Joe Biden trafnie zauważył, iż Rosja i jej prezydent Putin potrzebują „tlenu”, by kontynuować brutalną agresję wobec Ukrainy. „Tlen”, o którym mówił amerykański prezydent, to zarówno czas, jak i wsparcie gospodarcze oraz militarne rosyjskiego reżimu płynące z zagranicy. To ono pozwala moskiewskim agresorom stabilizować gospodarkę odczuwającą coraz mocniej skutki zachodnich sankcji oraz uzupełniać środki bojowe.
Wojna wojną, a biznes biznesem
Azja jest doskonałym przykładem kontynentu, który daje Federacji Rosyjskiej ów „tlen”, o którym wspominał Joe Biden. Chodzi rzecz jasna o najpotężniejszych graczy z tego kontynentu – o Chiny, Indie, także Iran. Przywódcy tych trzech państw nie popierają otwarcie rosyjskiego ataku na niepodległą Ukrainę, ale też i nie widzą najmniejszego problemu w prowadzeniu z Moskwą biznesu as usual.
Tak więc te trzy państwa nie tylko nie przyłączyły się do głosów potępiających rosyjską agresję, ale korzystając z okazji, intensyfikują swe kontakty gospodarcze, finansowe i militarne z Federacją Rosyjską. Krótkie zestawienie przykładów takiej współpracy pokazuje, iż przynajmniej w najbliższej przyszłości Rosja może liczyć na swoistą kroplówkę finansowo-gospodarczą płynącą ze strony tych trzech krajów.
Zarówno Chiny, jak i Indie zintensyfikowały zakupy ropy, gazu i węgla w Rosji. Dzięki tym zakupom rosyjski sektor wydobywczy jakoś nadal funkcjonuje. Jednak dotychczasowa struktura rosyjskich tras przesyłowych ropy i gazu skierowana była na zachód. To kraje Unii Europejskiej były największymi kontrahentami rosyjskich potentatów sprzedających węglowodory. Dzięki tym funduszom Putin mógł modernizować rosyjskie siły zbrojne i utrzymywać stabilność na rynku wewnętrznym. Pieniądze napływające z Chin czy Indii nie są w stanie zrównoważyć w pełni tych strat.
Kupujący dyktują ceny
Cena, za jaką Rosja dostarcza surowce energetyczne na rynek azjatycki, jest niższa od tej, którą płaciły kraje europejskie. Działa tu prosty mechanizm – i Chińczycy, i Hindusi dobrze wiedzą, że ich kraje to w gruncie rzeczy jedyne poważne rynki zbytu dla rosyjskiego gazu, ropy i węgla. Jeżeli tak, to oni, czyli kupujący, dyktują ceny, a nie sprzedający, czyli Rosja. Jednocześnie zapewniają władzom na Kremlu pieniądze potrzebne do prowadzenia agresji przeciw Ukrainie.
Nieco inną politykę prowadzi przeżywający kryzys wewnętrzny i obłożony sankcjami gospodarczymi Iran ajatollahów. Sprzedaż Rosji sprzętu bojowego w postaci dronów kamikadze oraz pertraktacje na temat dostaw także i innego uzbrojenia to dla Teheranu okazja do ratowania krajowego budżetu, a także do zapewnienia sobie dopływu rosyjskich technologii nuklearnych.
To swoisty barter, który daje Rosji ową kroplówkę w postaci uzupełnienia sprzętu wojskowego, a Iranowi możliwość kontynuowania swego programu nuklearnego.
Skoro o militariach mowa, to wcale nie wykluczone, iż samoloty transportowe należące do rosyjskich sił powietrznych, wykonujące liczne rejsy z Chin na lotniska rosyjskie, woziły również materiały lub sprzęt wojskowy. O nieprzerwanej współpracy rosyjsko-chińskiej w sferze militarnej świadczą także niedawne, wspólne manewry na Morzu Wschodnio-Chińskim. Niełatwa do wyjaśnienia jest z kolei kwestia czołgów T-90S w eksportowej wersji „indyjskiej”.
W roku 2019 Indie zakupiły 464 takie czołgi. W indyjskich siłach zbrojnych znane są pod nazwą T-90S „Bhishma”. Dwa tego typu czołgi zdobyte zostały przez wojska ukraińskie podczas walk na froncie. Jak tam trafiły?
Wedle indyjskich ekspertów pewna partia tych czołgów była modernizowana w zakładach Urałwagonzawod w Niżnym Tagile. Czy jakieś z nich nie wróciły do Indii i weszły w skład oddziałów atakujących Ukrainę? Czy stało się to w porozumieniu z władzami indyjskimi? A może Rosja nie wywiązała się kontraktu i czołgami przeznaczonymi na eksport uzupełnia braki na froncie?
Przynajmniej na razie pytania te pozostają bez jednoznacznej odpowiedzi.
Gra nowych potęg
Sprowadzenie współpracy azjatyckich graczy z Rosją wyłącznie do kwestii interesów gospodarczych, finansowych i militarnych jest uproszczeniem. W grę wchodzi także gra o charakterze geopolitycznym. Chodzi o sprzeciw wschodzących lub już istniejących potęg gospodarczych wobec dominacji świata zachodniego, a także o uzyskania przez te państwa statusu krajów decydujących o najważniejszych wydarzeniach na globalnej scenie.
Do grupy takich państw należą z pewnością Chiny, Indie, Iran, a także Brazylia oraz kilku mniejszych graczy. Moskwa wykorzystuje od lat ich niechęć do dominacji szeroko rozumianego Zachodu.
Trzeba przy tym pamiętać, że w wielu z tych krajów funkcjonuje nadal postkolonialna trauma, która objawia się często negatywnym stosunkiem miejscowych społeczeństw do cywilizacji reprezentowanej przez Zachód. Rosja, a wcześniej Związek Sowiecki, wykorzystywały i wykorzystują nadal ów obecny w wielu państwach Azji, Afryki i Ameryki Południowej antyokcydentalizm.
Z tego też względu kraje tak zwanego globalnego Południa nie potępiają jednoznacznie rosyjskiej agresji i są gotowe poważnie traktować rosyjską propagandę, która przekonuje, że za wojnę w Ukrainie odpowiada polityka Zachodu.
Uzależniająca kroplówka
Kreatorzy polityki tych państw mają przy tym świadomość, że każdy dzień wojny osłabia Rosję, co ma dla nich również istotne znaczenie. Moskwa będzie bowiem coraz bardziej zależna od owej kroplówki płynącej ze strony azjatyckich partnerów.
Tacy gracze jak Chiny, Indie i Iran nie dają Rosji upaść gospodarczo, utrzymują jej gospodarkę na powierzchni, pozwalają jej odnawiać zdolności militarne. Jednocześnie, udzielając jej wsparcia, sami odnoszą korzyści gospodarcze. Nie ma podstaw do tego, żeby ten proceder miał się szybko zakończyć.