Zachęcony przez redakcję „Kultury Liberalnej” zapraszam dzisiaj Państwa do czegoś nieco innego. Tak się bowiem składa, że właśnie wyszła moja nowa książka — zapraszam, polecam etc. tutaj — o stoicyzmie oczywiście, którym profesjonalnie zajmuję się od lat. Stąd też dzisiaj kilka słów o przecięciach stoicyzmu i polityki. Nie będzie tutaj oczywiście partyjniactwa i „win Tuska”, ale będzie mądrość tysiącleci, aktualna zawsze i — jak zawsze — szczególnie aktualna właśnie dziś.
Jako ów „dyżurny stoik” wiem z kontaktu z Czytelnikami, że bardzo często szukają oni w stoicyzmie ucieczki od spraw politycznych. Czasem reagują wręcz alergicznie: wzdragają się na nawet najmniejszy stoicki komentarz do zdarzeń bieżących. Oczekują, że stoicyzm będzie czymś kompletnie poza sprawami aktualnymi, oczekują w zasadzie kompletnej rozłączności. Filozofia, książki i idee mają zamieszkiwać jeden świat, sprawy polityczno-społeczne drugi – i one nie mają mieć ze sobą nic wspólnego.
Filozofia tu i teraz
Rozumiem oczywiście doskonale, dlaczego ludzie tego potrzebują. Słowo, myśl i książką są i zawsze były ucieczką, a sam stoicyzm jak najbardziej jest filozofią „terapeutyczną”, która ma koić skołatane dusze. To się wszystko zgadza. Jednak sprowadzanie tej perspektywy terapeutycznej do ucieczki od spraw politycznych jest już postawą dość złudną. W ogóle wizja, że filozofia, myśl i twórczość artystyczna mają stać „poza polityką”, jest bardzo problematyczna, by nie powiedzieć groźna. Nie po to przecież są intelektualiści, artyści i twórcy, żeby zostawiać świat we władanie Muskom, Putinom i Infantinom.
Stoicyzm nie jest — i nigdy nie był — filozofią ucieczki, filozofią désintéressement. Stoik nie ucieka, nie uważa bowiem, by było dokąd uciekać. Stoicy są i zawsze byli materialistami (nie w potocznym, ale w filozoficznym sensie tego terminu), a więc uważają, że istnieje tylko ten świat, który mamy przed oczami i tylko to społeczeństwo, w którym żyjemy. Nie ma alternatywy, bo nie istnieje boska transcendencja ani życie pozagrobowe, w którym bieżące krzywdy zostaną naprawione (dzisiaj dodalibyśmy: nie istnieje też planeta B).
Stąd też, wszystko, co chcemy zrealizować, to, kim chcemy być i jak chcemy żyć, wszystko, na co możemy mieć nadzieję — to wszystko jest tutaj. Nie ma więc w stoicyzmie tradycji pustelniczych i od-światowych. Tebaida, góra Atos i ucieczka w Bieszczady to nie nasza droga.
Nie jest więc prawdą, że stoik będzie alergicznie uciekał od polityki. Zaangażowanie polityczne, czy ściślej, wzięcie odpowiedzialności za polityczność ludzkiego życia, było dla stoików logicznym wyborem. W skład mocniejszej, ortodoksyjnej interpretacji wchodziło też podbudowanie metafizyczne, o którym dużo pisał Marek Aureliusz. To nie jest tak, że jesteśmy na współżycie — osobiste i polityczne — z innymi ludźmi tylko skazani. Jesteśmy też z nimi połączeni, głęboko i intymnie, poprzez przenikający świat boski Logos, który obecny jest w każdym człowieku z osobna i we wszystkich naraz. Logos, boska iskra, wspólna wszechnatura łączą nas wszystkich. Nie jesteśmy osobnymi wyspami, tylko jak liście w jednym drzewie (to metafora Marka). Jesteśmy więc stworzeni do współdziałania.
Porządek świata i poranka
Pozostaje jednak pytanie: jak to zrobić. Nie tylko pytanie, ale i problem! Fundamentalną podstawą wszystkiego jest przecież u stoików podział na rzeczy zależne i niezależne od nas. Stoicy — mówiąc najkrócej — trzeba świadomie wybrać spośród rzeczy, faktów, zdarzeń i doświadczeń tylko te, które w stu procentach zależą od nas, i wyłącznie na nich się skupić.
Jednak polityka, drugi człowiek, inni ludzie i w ogóle wszystkie sprawy wspólne, są wzorem-konspektem rzeczy, które nie są w całości „moje”. Czy mogę czystym aktem myśli sprawić, że Putin wycofa wojska z Ukrainy, a polski rząd zmądrzeje? Niestety nie. To rozumowanie prowadzić może do wniosku, że stoik „nie powinien interesować się polityką”
Ta pułapka jest jednak pozorna, a droga wyjścia z niej jest ważną lekcją tak dla stoików, jak dla polityków. W tym operowaniu podziałem na rzeczy zależne i niezależne kluczowa jest bowiem kolejność. Nie chodzi tu o to, żeby wstać rano, wypić kawę, zmierzyć się myślowo z całym światem — z całym jego bezmiarem i bogactwem — i zacząć się zastanawiać, co właściwie zależy, a co nie zależy od nas.
Jeśli tak zrobimy, to bardzo prędko dojdziemy do jedynego możliwego wniosku: otóż zgoła nic zewnętrznego od nas nie zależy. Stąd zaś już tylko krok do kompletnej pasywności. Nic ode mnie nie zależy, a więc nic nie warto robić. Pozostaje obłomowszczyzna, ucieczka w marazm, w indywidualizm, zamknięcie we własnym, wciąż nieuporządkowanym pokoju.
To antypody stoicyzmu. Tę kolejność należy bowiem odwrócić: wstaję rano, wypijam kawę, patrzę na świat i najpierw muszę zdecydować, co w tym świecie mnie właściwie interesuje, w którą stronę chcę iść, co chcę robić i kim w ogóle być, a potem dopiero zadaję sobie fundamentalne pytanie, co w tym temacie ode mnie zależy, a co nie. Nigdy nie będzie to wszystko, ale coś prawie zawsze tak.
Stoicka polityka
Polityka jest kapitalnym przykładem. Owszem, nie mogę jednym ruchem myśli zmienić losu państw, społeczeństw i obsady ministra edukacji w Polsce. Ale jak najbardziej jest w mojej mocy chcieć zaangażować się po tej lub tamtej stronie, wziąć udział w demonstracji, zapisać się do stowarzyszenia czy włączyć się w organizowanie pomocy dla uchodźców z Ukrainy.
Stoicka optyka, poprawnie rozumiana, przypomina tutaj, że demokracja nie ogranicza się do kartki wyborczej wrzucanej do urny raz na cztery lata. Przestrzenie działania są znacznie szersze.
Rzecz jasna, jak to w stoicyzmie, wybór kierunku działania, decyzja o podjęciu takich, a nie innych starań jest moją decyzją. To natomiast, jaki będzie ich ostateczny wynik, nie zależy w stu procentach ode mnie, ale jest wypadkową własnych dążeń, dążeń innych, losu, przypadku, sytuacji zewnętrznej i tysiąca innych czynników.
Jednak niepewność wyniku ani nie definiuje słuszności moich działań, ani nie powinna demotywować mnie w punkcie wyjścia. Ta nauka jest ważna i aktualna dla każdego człowieka, ale dla osób zaangażowanych w politykę zwłaszcza. Szczególnie chyba dziś.