Wypowiedź prezesa PiS-u, że w Polsce jest niska dzietność, ponieważ młode Polki „dają w szyję”, odbiła się w debacie publicznej szerokim echem. Jak przekonywał polityk, „jeśli się utrzyma taki stan, że do 25. roku dziewczęta piją tyle samo, co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie”.

Tego rodzaju atak na młode kobiety nie ma merytorycznych podstaw i wydaje się absurdalny. Można szukać różnych powodów niskiej dzietności, ale według zgodnej opinii znawców tematu nie jest to akurat nadużywanie alkoholu przez kobiety. Nic więc dziwnego, że pojawiło się pytanie: po co to Kaczyńskiemu?

Można by powiedzieć, że po nic: że prezes PiS-u po prostu chlapnął, jak zwykle wyciąga teorie z kapelusza albo ma ukształtowany w PRL-u pogląd na świat. Może tak jest, a może nie. Ale nawet gdyby tak było, to jego wypowiedź wciąż może mieć znaczenie polityczne: bo przecież paliwem ewolucji bywa nie tylko plan, lecz również błąd, szczęśliwy wypadek.

Zastanówmy się więc nad następującą rzeczą: gdyby atak Kaczyńskiego na młode kobiety miał służyć celom politycznym, to na czym polegałaby jego racjonalność? Możemy pozwolić sobie w tym kontekście na kilka obserwacji.

Komu się to opłaca?

Rzecz pierwsza: PiS szuka nowego podziału. Obejrzałem prawie wszystkie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w terenie w ostatnich miesiącach. Jest w nich stały motyw opozycji jako „partii niemieckiej”, do tego dochodzą ataki na mniejszości, samorządy, a teraz młode kobiety. Jak na razie nie urodziło się z tego nic szczególnie obiecującego. Ogólny obraz jest taki, że PiS nie ma mocnego pomysłu na kampanię. Trwają testy.

Kolejna sprawa: dlaczego PiS szuka podziału? Wciąż jesteśmy przyzwyczajeni, że demokratyczna polityka polega na tym, żeby wygaszać konflikty i szukać porozumienia. Jednak takie podejście do polityki wydaje się pieśnią przeszłości. Obecnie podział okazuje się twardą walutą polityczną częściej niż zgoda. W tak rozumianej polityce nie chodzi zaś o to, żeby rozwiązać problem społeczny, tylko o to, żeby dokopać „wrogiej” grupie i zbudować większościowy obóz „swoich”. Jeśli więc Kaczyński atakuje pewną część wyborców, nie musi to być pomyłka albo działanie irracjonalne politycznie – może w ten sposób zmierzać do zbudowania większości wyborczej.

Wykształceni mężczyźni dla prawicy

A więc kwestia trzecia: jak mogłoby to działać? Wiosną 2022 roku opublikowano w USA sondaż pokazujący zmiany w poparciu mężczyzn i kobiet dla partii politycznych w latach 2018–2022. Okazało się, że w cztery lata zaszła w tym względzie istotna zmiana. Poparcie wśród kobiet nie zmieniło się w istotny sposób. W ich przypadku ważnym czynnikiem była edukacja – wyższe wykształcenie sygnalizowało większe poparcie dla centrolewicowej Partii Demokratycznej.

Inaczej miała się sprawa w odniesieniu do mężczyzn. W przypadku mężczyzn bez wyższego wykształcenia istotnie wzrosło poparcie dla prawicowej Partii Republikańskiej. Z kolei radykalna zmiana miała miejsce w grupie mężczyzn z wyższym wykształceniem. W 2018 roku wykazywali oni zdecydowaną preferencję dla Partii Demokratycznej – ale cztery lata później wyraźna większość chciała głosować na Partię Republikańską. A zatem badanie sugerowało, że prawica wzmocniła poparcie wśród mężczyzn i przejęła znaczącą część tych z wyższym wykształceniem.

Kaczyński jak protoincel

Jak to się przekłada na nasze warunki? Z polskich badań opinii publicznej wynika, że w polityce mamy do czynienia z ważnym podziałem płciowym. Młode kobiety są nieproporcjonalnie na lewo, a młodzi mężczyźni nieproporcjonalnie na prawo. Można więc wyobrazić sobie kalkulację, w której atak na młode kobiety zmierza do zmobilizowania męskiej części wyborców.

Co więcej, mamy w tym kontekście do czynienia również z podziałem terytorialnym i edukacyjnym. Kobiety częściej wyjeżdżają do większego miasta i podejmują studia wyższe, podczas gdy mężczyźni częściej zostają w mniejszych miejscowościach i mają statystycznie niższe wykształcenie. Jednocześnie wsie i małe miasta to miejsca, w których PiS tradycyjnie liczy na wyjątkowo wysokie poparcie. Otwiera się zatem możliwość skierowania oferty politycznej do tych osób.

Do tego dochodzi kolejna kwestia, która dotyczy chęci posiadania dzieci. Według sondażu dla „Gazety Prawnej” z 2022 roku 67 procent kobiet jest zdania, że wyrok TK zaostrzający prawo aborcyjne miał negatywny wpływ na decyzje Polek i Polaków o posiadaniu dzieci, podczas gdy twierdzi tak jedynie 38 procent mężczyzn. Z kolei według badania z 2021 roku zamówionego przez Ministerstwo Rodziny, najważniejszym priorytetem życiowym Polek i Polaków jest stabilność i pewność jutra (48,3 procent), a na drugim miejscu założenie rodziny (41,7 procent). Jednak 63,3 procent kobiet deklaruje, że powiększenie rodziny w negatywny sposób wpływa na ich pozycję na rynku pracy, podczas gdy twierdzi tak jedynie 32,9 procent mężczyzn. Tego rodzaju czynniki mogą w naturalny sposób powodować, że kobiety będą ostrożniejsze przy podejmowaniu decyzji o macierzyństwie przy pierwszym lub kolejnym dziecku.

Co ciekawe, autorzy badania dla Ministerstwa Rodziny zwracają uwagę, że „wyłącznie mężczyźni” deklarują, że jednym z ważnych czynników wpływających na chęć posiadania dzieci jest dla nich „przedłużenie rodu, nazwiska, a więc w pewnym stopniu symboliczne pozostawienie na świecie swojego dziedzictwa, cząstki siebie, przekazanie swoich wartości, ale także genów”. I jeszcze: młodzi mężczyźni nieproporcjonalnie często popierają Konfederację, a nie PiS. A zatem partia Jarosława Kaczyńskiego miałaby interes w tym, żeby przekonać część z nich do zmiany preferencji wyborczych.

Łącznie rzecz biorąc, rysuje się tu potencjalny przekaz polityczny w obronie wielkości i godności młodych mężczyzn – i ogólniej pozycji zagrożonych i zalęknionych mężczyzn wobec rosnących w siłę kobiet. Przekaz obwiniający kobiety za niepowodzenia czy krzywdy, których doznawaliby w tej opowieści mężczyźni, a co w znaczeniu czysto symbolicznym oraz instrumentalnym wyrażałby zarzut, że kobiety nie chcą już mieć dzieci, mógłby okazać się atrakcyjny dla części wyborców – nawet jeśli nie będą tego otwarcie deklarować. Nie musi to być zresztą szerszy program polityczny, dla celów wyborczych może wystarczyć szereg odpowiednio skalibrowanych sygnałów.

Wspomniałem, że z dotychczasowych występów Jarosława Kaczyńskiego nie wyłania się mocny podział polityczny, który mógłby organizować nadchodzącą kampanię parlamentarną. Jest też jednak pytanie, ile głosów może uciułać PiS w grupach docelowych z tego rodzaju bardziej szczątkowych pomysłów.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: profil facebookowy Prawa i Sprawiedliwości.