Ostatni tydzień upłynął na opozycji w atmosferze konfliktu. Co ciekawe, dwie największe kontrowersje opozycyjne w tej kadencji dotyczyły Krajowego Planu Odbudowy. W 2021 roku chodziło o to, że Lewica, Polska 2050 i PSL zagłosowały tak jak PiS – popierając ustawę otwierającą drogę do KPO w Polsce. Koalicja Obywatelska wstrzymała się wtedy od głosu. Solidarna Polska była przeciw, dlatego PiS potrzebowało głosów opozycji. Największa krytyka spadła wówczas na Lewicę, która przed głosowaniem negocjowała warunki poparcia ustawy z premierem Morawieckim.
O wnioskach z całego zamieszania pisałem w tej rubryce: „Dużo lepszym rozwiązaniem byłoby uzgodnienie wspólnych postulatów wobec rządu – jednocześnie z przekazem, że cała klasa polityczna odpowiedzialnie popiera Fundusz Odbudowy. Wtedy opozycja mogłaby skupić się na krytykowaniu rządu”.
Tak miało być tym razem, ale nie wyszło. Teraz głosowanie dotyczyło projektu zmian w sądownictwie, który w zamierzeniu miał realizować kamienie milowe – postanowienia wynegocjowane przez rząd z Komisją Europejską, których spełnienie jest konieczne do wypłacenia pieniędzy z KPO. Solidarna Polska znów była przeciw, więc PiS ponownie potrzebowało głosów opozycji.
I niby opozycja przygotowała wspólne stanowisko. Ale ostatecznie Koalicja Obywatelska, Lewica i PSL wstrzymały się od głosu, natomiast Polska 2050 była przeciw. A zatem opozycja się podzieliła, a jednocześnie powstała kontrowersja: czy należało umożliwić PiS-owi uchwalenie ustawy, czy odrzucić ją wspólnie z partiami Hołowni i Ziobry?
Kto ma rację?
Podsumujmy fakty. Przede wszystkim, minęło ponad półtora roku od poprzedniego kontrowersyjnego głosowania, a pieniędzy z KPO dalej nie ma. To jest odpowiedzialnością rządu. Zjednoczona Prawica najpierw doprowadziła sądownictwo do stanu zapaści, a następnie odmawia jego uzdrowienia. Jeśli większość parlamentarna nie może się porozumieć i nie jest w stanie rządzić, to powinna ustąpić.
Po drugie, postawa Komisji Europejskiej budzi wątpliwości. Nowa ustawa sądowa nie odpowiada na podstawowe problemy praworządności w Polsce, a wręcz sama zawiera niekonstytucyjne postanowienia. W celu przywrócenia praworządności trzeba by się na poważnie zająć Trybunałem Konstytucyjnym, Krajową Radą Sądownictwa i Sądem Najwyższym, a nie tylko wycinkowym problemem odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, których władza ścigała za niepomyślne decyzje. A więc KE rzekomo uzgodniła z rządem projekt, który naprawia małą część problemów, a jeszcze tworzy nowe – nic dziwnego, że opozycja miała trudny orzech do zgryzienia.
Wreszcie, kwestia zasadnicza: czy należało głosować wbrew PiS-owi i przeciwko ustawie, czy pomóc PiS-owi w jej uchwaleniu, aby odblokować pieniądze z KPO? Trzeba sobie od razu powiedzieć, że nie ma w tej sprawie jedynej dobrej odpowiedzi. Jest to realny dylemat polityczny, a poszczególne rozwiązania mają wady i zalety, co jest sytuacją szczególnie trudną w naszej rozedrganej debacie publicznej.
Za i przeciw
Patrząc pryncypialnie, należało głosować przeciwko, czyli tak jak Polska 2050. Ustawa była obiektywnie zła, a jeśli Komisja Europejska tego nie widzi, to jest naiwna. Komisja z pewnością zaakceptowałaby lepszą ustawę. Jeśli rządząca większość nie potrafi uchwalić prawa zgodnego z Konstytucją, jest to jej problem. A jeżeli uniemożliwia to Zbigniew Ziobro, jest to wystarczający powód, żeby wyrzucić go z rządu.
Patrząc politycznie, sprawa jest bardziej złożona. W tym kontekście trzeba by znać skutki poszczególnych decyzji, a one nie są w pełni jasne. Na rzecz postawy pryncypialnej wskazywano dwa główne argumenty polityczne: że opozycja wykaże w ten sposób odpowiedzialność i konsekwencję w sprawie obrony praworządności, a odrzucenie ustawy spowoduje kryzys w obozie władzy.
Ale kryzys w obozie rządzącym już jest – i raczej nie stałby się w ten sposób większy. Z kolei dla części wyborców kwestie praworządności nie są priorytetowe. To prawda, opozycja musi zadbać o to, żeby nie zdemobilizować wyborców, dla których praworządność jest ważna, przy czym wydaje się, że są to ogółem najbardziej zmobilizowani wyborcy, więc takie ryzyko nie jest wysokie. Dlatego argument pryncypialny mógł być atrakcyjny przede wszystkim dla Polski 2050, która chętnie przyjmie do siebie wyborców PO. Argument pryncypialny miałby większą siłę polityczną, gdyby w odpowiedzi na ryzyko odrzucenia ustawy PiS wykazało gotowość pójścia na znacznie większe ustępstwa w sprawie przywrócenia praworządności – ale nie wygląda na to, żeby takie rozwiązanie było na stole.
Natomiast na rzecz stanowiska przeciwnego – że należało wstrzymać się od głosu, tak jak uczyniły Koalicja Obywatelska, Lewica i PSL – wymieniano trzy główne argumenty. Po pierwsze, wyborcy chcą pieniędzy z KPO, uzyskanie tych pieniędzy będzie zaś dobre dla Polski, a uchwalenie ustawy ma to umożliwić. Po drugie, jeśli opozycja odrzuci ustawę, a Polska nie dostanie pieniędzy, to PiS będzie miało gotowy materiał na kampanię medialną obarczającą winą opozycję. Sceptycy powiedzą, że jest to niesłuszna obawa, ponieważ odpowiedzialność za brak pieniędzy spoczywałaby wtedy na PiS-ie i Solidarnej Polsce. Ale do tego dochodzi argument trzeci – że opozycja nie dałaby rady w zrozumiały sposób przewalczyć tej narracji. Z Koalicji Obywatelskiej dochodziły głosy, że to mogłoby kosztować opozycję przegrane wybory.
Takie głosy wydają się przesadzone. Niemniej trudno zupełnie zignorować taką wątpliwość. Jest prawdą, że nie da się prowadzić bitew na wszystkich frontach równocześnie. Lepiej wybrać korzystne pole walki, na którym można coś zyskać. Jeśli zatem Koalicja Obywatelska ocenia, że nie miałaby siły wygrać z PiS-owską narracją w razie odrzucenia ustawy, może to być okoliczność nieszczęśliwa dla części wyborców KO, natomiast decyzja może być rozsądna politycznie – trzeba mierzyć zamiar według sił. Na gruncie tej logiki lepiej mówić przez cały rok, że załatwiło się pieniądze dla Polski, niż tłumaczyć przez cały rok, z jak bardzo słusznych względów się je zablokowało.
Co teraz?
Opozycja zamierza wprowadzić poprawki do ustawy w Senacie, gdzie dysponuje większością. Prawdopodobnie PiS i SP odrzucą wszystkie z tych poprawek, gdy ustawa wróci do Sejmu. Nie jest pewne, jak zachowa się Andrzej Duda, który wyraził wcześniej niezadowolenie z tego, że nie był konsultowany przez rząd, a Komisja Europejska go „oszukała”. Wydaje się, że wszelkie konsultacyjne ceremonie zostaną w międzyczasie odprawione i prezydent nie weźmie na siebie roli polityka blokującego wypłatę pieniędzy dla Polski.
Jest jeszcze jeden scenariusz. Nie można wykluczyć, że w razie uchwalenia ustawy Komisja Europejska będzie w dalszym ciągu odmawiać wypłacenia środków z innych powodów. Nie wydaje się to niemożliwe, jeśli spojrzeć, jak władza podchodzi do wypełniania kamieni milowych i porozumienia z KE. Wówczas pieniędzy nie będzie, a jednocześnie nie da się obarczyć opozycji odpowiedzialnością, ponieważ nie głosowała ona przeciwko ustawie. Opozycja będzie zaś mogła powiedzieć, że konstruktywnie zrobiła wszystko, co się dało, łącznie z nagięciem własnych zasad, a rząd i tak nie panuje nad sytuacją i nie jest w stanie uzyskać pieniędzy z UE: no to trzeba pożegnać taki rząd.
Tak czy inaczej, zaognianie konfliktu opozycji w tej sprawie nie jest w interesie partii demokratycznych. Wybór nie był oczywisty. Istniały niezłe argumenty na rzecz obu stanowisk. Podobnie jak w 2021 roku, poświęcanie przesadnej uwagi temu głosowaniu pomaga odwracać uwagę od głównego problemu: przecież zamiast tego opozycja mogłaby się skupić na krytykowaniu nieudolności rządu. Tymczasem współpraca programowa opozycji jest trochę jak yeti – wszyscy o tym mówią, ale chyba nikt nie widział.