Obecnie na polskim rynku wydawniczym, za sprawą Wydawnictwa Afera i tłumaczenia Anny Radwan-Żbikowskiej, funkcjonują trzy tomy czeskiej opowieści dla nastolatków z ilustracjami Karela Osohy: „Truchlin” [2020], „Czarny merkuryt” [2021] oraz najnowszy „Biała komnata” [2022]. Głównym bohaterem serii jest Jirka, który wraz z przyjaciółmi, En i Tondą, odkrywają tajemnicę Truchlina – dzielnicy Pragi, w której od lat nie działa prąd i której mieszkańcy nie sprawiają wrażenia szczęśliwych. Jest to zdecydowanie zamknięta społeczność, nieakceptująca nikogo ze świata zewnętrznego. W pierwszej części (recenzowanej na łamach „Kultury Liberalnej” przez Michała Czajkowskiego [https://kulturaliberalna.pl/2020/06/16/michal-czajkowski-recenzja-ksiazki-truchlin-kl-dzieciom/]), po wyjaśnienia tego zjawiska dzieci udają się do dziadka chłopca mieszkającego w przeklętym obszarze miasta. Ten wyjawia jednak tylko część swoich sekretów – z jednej strony nie do końca ufa młodym poszukiwaczom przygód, z drugiej nie chce narażać dzieci na niebezpieczeństwo. W dodatku do gry wkraczają siły świata przestępczego, widzące w Truchlinie świetną okazję do interesów. Tym, co wydaje się relatywnie pewne, jest istnienie tajemniczej maszyny stworzonej przez dziewiętnastowiecznego geniusza, który chciał zatrzymać postęp dla swojej ukochanej, niemogącej odnaleźć się w stale rozwijającej się cywilizacji. Co jednak przynosi brak elektryczności w dzielnicy pogrążonej również w metaforycznym mroku? Czy romantyczny gest sprzed lat jest błogosławieństwem dla prażan – czy jednak przekleństwem?

W mroku truchlińskich zaułków

Drugi tom pogłębia tę konsternację. Bohaterowie lądują w Czerepach, jeszcze mroczniejszej części Truchlina, w której panują restrykcyjne zasady życia społecznego, przywodzące na myśl średniowieczne, a nie jak w poprzednim tomie, dziewiętnastowieczne zwyczaje. Droga, którą pokonują nastolatkowie, jest niczym dantejska wędrówka po kolejnych kręgach piekielnych, a utrzymująca się aura tajemnicy jedynie potęguje wrażenie demonicznych, jeśli nie faustowskich podróży (Goethe jest dla Matochy ewidentnie jednym z punktów odniesienia w pierwszym tomie). I tym razem bohaterowie muszą zmierzyć się z siłami świata przestępczego, próbującego przejąć kontrolę nad ponurą dzielnicą. W warstwie narracyjnej niewiele się zmienia – nastolatkowie chodzą po dzielnicy po omacku, a cienie czające się w truchlińskich zaułkach okazują się bądź to zwykłymi przedmiotami, bądź, w nieoczekiwany sposób, obiektami zagrażającymi życiu. W całej serii to właśnie ten motyw wydaje się najciekawszy: nieustanna niepewność gruntu pod nogami i przeczucie, że mroczna dzielnica żyje własnym życiem. Choć groza nie jest tropem, który bym przypisała prozie Matocha, to zdecydowanie jest nią mrok – zarówno ten dosłowny, jak i metaforyczny. Powstaje natomiast pewna wątpliwość: czy powielanie motywu ciemności nie straci swojej mocy w kolejnej części? Czy tak jak wzrok przyzwyczaja się do braku światła, czytelnicy nie zostaną całkowicie oswojeni z klimatem serii? 

Trzecia część nie do końca rozwiewa te wątpliwości. Pojawia się kolejna zagadka – tym razem tytułowej Białej Komnaty, którą chce odnaleźć En. Co więcej, prażanie teraz już znają tajemnicę Truchlina i domagają się coraz bardziej zdecydowanie doprowadzenia mrocznej dzielnicy do porządku, co staje się przyczynkiem do licznych zamieszek. Mimo postępującego rozwoju akcji, schemat powieści jest znów dość podobny. Matocha nie wydaje się w sposób znaczący ewoluować jako twórca, który powinien również dostosowywać swój język do dojrzewającego odbiorcy. Dodatkowo autorowi nieco brakuje finezji światotwórczej – trochę jakby jego ręka była powstrzymywana przekonaniem, że skoro ma do czynienia z powieścią dla młodzieży (w dodatku raczej tej młodszej, około czternastoletniej), to powinien stosować uproszczenia i zbytnio nie komplikować narracji. Szkoda, bo w Truchlinie tkwi ogromny potencjał – świata istniejącego tuż za rogiem, do którego wstęp jest możliwy tylko dla wtajemniczonych, a jednocześnie przecież faktycznie istniejących fanów serii. Gdyby Matocha poszedł o krok dalej i pogłębił nieco również psychologię postaci (choć wrażliwy i lękliwy Jirka okazał się ciekawym rozwiązaniem na przedstawienie głównego bohatera serii przygodowej), mielibyśmy do czynienia z fantastyczną serią podbijającą wszystkie mainstreamowe zestawienia. Choć kto wie, czy niewątpliwy urok Truchlina nie przyciągnie do siebie nowych literackich podróżników, kochających klimat opuszczonych, mrocznych miejsc, w których historia mówi więcej niż teraźniejszość. 

Szarzy ludzie w szarym świecie

Warto jednak wrócić do bardzo ciekawego pytania – czy Truchlin to miejsce „pozytywne”, przyjazne, dobre do życia? Mimo że teoretycznie jest on efektem ogromnego uczucia między dwojgiem ludzi, obecni mieszkańcy tytułowej dzielnicy nie wydają się szczególnie szczęśliwi. Jak czytamy w pierwszym tomie: 

„Wydało mu się [Jirce], że wszyscy ci ludzie to jakieś dziwne posągi, porzucone na pastwę losu na tym starym placu, wyciosane z tego samego kamienia co czarne fasady i szczyty okolicznych domów. Ubrania w odcieniach szarości i burego, żadnych logotypów ani napisów, skromne ozdoby w postaci kolczyków albo pierścionków. Sterczące na boki włosy mężczyzn, nastroszone wąsy, zmęczone oczy. Dziwnie spokojne twarze kobiet, emanujące nietypowym czystym pięknem; włosy związane w gładkie węzły. Para powoli unosząca się z ust. Co ich przywiodło na Truchlin? A może tu się urodzili? Czy znają świat na zewnątrz? Szarzy ludzie z myśleniem na opak…” [s. 119–122]. 

Wspomnienia dawnych świetności

Wszyscy mieszkańcy Truchlina są nieustannie zmęczeni, mają szare twarze, głęboko osadzone oczy, zapadnięte policzki, tajemnicze blizny. Nie można o nich powiedzieć, że są szczęśliwi – raczej pełni lęku, wynikającego z niezaspokojonego poczucia bezpieczeństwa. Co wydaje się ironiczne, bo przecież taki opis równie dobrze mógłby pasować do obywateli współczesnego społeczeństwa. Dzielnicę nawiedzają częste burze i trzęsienia ziemi, budynki są zaniedbane, instytucje publiczne to zapomniane, dogorywające wspomnienia dawnych świetności kultury. Pojawia się zatem kolejne pytanie: czy przez wzgląd na przedstawione elementy Truchlin nie powinien być czytany jako metafora dzisiejszego świata w soczewce? Zdaje się, że właśnie tu tkwi ogromna moc serii Matocha – jego kwestionowanie rzeczywistości, stawianie pytań o to, co jest prawdziwe, a co jedynie nam się wydaje i czy w świecie – zarówno współczesnym, jak i dawnym – można stosować w ogóle rozróżnienie na dobro i zło? 

Truchlin to zatem nie tylko brak elektryczności czy zasięgu – to zatrzymanie się w czasie dwa wieki wstecz i zamknięcie na teraźniejszość. Z jednej strony można dopatrywać się w tym pragnienia życia w spokojniejszym świecie, wolnym od szalejącego kapitalizmu i nieustannie rozwijającej się technologii. Z drugiej Truchlin staje się symbolem zamknięcia, strachu i nieumiejętności funkcjonowania we współczesnym społeczeństwie. Ostatecznie jednak trudno oceniać pragnienie ucieczki, biorąc pod uwagę liczne kryzysy, z którymi mierzy się świat XXI wieku. Tym bardziej nie dziwi zawieszenie młodych bohaterów nad powracającą koniecznością podjęcia decyzji, czy Truchlin należy chronić, czy raczej ratować świat przed jego oddziaływaniem. Ostateczną decyzję Matocha pozostawia swoim czytelnikom. 

 

Książki: 

Vojtěch Matocha, „Truchlin”, il. Karel Osoha, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Afera, Wrocław 2020.

Vojtěch Matocha, „Truchlin. Czarny merkuryt ”, il. Karel Osoha, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Afera, Wrocław 2021.

Vojtěch Matocha, „Truchlin. Biała Komnata”, il. Karel Osoha, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Afera, Wrocław 2022.

Proponowany wiek odbiorcy: 10+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.