Cztery lata po odebraniu Złotej Palmy za „Złodziejaszki” Hirokazu Kore-eda powrócił na Festiwal w Cannes z filmem, w którym kontynuuje swój namysł nad istotą rodziny. Pomysł na scenariusz narodził się przed wieloma laty, gdy reżyser dowiedział się o istnieniu „okna życia” w Japonii. W jego ojczyźnie jest tylko jedno tego typu miejsce, gdzie rodzic może anonimowo pozostawić dziecko, którego nie jest w stanie wychować. Powstanie „okna życia” w Kraju Kwitnącej Wiśni wywołało ogólną dyskusję na temat odpowiedzialności matek oraz skomplikowanego systemu adopcyjnego. Inicjatywie nie pomógł także fakt, że pierwszym pozostawionym dzieckiem był trzylatek, którego ojciec z niewiadomych przyczyn oddał pod opiekę instytucji. Ów spór toczący się między zwolennikami i przeciwnikami powstawania „okien życia” stał się dla Hirokazu Kore-edy punktem wyjścia dla fabuły filmowej. Akcję obrazu postanowił jednak umieścić w Korei, gdzie znacznie więcej dzieci zostaje oddanych do specjalnie przygotowanych miejsc. Już w 2016 roku reżyser nakreślił scenariusz krótkometrażowego filmu o funkcjonowaniu szarej strefy wokół „okien życia”, planując obsadzić w głównej roli Song Kang-ho [„Parasite”, 2019]. Projekt musiał jednak zaczekać, a Kore-eda w międzyczasie postanowił rozbudować scenariusz i wzbogacić go o historię dorastania do macierzyństwa.
„Baby broker” rozpoczyna scena, w której młoda matka So-young (w tej roli gwiazda K-popu Lee Ji-eun) zostawia synka Woo-sunga obok kościelnego „okna życia”. Dziecko trafia pod opiekę Sang-hyeona (Song Kang-ho) i Dong-soo (Gang Dong-won), którzy, jak się przedstawiają, „są aniołkami” – pomijając procedury adopcyjne i prawne uwarunkowania łączą niechciane dzieci oraz pragnących je wychować rodziców. Działalność mężczyzn jest bez wątpienia dochodowa, choć oni sami, jak się wydaje, nie są w stanie wzbogacić się na sprzedaży dzieci. Plany przekazania małego Woo-sunga do nieformalnej adopcji komplikuje powrót matki chłopca. W obawie przed kłopotami z policją brokerzy postanawiają porozumieć się z dziewczyną i proponują jej udziały w zyskach oraz możliwość poznania przyszłych rodziców dziecka. Trójka rozbitków życiowych wyrusza więc w niezwykłą podróż w poszukiwaniu odpowiednich opiekunów. Nieoczekiwanymi towarzyszkami tej podróży staną się śledzące ich policjantki Soo-jin i Lee (Bae Doona i Lee Joo-yong).
W filmie Kore-edy nie ma przypadków, bohaterowie spotykają się, by budować więzi, które odbudują ich zaufanie do ludzi i pozwolą uwierzyć, że ich bycie w świecie ma sens. | Agnieszka Mikrut-Żaczkiewicz
Rodzina z wyboru
W najnowszym filmie Hirokazu Kore-eda wraca do swojego ulubionego tematu, czyli konstruowania więzi rodzinnych. Podobnie jak w „Złodziejaszkach” buduje jednak obraz rodziny nietypowej, którą tworzą ludzie niespokrewnieni ze sobą i poszukujący własnego miejsca w świecie. Ich historia pozwoliła reżyserowi rozwinąć jeden z ulubionych wątków – motyw braku i straty. Bohaterowie bowiem albo nigdy nie mieli rodziny, jak So-young i Dong-soo, albo ją utracili, jak Sang-hyeon. Wychowani w społeczeństwie definiującym jednostki przez ich przynależność do grupy, promującym wartości rodzinne i związki oparte na wspólnocie krwi, żyją w zawieszeniu, osamotnieni i pozbawieni wsparcia. Wspólna podróż brokerów, matki i dziecka staje się więc dla nich zarówno początkiem budowania więzi, jak i mierzenia się z własną przeszłością. Wszyscy – włączając starszą policjantkę – zostają zmuszeni do przedefiniowania swoich postaw i uczuć. Wyruszają w drogę w konkretnym celu, który z czasem jednak traci na znaczeniu. Między bohaterami powoli rodzi się zaufanie, a wspólne przygody zbliżają ich do siebie. Początkowo niechętnie zajmująca się synem So-young zaczyna otwierać się na macierzyństwo, choć prawdopodobnie sama nie doświadczyła rodzicielskiej miłości. Najstarszy z brokerów – Sang-hyeon przejmuje rolę ojca rodziny, pomimo że nie jest w stanie nawiązać szczerej relacji z rodzoną córką, zaś wychowany w placówce opiekuńczej i wiecznie oczekujący na powrót matki Dong-soo dorasta do tego, by wziąć odpowiedzialność za innych. Nawet skupiona na złapaniu handlarzy dziećmi policjantka, stopniowo zaczyna dostrzegać, że nie ma prawa osądzać ludzi, nie znając motywów, jakimi się kierują, oraz uczuć, jakie im towarzyszą. W filmie Kore-edy nie ma przypadków, bohaterowie spotykają się, by stworzyć więzi, które odbudują ich zaufanie do ludzi i pozwolą uwierzyć, że ich bycie w świecie ma sens.
Społeczeństwo prawie idealne
Opowieść o grupie „przestępców” reżyser wpisał w konwencję kina drogi, które zdaje się idealną ramą dla przedstawienia swoistego buntu wobec społecznych norm i oczekiwań. Kore-eda nadał opowieści tym samym nieco sentymentalny ton, choć nie pozbawił jej społecznego komentarza. Historia poszukiwania rodziców dla Woo-sunga jest jedynie osią fabularną, wokół której reżyser rozwija różne wątki i dygresje. „Baby broker” utkany jest bowiem z mikroopowieści budujących krytyczny obraz koreańskiego społeczeństwa.
Przede wszystkim, co związane z głównym tematem filmu, twórca „Nikt nie wie” wskazuje, że w kraju, gdzie tradycyjnie wysoko ceni się wartości rodzinne, dzieci nie są odpowiednio chronione. Placówki, w których przebywają – zarówno ta związana z „oknem życia”, jak i dom dziecka, gdzie wychował się jeden z bohaterów – są niedofinansowane, brakuje w nich opiekunów i pomocników. Z rozmów dowiadujemy się, że subwencje na dzieci nie są zwiększane, a ciężar zapewnienia podstawowych potrzeb wychowankom spoczywa na wychowawcach. System adopcyjny również wydaje się nie działać na korzyść najmłodszych, a szanse na znalezienie dziecku domu maleją z każdym rokiem. Hirokazu Kore-eda nie jest jednak reżyserem wojującym, w zaniedbanych pomieszczeniach sierocińca odnajduje człowieka i stojącą za nim historię. Subtelnie i z właściwą dla swoich utworów empatią opowiada o wadach systemu, nie pozbawiając ich jednocześnie dramatycznego wydźwięku. Dzieci, które utknęły w systemie reprezentuje tu mały Hae-jin (Im Seung-soo), który ucieka i dołącza do bohaterów w ich podróży. Rezolutny chłopiec i fan piłki nożnej szybko staje się częścią „rodziny”, w której po raz pierwszy usłyszy: „dziękuję, że się urodziłeś”. Jedno zdanie, które wyraża zarówno wdzięczność, miłość, jak i afirmację jednostkowego życia.
W historię bohaterów wkrada się też intryga kryminalna – choć nie dotyczy ona tylko samego procederu, jakim trudnią się Sang-hyeon i Dong-soo. Mimo że brokerzy są przestępcami, nie wydają się realnym zagrożeniem dla społeczeństwa. Działania mężczyzn, co zauważa śledząca ich policjantka, dalekie są od profesjonalizmu. Z czułością opiekują się oni dziećmi, które odpłatnie przekazują do „adopcji”, chaotycznie i bez planu poszukują rodziców, a nawet dbają, by maluchy nie zostały przekazane rodzinom spoza Korei. Kore-eda nie krytykuje bezpośrednio ich poczynań; nie chce rozpoczynać poważnej dyskusji dotyczącej handlu dziećmi, ale dać widzowi przestrzeń i czas, by sam ocenił bohaterów. Zupełnie inaczej jest z prawdziwymi gangsterami, którzy często pracują na usługach bogatych i wpływowych obywateli. Reżyser zaznacza ich niepokojącą obecność oraz brutalność, których znakiem jest zakrwawiona koszula oddana do pralni Sang-hyeona. To oni są też częścią skomplikowanej układanki, której elementy powoli składamy w opowieść o pełnym przemocy życiu So-young, problemach finansowych brokerów i wpływowych ludziach na szczytach drabiny społecznej.
W swoim najnowszym filmie Kore-eda przekonuje, że we współczesnym społeczeństwie koreańskim koncepcje rodziny i ról społecznych trzeba na nowo zdefiniować, odcinając się od ograniczającej jednostkę tradycji. Więzi można bowiem budować niezależnie od stopnia pokrewieństwa, a role płciowe nie muszą być raz na zawsze ustalone. | Agnieszka Mikrut-Żaczkiewicz
Zmierzch patriarchatu
Opowieść o podróży głównych bohaterów jest też – a może przed wszystkim – zawoalowaną krytyką patriarchalnych stosunków panujących w społeczeństwie koreańskim. W „Baby brokerze” Kore-eda po raz kolejny podejmuje temat opresyjności kultury: subtelnie, acz dobitnie zwraca uwagę widza na ograniczenia i stereotypy, jakie społeczeństwo narzuca jednostce, nie oferując wiele w zamian.
Pierwsze zdanie w filmie brzmi: „Jeśli nie możesz wychować dziecka, nie powinnaś go mieć”. Wypowiada je starsza policjantka Soo-jin, która obserwuje matkę oddającą dziecko do „okna życia”. To właśnie ona, kobieta pracująca w typowo męskim zawodzie, staje się apologetką społecznych oczekiwań. Należy do pokolenia, które z jednej strony mogło cieszyć się większą swobodą w wyborze drogi życiowej, a z drugiej – zostało wychowane w poszanowaniu dla tradycyjnych wartości i ról społecznych. Dlatego też trudno jej szanować własnego męża, który ze względu na charakter pracy przejął obowiązki domowe i wspiera żonę w pełnieniu służby. Policjantka ma ugruntowane poglądy i szybko osądza żyjących poza nawiasem „porządnego” społeczeństwa bohaterów. So-young uważa za nieodpowiedzialną i lekkomyślną dziewczynę, która dla własnej wygody porzuca niemowlę. Winą za zaistniałą sytuację całkowicie obarcza matkę, nie zastanawiając się przy tym nad udziałem ojca w wychowaniu dziecka. Ojca, który tradycyjnie był nieobecny i surowy, gdyż jego rolą było zapewnienie stabilności finansowej i utrzymywanie dyscypliny w domu. W filmie ów obraz mężczyzny burzą Sang-hyeon i Dong-soo, gdy z czułością i wprawą opiekują się małym Woo-sungiem oraz Hae-jinem. Ich zaangażowanie przeciwstawione jest obojętnej postawie So-young, która do macierzyństwa nie dorosła, ale w miarę rozwoju akcji coraz bardziej przywiązuje się do synka. „Rodzina”, która konstytuuje się w czasie podróży jest niezwykła na wielu poziomach, ale daje bohaterom poczucie przynależności i akceptację, której tak bardzo potrzebują.
W swoim najnowszym filmie Kore-eda przekonuje, że we współczesnym społeczeństwie koreańskim koncepcje rodziny i ról społecznych trzeba na nowo zdefiniować, odcinając się od ograniczającej jednostkę tradycji. Więzi można bowiem budować niezależnie od stopnia pokrewieństwa, a role płciowe nie muszą być raz na zawsze ustalone. Najważniejszy jest przecież człowiek.
Koreańska przygoda
„Baby broker” powstawał w Korei, z całkowicie koreańską ekipą, której trzon stanowili znani z „Parasite” operator Hong Kyung-pyo i kompozytor Jung Jae-il. I mimo że na planie spotkało się trzech niezwykłych artystów, to trudno nie odnieść wrażenia, że film stracił pewien rys charakterystyczny dla innych dzieł reżysera. Brakuje w nim scen pozornie pozbawionych znaczenia czy krótkich ujęć zachęcających do kontemplacji, zachwytu nad przemijającą chwilą. Historia podróży bohaterów jest bowiem najbardziej fabularnie rozbudowaną w dorobku Hirokazu Kore-edy, a natłok zdarzeń wymusił szybsze tempo obrazów. Japoński twórca po raz kolejny sięgnął po konwencję kina drogi, co pozwoliło mu na swoiste odrealnienie historii brokerów i stworzenie filmowego eseju, w którym porusza ważne tematy bez konieczności osądzania swoich bohaterów. Poczucie owego odrealnienia potęguje dodatkowo użycie filtrów, które nadają obrazom nienaturalne barwy: ciepłe lub zimne, w zależności od tonacji emocjonalnej sceny.
O ile można mieć zastrzeżenia co do formy filmowej „Baby brokera”, to współpraca reżysera z najlepszymi koreańskimi aktorami i popularną piosenkarką bez wątpienia przyniosła zamierzone efekty. Nagrodzony w Cannes nagrodą dla Najlepszego Aktora Song Kang-ho wykorzystał spektrum swoich umiejętności, by sportretować człowieka, który, choć z punktu widzenia społeczeństwa przegrał życie, nie traci nadziei, a w krytycznym momencie potrafi poświęcić się dla swojej nowej rodziny. Bae Doona w roli policjantki nadaje swojej bohaterce wyraźny rys osobowościowy, a zarazem pozwala jej na dyskretną przemianę. Grająca młodą matkę gwiazda k-popu Lee Ji-eun umiejętnie operuje mimiką i oszczędnym dialogiem, by oddać cały szereg emocji towarzyszących So-young.
Efektem „koreańskiej przygody” Hirokazu Kore-edy jest bez wątpienia film dojrzały, co prawda stylistycznie niedoskonały, ale fabularnie wciągający i podnoszący na duchu. Reżyser bowiem, jak Yasujiro Ozu, do którego często jest porównywany, wierzy w ludzi i tą wiarą chce zarazić swoich widzów.