W przyszłości historycy idei, jeśli nadal będą istnieć, przywołają przykład Michela Foucaulta, aby zilustrować mechanizmy powstawania silnych autorytetów intelektualnych w drugiej połowie XX wieku. Jego droga myślowa i droga jego praktycznych działań stanowią bowiem świetny, emblematyczny wręcz przykład tych procesów.
W języku polskim ukazały się jak dotychczas dwa z trzech zamierzonych tomów drobnych pism tego myśliciela, wyselekcjonowanych z kanonicznego zbioru „Dits et écrits”. Są to pomniejsze eseje, teksty okolicznościowe i interwencyjne, rozmaite przedmowy i posłowia, zapisy debat, a wreszcie liczne wywiady, których Foucault bardzo lubił udzielać, autokomentując się i prezentując w ten sposób publiczności niekoniecznie mającej cierpliwość do czytania jego „główniaków”. Wypowiedzi te są zarazem zapleczem i siatką kontekstów dla jego naczelnych osiągnięć intelektualnych utrwalonych (a może nawet uwiecznionych) w najsławniejszych napisanych przezeń dziełach. Można dzięki nim podejrzeć filozofa od kuchni, a chwilami nawet w buduarze. Można też na przykład zadumać się nad kontrastem, jaki zachodzi między wielką liczbą tych autoprezentacji a deklarowanym w nich często pragnieniem Foucaulta, aby rozpłynąć się bez śladu, rozmyć we własnych tekstach, być filozofem „bez twarzy”.
Doprawdy osobliwa to metoda znikania – wychodzenie wciąż na pierwszy plan i prezentowanie się w blasku fleszy, wobec tłumnej publiczności. W jednym z tekstów programowych Foucault napisał, że marzy o tym, by chociaż przez jeden rok wszystkie książki we Francji wydawane były bez nazwisk autorów. Co mu jednak zabraniało wydać którąś ze swoich pod pseudonimem albo wręcz anonimowo? Foucault wyznający swe pragnienie zniknięcia przed tysięcznymi audytoriami przypomina człowieka, który rezydując w luksusowych apartamentach, mówi swoim gościom, że najlepiej czułby się w ubogiej czynszówce albo wręcz w kurnej chacie z polepą. Trudno uznać te pozy za coś innego niż dość pretensjonalną grę lub symptom słabo przepracowanego problemu emocjonalnego. A przecież w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku działały one z niesamowitą skutecznością. W tamtej dekadzie Foucault był chyba najlepiej rozpoznawalnym intelektualistą na świecie, a w każdym razie jednym z najlepiej rozpoznawalnych.
Późnonowoczesny europejski autorytet intelektualny wyłaniał się nie z szeregu solidnie umotywowanych operacji myślowych, lecz z piany zmąconego dyskursu. Foucault anadyomenos zajęty był więc nie tylko pisaniem kolejnych ważnych książek, lecz również bezlitosną walką z zastanymi autorytetami – prowadził ją jednak po to między innymi, aby samemu zostać autorytetem, i to jeszcze potężniejszym, bo wspierającym się nie na rzetelnych rozpoznaniach, lecz na efektownych zabiegach retorycznych (za którymi owszem, stoi również wiele rzetelnych rozpoznań, ale nie o nie toczyła się jego gra z odbiorcami, przynajmniej zanim objął katedrę w Collège de France). Proces, w wyniku którego zajmuje się dokładnie tę pozycję, o której likwidację na początku się walczyło, jest przekleństwem całej nowoczesnej kultury intelektualnej i artystycznej w naszym kręgu cywilizacyjnym.
Wiedzieli o tym zwłaszcza reprezentanci wszelkich awangard i nurtów buntowniczych, ponieważ wielu z nich na stare lata mogło czytać i oglądać swoje młodzieńcze utwory w komentowanych edycjach naukowych lub w zestawach lektur szkolnych. W przypadku autora „Słów i rzeczy” sprzeczność jest jednak wyjątkowo uderzająca, mamy bowiem do czynienia z autorem jednoznacznie, wyraziście i namiętnie anarchizującym. W pismach Foucaulta raz po raz powtarzają się tyrady przeciwko wszelkim formom władzy, nie tylko politycznej czy militarnej, ale również intelektualnej i symbolicznej. Znaczna część jego wpływu na myśl końca zeszłego wieku polegała właśnie na demaskowaniu i demontowaniu instancji władzy odbierającej wolność jednostkom. Jednocześnie jednak sam Foucault spędził wiele lat na wysokich stanowiskach w aparacie władzy akademickiej we Francji, a jego władza duchowa nad zafascynowaną nim młodzieżą studencką nie miała wielu równorzędnych odpowiedników. Burzenie władzy cudzej, aby na jej gruzach budować własną, musiało być chyba dla niego podniecającą roz/g/rywką.
Niezadowolenie tego filozofa z zastanego stanu rzeczy nie ograniczało się zresztą do stosunków politycznych, społecznych i intelektualnych. Smuciło go też istnienie granic w stosunkach seksualnych, i to granic bynajmniej nie obyczajowych, lecz fizjologicznych. Niektóre wypowiedzi Foucaulta sugerują, że powinno się stworzyć jakieś nowe formy cielesności, które ubogaciłyby repertuar dostępnych praktyk erotycznych, powiększając liczbę otworów i ujść rozkoszy. Wolno przypuszczać, że jedną z inspiracji dla tych ekscytujących enuncjacji stały się grafiki Hansa Bellmera, których Foucault był admiratorem i w których ciała ludzkie tworzą polimorficzne hybrydowe byty, przenikają się nawzajem i rozpleniają w aktach metafizyczno-erotycznych ekstaz wykraczających zapewne ponad wszystko, czego mogły dostarczyć realia. Powróćmy jednak na ziemię, do zwyczajnych czterech kończyn i tego, co między nimi.
Dlaczego właśnie ten autor stał się tak wielkim, tak popularnym i tak szeroko uznanym autorytetem? Co o tym zdecydowało poza jego konsekwentnym lansowaniem się w świecie zmiennych mód intelektualnych? Z pewnością sporą rolę odegrały choćby dezynwoltura, z jaką wypowiadał się na wszelkie tematy, jego bujna retoryka, tak przyjemnie odmienna od drętwej mowy akademików, nawet arogancja przebijająca w niektórych wypowiedziach i komentarzach; do tego niezachwiana pewność siebie, malownicza swoboda snucia myśli – a wszystko to w połączeniu z potężnym rozmachem projektów intelektualnych i sumiennością badawczą (przejawianą jednak głównie tam, gdzie była potrzebna, czyli w najważniejszych syntezach i w wykładach dla Collège de France; w tekstach z „Dits et écrits” widoczna jest często znacznie mniejsza dbałość o podstawy źródłowe, co wynika ze specyfiki medium takiego jak wywiad lub doraźna wypowiedź okolicznościowa czy polemika).
Wszystko to więc decydowało o powodzeniu Foucaulta. Ale było coś jeszcze – właśnie owo wspomniane tu już wyżej niezadowolenie z przyrodzonej nam kondycji światowej i bytowej na wszystkich jej poziomach. W myśleniu Foucaulta widoczna jest silna tęsknota do Czegoś Innego, czego nawet on nie potrafił wyraźnie nazwać, lecz przez tę nieokreśloność przedmiotu tęsknota stawała się jeszcze bardziej uwodząca. Nie tylko rozbić instytucje władzy, nie tylko wyjść poza ograniczenia fizjologii w poszukiwaniu coraz to nowych przyjemności dla ciała. Stawka jest wyższa – stać się nową formą istnienia wypełnioną nowymi formami myślenia, tak całkowicie odmiennymi od wszystkich zastanych, od całego dziedzictwa filozofii i mądrości, od dotychczasowych postaci życia kulturowego i społecznego, że nikt nie wie, na czym mogłyby polegać. Ale tym piękniej jest o nich marzyć, dając się ponosić spienionemu nurtowi dyskursów. I może ta tęsknota jest najtrwalszym przekazem Michela Foucaulta dla naszego stulecia.
Książki:
Michel Foucault, „Kim pan jest, profesorze Foucault? Debaty, rozmowy, polemiki”, wybór i tłumaczenie Kajetan Maria Jaksender, Eperons-Ostrogi, Kraków 2013.
Michel Foucault, „«Nie» dla kompromisów! Krytyka, estetyka, solidarność”, wybór i tłumaczenie Kajetan Maria Jaksender, Eperons-Ostrogi, Kraków 2021.
Na zdjęciu użytym jako ikona wpisu: Michel Foucault. Źródło: Wikimedia Commons, autor: Foucault123 (CC BY-SA 4.0).