Pamiętam kolejkę trzecioklasistów, a więc ośmio-, dziewięciolatków do konfesjonału, w którym ksiądz przeprowadzał pierwszą w ich życiu spowiedź. Przed nimi była pierwsza komunia, spowiedź była niezbędnym etapem przed tym wydarzeniem.
Przed kościołem na papierosie stała w kołeczku grupka rodziców, którzy czekali, aż ich dzieci wyjdą. Zaciągając się dymem, narzekali na kler – że tylko chce pieniądze, że wtrąca się w sprawy państwowe, że nie walczy z pedofilią.
Presja na religijność
Moje dziecko czekało w swojej kolejce krasnoludków przerażone. Miało zdradzić księdzu największe sekrety, nie kłamać, nie taić, bo popełni grzech. Ksiądz był dla dziecka postacią nieznaną i ubraną w dziwny sposób. Nie spowijała go żadna nadzwyczajna aura, bo nasza rodzina bywała w kościele wyłącznie na święconce. Ksiądz więc dziecko raczej śmieszył albo peszył, niż budził respekt, a teraz oczekiwał całkowitego odkrycia. A przecież powtarzaliśmy dziecku, że ma nie rozmawiać z obcymi, nie opowiadać im o sobie, nie mówić, gdzie mieszka i jak ma na imię. To dlaczego teraz ma mówić, co potajemnie zrobiło źle? Przecież u lekarza zawsze jesteśmy razem.
Dlaczego wysłaliśmy je do pierwszej komunii? Bo chciało. A chciało, bo cała klasa szła, z wyjątkiem dwojga dzieci, których rodzice nie pochodzili z Polski i dlatego w oczach kolegów i koleżanek byli usprawiedliwieni, że nie chodzą na religię. Przekonywaliśmy, że komunia nie jest konieczna, że jeśli chodzi tylko o prezent, to kupimy i bez tego. Ale to, by nie pójść do komunii, wymagało odwagi i siły wobec rówieśników dziecka, chociaż mieszkaliśmy w dużym mieście, gdzie ponoć nie ma presji na religijność. W naszej ówczesnej szkole dziewięć lat temu presja była.
W tej historii mieszczą się prawie wszystkie wątki dyskusji o spowiadaniu dzieci, która wybuchła w ostatnich dniach. Czy spowiedź to rodzaj przemocy na dzieciach? Czy decyzja o tym, by dziecko do niej przystąpiło, jest wyłącznie indywidualną decyzją rodziców i dziecka, czy wynikiem innych czynników, na przykład presji społecznej? Czy księża mają kompetencje, by rozmawiać z dziećmi o sprawach często wrażliwszych, niż psycholog? Czy to bezpieczne dla dzieci, skoro powtarza im się, aby nie ufały nadmiernie obcym?
Czy dziecko powinno się spowiadać
„Uważam, że spowiedź dzieci powinna być zakazana” – powiedział w krótkim filmiku na TikToku współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń. Chociaż to tylko wypowiedź w mediach społecznościowych zachęcająca do wymiany poglądów (albo po prostu obliczona na rozgłos), a nie zapowiedź projektu ustawy, czy chociażby wystąpienie na konferencji prasowej – wzbudziła gwałtowne i liczne reakcje. O komentarz do słów Biedronia media poprosiły księży, publicystów i polityków.
Skala reakcji jest duża, bo temat jest ważny. Dotyka granic między wolnością osobistą, a wolnością religijną w państwie. Stąd sprzeczne reakcje typu „spowiedź krzywdzi dzieci” i „to moja religia i moje prawo”. Wolność osobista jest w tej dyskusji przedstawiana na dwa sposoby – prawa do tego, by nie skazywać dziecka na spowiedź, i do tego, by mogło ją odbywać. Propozycja zakazu spowiedzi jest przez jednych więc odbierana jako zamach na wolność wyznania, a przez innych jako słuszna próba ograniczenia ekspansji Kościoła w świeckim z założenia państwie.
To ważne sprawy, jednak na razie nikt nie zabroni spowiadać dzieci.
Można natomiast realnie zastanowić się nad tym, jak to robić. A w szerszej skali – na jakich warunkach pozwolić księżom pracować z dziećmi. Tego typu rozmowa jest z całą pewnością potrzebna i uzasadniona.
Kościół krzywdzi dzieci i niewiele sobie z tego robi
Kościół katolicki jako instytucja dowiódł w ostatnich dekadach dwóch rzeczy: że jest zdolny i to na dużą skalę krzywdzić powierzone mu pod opiekę dzieci oraz że kiedy zostanie to ujawnione – nie próbuje pomóc ofiarom, rozliczyć winnych i stworzyć warunków do tego, żeby uniknąć przemocy w przyszłości. Krótko mówiąc, Kościół krzywdzi dzieci i niewiele sobie z tego robi.
Postawa polskich biskupów w tej sprawie jest tak nieprzejednana i niereformowalna, że nie rokuje na zmianę, a więc prowokuje do tego, by pomyśleć o systemowej ochronie dzieci przed duchownymi.
Oczywiście – nie każdy ksiądz krzywdzi, nie każdy katolik to bagatelizuje albo oddala od siebie odpowiedzialność, mówiąc, że chodzi do kościoła dla Boga, a nie dla księdza. Jednak mimo to ani Kościół jako instytucja, ani Kościół jako wspólnota nie stworzył systemu ochrony powierzonych mu pod opiekę dzieci. Dlatego powinno zrobić to państwo.
Księża bez ograniczeń pracują z sumieniami dzieci
Wypowiedź Biedronia ma więc znaczenie o tyle, że może wywołać dyskusję o tym, jakie stworzyć zasady, na których księża pracują z dziećmi. Tyle można nawet w państwie, które obowiązuje konkordat. A może to być skuteczny sposób na to, by z dziećmi pracowały nie tylko osoby, które nie zamierzają ich krzywdzić, ale i takie, które mogą to robić wbrew intencjom. Bo są nieprzygotowane do pracy z nimi, bo nie znają psychologii, etapów rozwoju dziecka, nie wiedzą, co i w jaki sposób dziecko może zrozumieć.
Przykład – kiedy dziecko jest przesłuchiwane przez sąd, odbywa się to w przyjaźnie wyglądającym pomieszczeniu, często przy psychologu. Chodzi o to, żeby zeznania nie obciążały dziecka psychicznie. Może księżom, którzy spowiadają dzieci, też powinien towarzyszyć psycholog, pedagog, ktokolwiek, kto zna się na psychice małego człowieka?
Może księża, którzy zajmują się dziećmi, powinni mieć stosowne kwalifikacje, badania, certyfikaty?
Można na to odpowiedzieć, że w klubach sportowych, na zajęciach z rysunku, tańca czy nauki jazdy na nartach nie sprawdza się certyfikatów i nie wymaga się obecności psychologa. Ale po pierwsze, to w Kościele, poza rodziną, dochodzi do przemocy seksualnej wobec dzieci najczęściej. Po drugie, instruktora tańca czy trenera piłki łatwiej pociągnąć do odpowiedzialności niż księdza, bo nie chroni go tak skutecznie żadna instytucja, jak Kościół chroni księży. A po trzecie, praca księży z dziećmi to praca z sumieniami niedojrzałych osób. Nie polega na kopaniu piłki, szpagatach czy ćwiczeniach z perspektywy na przykładzie rysunku drogi, tylko na nauce rozróżniania dobra od zła, ile dobra i zła jest we mnie. Księża ingerują w psychikę dziecka nieporównywalnie bardziej niż trenerzy podczas zajadłej rywalizacji na boisku.
Niekontrowersyjna kontrola państwa
Taka kontrola nie prowadzi do ograniczania wolności wyznania ani do prześladowania chrześcijan, jak postrzegają to niektórzy publicyści.
Stworzenie przyjaznych, bezpiecznych zasad spowiedzi może przynieść tylko korzyści, także dla tych, którzy chcieliby, aby religijność społeczeństwa nie malała. Jak wynika z badań Ipsos dla Oko.press i Tok.fm, aż połowa dorosłych zapamiętała ze spowiedzi w dzieciństwie lęk i wstyd, a tylko jedna trzecia – radość i uduchowienie. Zmiana tych proporcji to korzyść dla wszystkich stron.