulku powiedział te słowa dopiero w pierwszej dekadzie października. Dodał przy tym, iż milczał tak długo, ponieważ obawiał się, iż potępiając rosyjską agresję, narazi na szwank relacje istniejące pomiędzy władzami Kałmucji i buddystami. Zapewne podobnie rozumują zwierzchnicy buddyjscy w Tuwie i Buriacji. W tej ostatniej zresztą jeden z buddyjskich duchownych błogosławił żołnierzy udających się na front. Tym samym wpisywał się w narrację propagowaną przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną i patriarchę Cyryla.
Swoją rolę w obecnej sytuacji odgrywa również ubóstwo Buriatów, Kałmuków i Tuwińców. W Tuwie bezrobocia przekracza 20 procent, a w Buriacji jest bliskie 10 procent. Źle wygląda porównanie produktu regionalnego na głowę mieszkańca – w Buriacji i Kałmucji jest o połowę mniejszy niż w stolicy Rosji, a w Tuwie to już tylko jedna trzecia tego, co w okręgu moskiewskim.
Sytuacja gospodarcza tych trzech regionów sprawia, że zaciągnięcie się do armii może być dla młodych mężczyzn atrakcyjne finansowo. Przez kilka miesięcy wojny przedstawiciele interesujących nas narodów myśleli takimi właśnie kategoriami.
Odcięci przez rosyjski system propagandowy od realnych informacji na temat wojny wierzyli, że wyprawa na front, to przygoda, o której śpiewali ich przodkowie w pieśni „Kagda my byli na wajnie”. A to pieśń o wojennej przygodzie właśnie…
Wewnętrzne czystki
Co więcej, dowództwo rosyjskie z pełną świadomością wysyła na front przedstawicieli mniejszości narodowych zamieszkujących Federację Rosyjską. I nie dotyczy to wyłącznie trzech narodów o korzeniach buddyjskich.
Dla decydentów wojna jest również okazją do przeprowadzania swoistych czystek etnicznych. Wysyłanie na front przedstawicieli narodów Buriacji, Tuwy, Kałmucji, ale i narodów kaukaskich, to droga do zmniejszenia liczebności tych narodów, przy jednoczesnej ochronie przed stratami ludności czysto rosyjskiej.
Nienowa to polityka Kremla, bo sięgająca czasów carskich, a potem rozwijana w okresie istnienia Związku Sowieckiego.