„A w Beskidzie rozzłocony buk, a w Beskidzie malowany cerkiewny dach, a w Beskidzie zapach miodu w bukowych pniach…” [1]

 

Baśń Strzeleckiej uhonorowana została w Konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY przez jury literackie oraz graficzne jako arcydzieło odznaczające się doskonałą, wysublimowaną synergią słowa i obrazu. To pierwsza książka w historii tego konkursu, która zdobyła tę zaszczytną nagrodę. W „Zimie” pisarka posługuje się przepiękną polszczyzną. Uważnie, z namysłem, niespiesznie komponuje zimowy świat, wzbogacając go o niezwykłe pejzaże, zatopione pod puchową kołdrą śniegu. Oryginalna, baśniowa narracja sprawia, że niecierpliwie czekamy, aż ktoś zacznie czytać na głos tę piękną, familijną księgę. Opowieść, jeśli będzie dobrze interpretowana (przez dzieci i dorosłego pośrednika lektury), z pewnością wywoła w audytorium błogość i tęsknotę za skrzącym się mrozem oraz białym puchem pokrywającym świat i zachęci do zabawy w krystalicznie czystym śniegu.

Wkraczanie zimy w nasze życie nosi znamiona cudu i wyzwala zachwyt nad surowym pięknem natury. Opisane kunsztownym językiem beskidzkie pejzaże, góry, siedliska zamieszkałe przez ludzi (w zimie ludność skupia się w chyżach, by opowiadać baśnie przy cieple czułego ognia) oraz nory, zapadliny, jamy czy wykrot okupowane przez nie-ludzkie zwierzęta (kryjówki leśne są domeną prastarych bóstw i bogów – zwierząt zapadających w sen, chociażby niedźwiedzi).

W Beskidzie panuje niezwykła cisza, gdyż władcom lasu nie wolno przeszkadzać. Potrzeba spokojnego oglądu białego świata oraz promieniejącego nad nim słońca bliska jest tym z nas, którzy poszukają wewnętrznego spokoju lub ukojenia nadaktywnej wyobraźni. Dzięki spowolnieniu galopujących myśli możemy ulec zimowym fantazmatom i przeobrazić się w bielusieńkiego kota (z czarnym uszkiem), który dla dobra zaskrońca wypija przeznaczone wężowi mleko (zaskrońce nie piją mleka!) i tym samym rozpoczyna dzień od dobrego uczynku. Następnie jego zwyczajem przycupniemy na stryszku, delektując się błogim stanem umysłu, pozostającym na styku snu o zimowej, niebezpiecznej wyprawie w nieznane oraz kojącej, ciepłej jawie przypisanej gwarnemu domostwu opatulonemu szalem zimowej wichury.

Opowieść rozpoczyna powolna, zmysłowa narracja. Obserwujemy zimowy krajobraz z punktu widzenia puszczyka, co daje nam przepustkę do szczelinowego i sekretnego poznawania miejsc, których nie dostrzega ludzkie oko, lecz ptasie, kocie, wilcze, lisie, sarnie, borsucze już tak!

Przywołajmy fragment tej znakomitej opowieści, której bohaterem jest puszczyk i jego nocny rytuał: „Siedział na czubku starego, złamanego buka. To było jego gniazdo i punkt obserwacyjny. Dochodziła północ. Wszystko ucichło, nawet wiatr zwinął się w kłębek i spał pod rozłożystym świerkiem. Zza lasu dźwignął się ogromny, jasny księżyc i płynął nisko po niebie, odbijając się w skrzącym śniegu. Zaglądał po drodze w różne zakamarki. Do dziupli, gdzie spał dzięcioł z czerwoną plamką na głowie, po wykrot, gdzie już dawno zasnęła niedźwiedzica i gdzie lada moment urodzą się jej młode, pod śnieżny nawis, gdzie na gałęzi jodły spały wtulone w siebie malutkie raniuszki. Piął się coraz wyżej na spotkanie chmurki zagubionej na głębokim, gwieździstym niebie” [s. 1]. Jak widać, wielkim atutem beskidzkiej opowieści są esencjonalne opisy zimy – widzianej oczami zwierząt nie-ludzkich – pełniącej nadrzędną rolę. Świat przedstawiony podporządkowany jest całkowicie tej lodowatej królowej, budzącej szacunek zarówno czytelników, jak i bohaterów. 

Opowieść Strzeleckiej jest intymna, skryta, wyciszona. Dominują w niej ludowe, folklorystyczne detale, które nadają tekstowi, tak w warstwie werbalnej, jak i wizualnej, charakter prabaśni. Dlatego dostrzegamy w niej charakterystyczne tropy, od wieków zaprzątające ludzkie umysły, takie jak: symbole i archetypy, miejsca graniczne, przestrzenie zakazane, tajemnicze znaki oraz niemal niewidzialne okruchy magii. Magia idzie w sukurs działaniom zwierząt i natury, które postrzegamy w skali mikro i makro.

W obu tych skalach pod zimową kołdrą toczy się życie. Wsłuchawszy się w ziemię, słyszymy piski nornic, myszy, ryjówek, które pod powierzchnią mają dobrze zagospodarowane tunele, trudne do pokonywania jak labirynty. Kiedy obserwujemy naturę, dociera do nas pochrapywanie większych zwierząt i niecierpliwy oddech ptaków. Wąchając na strychu kurz, czujemy ruchy gadziny domowej: kota, zaskrońca, krowy Białki i dwóch owiec: Rajfurki i Topolki, a może nawet tworów magicznych – chowańców, gnieciuchów, czortów, w których istnienie wierzą domownicy.

Baśniowej opowieści towarzyszy narracja wizualna, portretująca naturę, ptactwo, zwierzynę, zabudowy i domostwa. Pod ilustracjami (pierwotnie były to drzeworyty wykonane przez Strzelecką) artystka zostawia merytoryczne komentarze m.in. nazwy ptaków w języku polskim i łacińskim lub opisy domostw czy przedmiotów używanych w codziennym życiu rodzin łemkowskich. Podobnie czyni, gdy posługuje się archaizmami. Wówczas czytelnik może sprawdzić znaczenie konkretnych słów w przypisach.

Niezwykle istotny jest fakt, że artystka przedstawia świat łemkowski wraz z jego religijnością, zwyczajami, obyczajami, językiem i  kulturą w latach dwudziestych XX wieku. Opisy codziennego życia łemkowskiej rodziny są niezwykle ciekawe literacko, ale też fascynujące pod kątem antropologicznym, etnograficznym i etnologicznym. Chociaż czytelnik czyta opowieść baśniową (uniwersalną), cały czas interioryzuje rzetelną wiedzę o dawnym, łemkowskim świecie. „Beskid bez kitu. Zima” spełnia więc funkcję artystyczną i edukacyjną. 

Obok świata natury istnieje świat ludzki. Główna bohaterka Paraska próbuje oszukać mróz w stajni, ocieplanej ciałami zwierząt. Dziewczynka ma z nimi głęboką relację, która polega za zaufaniu, sympatii i poczuciu, że znajduje się wśród przyjaciół, których bardzo kocha. Zapachy stajni i domu mieszają się ze sobą, tworząc konglomerat swojskich woni, dających mieszkankom chyży poczucie bezpieczeństwa. Podobną rolę spełnia rozpalany na palenisku ogień – dawca ciepła, który krzepi i stanowi symbol życia w kontrze do zimowego, zamarzniętego, bezgranicznego świata. Następuje tu zderzenie królewskiej zimy w Beskidzie Niskim z harmiderem chyży, który rozprasza mrok i oswaja niekończący się biały świat codziennymi rytuałami życia rodzinnego. Artystka przywiązuje uwagę do detali łemkowskiego życia, które, podobnie jak świat natury, wzbudza w niej niekłamany zachwyt. 

Esencjalizując fabułę, skupmy się na łemkowskiej rodzinie: matce, córkach Nastce i Parasce, małym Mikołaju oraz ojcu kamieniarzu. Zimą w chyży ludzie żyją na równi ze zwierzętami. Zadaniem dziewczynek jest dbać o dobrostan zagrody, utrzymywać ogień i przynosić ze studni wodę. Matka opowiada dzieciom bajki, które przyciągają też zwierzynę. Bezpieczną atmosferę domostwa stwarza ogień, postrzegany przez miejscowych jako nowe bóstwo, jak również równościowe relacje zwierząt i ludzi, a także łagodny obraz matki karmiącej piersią Mikołaja oraz śpiewane mu najczulsze kołysanki. 

Codzienne rytuały zostają nagle przerwane, gdy znika ojciec rodziny. Paraska najbardziej niepokoi się o ojca, gdyż tak jak on pragnie zostać kamieniarką. Jej zdaniem „było coś magicznego w ciosaniu kamienia, w wydobywaniu z niego ukrytego kształtu. Kamień ma w sobie ponad ludzką siłę i potęgę, a rzeczy z niego wykute przejmują tę moc. Kamienne rzeźby żyją dłużej niż ich twórcy, stanowią granicę między światem duchów i żywych” [s.16]. Kiedy nadchodzi uroczysty, świąteczny dzień, jakim jest wizyta w cerkwi, matka nie może towarzyszyć córkom, gdyż przez sześć niedziel od urodzenia dziecka nie wolno jej chodzić do świątyni. Paraska i Nastka są zauroczone modłami, słowami kapłana, zachwyca je wszechobecne piękno i malowidła na ścianach. W tym samym czasie pod cerkiew przychodzi wyczerpany koń ojca dziewczynek. Wówczas rozpoczyna się symboliczne „dziewczyńskie” przejście ze sfery interior (bezpiecznej, znajomej) do exterior (obcej, nieznanej, niebezpiecznej), które dla córek kamieniarza okaże się brzemienną w skutkach wyprawą inicjacyjną, mającą na celu uratowanie ojca. 

Grupą zawiaduje niezwykła, niepokorna dziewczynka, rebeliantka Tekla, która nie przestrzega zasad kultury patriarchalnej, jest niezwykle dzielna, być może wzorowana na archetypicznej triksterce Pippi Pończoszance. Ogromnym atutem opowieści jest to, że pisarka zdecydowała się na misję inicjacyjną dziewcząt – chłopięce wyprawy są bowiem już nieco passé, zwłaszcza w opowieściach stylizowanych na baśń. Strzelecka przywiązuje uwagę do detali łemkowskiego życia podobnie jak do świata natury, lecz wyprawę powierza dziewczętom, wyczuwając, że ta podróż wzmocni je psychicznie, nauczy pokory oraz podziwu wobec skomplikowanej zimowej wyprawy. Jeśli sprostają zadaniu, nauczą się podziwiać lodową krainę, ale także znać swój status względem majestatu Beskidu Niskiego. Przejdą swoistą metamorfozę. Staną się nieustraszonymi znawczyniami beskidzkich terenów, gotowymi pomagać każdemu, kto zaginął, jest poszukiwany i na kogo czeka zrozpaczona rodzina. Wyciszone marzenia dziewcząt wybrzmią jak dzwon, a one same nabiorą odwagi, dzięki której kobiety zawsze zmieniały świat na lepsze, udowadniając samym sobie mądrość, równość mężczyźnie, siłę ciała i charakteru.

Bohaterki opowieści Strzeleckiej osiągają bardzo dużo. Czy odnajdą zaginionego ojca? Czy Paraska powie rodzinie o swoich marzeniach? Czy wzniosą się jak Królowe Śniegu po własne pragnienia? Nie zabraknie łemkowskich tradycji, pozytywnej magii i ciepła ludzkich serc. Sprawdźcie sami. 

Dawno nie czytałam i nie oglądałam tak pięknego dzieła. Rozpiera mnie duma, że należałam do tych kobiet w tegorocznym jury Konkursu Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY, które zdecydowały się przyznać baśni Strzeleckiej najwyższą nagrodę za jej wyjątkową, ciężką pracę, która wynikała z niezłomnej chęci realizowania marzeń. Brawa! „Beskid bez kitu. Zima” to niewątpliwie arcydzieło 2022 roku, które pozostanie z czytelnikami na zawsze.

Przypis:

[1] Tekst piosenki „A w Beskidzie…” – Andrzej Wierzbicki.

 

Książka:

Maria Strzelecka, „Beskid bez kitu. Zima”, wyd. Libra PL, Rzeszów 2021.

Proponowany wiek odbiorcy: 7+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.