Oceniając konflikt zbrojny, zawsze musimy wziąć pod uwagę motywacje walczących stron. O wojnie sprawiedliwiej (bellum iustum) możemy bowiem mówić jedynie w przypadku działań uzasadnionych wyższą koniecznością. A więc wojen wyzwoleńczych i obronnych, a także walki z opresyjnym reżimem.

I choć przyczyny wojen niesprawiedliwych są różnorodne i często złożone, to zawsze oznaczają one działanie nieusprawiedliwione moralnie. Niewątpliwie należy do nich trwająca rosyjska agresja na Ukrainę, która jest wyrazem nacjonalistycznego imperializmu. Należy przy tym zaznaczyć, że Rosja narusza nie tylko normy moralne. Dokonując zbrodni na ludności cywilnej i łamiąc zasadę proporcjonalności, narusza również zasady prawa wojennego (ius in bello).

Na drodze do zakończenia wojny na pewnym etapie kluczowe jest podjęcie rozmów pokojowych. Powstaje tutaj jednak niełatwy do rozwiązania dylemat. W jakim bowiem momencie gotowość do walki, obrony i poświęcenia powinna ustąpić korzyściom związanym z perspektywą pokojowego współistnienia obu stron? 

W wypadku wojen niesprawiedliwych – zwłaszcza gdy pełne militarne zwycięstwo nad agresorem jest nieosiągalne – trzeba zadać sobie pytanie o miarę akceptowalnej niesprawiedliwości na przykład pod postacią strat terytorialnych, które strona zaatakowana jest skłonna ponieść w imię pokoju, a która nie przekreśli zarazem jej szans na autonomiczny rozwój.

Imperium niezdolne do autorefleksji

Przyczyn trwającego obecnie konfliktu należy szukać w odwiecznych imperialnych aspiracjach Rosji. Ich źródłem jest orientacja geopolityczna rosyjskiej władzy – przekonanie, że tylko nieudolny władca nie stara się rozszerzyć obszaru swojego panowania. Co więcej, w Rosji wielkomocarstwowe, ekspansjonistyczne idee padają na podatny grunt. Zwykli obywatele są sfrustrowani, zrezygnowani, cechuje ich brak krytycyzmu. Mówiąc za Aleksandrem Sołżenicynem, Rosjanin zniesie mróz i razy nahajką, byle tylko nie przestano się go bać. 

Nacjonalistyczne mrzonki o Wielkiej Rosji i wiara w szczególną misję dziejową Rosjan, są głęboko zakorzenione w tamtejszej kulturze. W ich kształtowaniu niebagatelną rolę odegrała chociażby Cerkiew prawosławna. Idea ekspansji terytorialnej jest historycznym fundamentem rosyjskiej doktryny państwowej, w myśl, której państwa wschodniej Europy są nieodłączną częścią imperium – w duchu chwytliwego bon motu Václava Havla, mówiącego, że Rosja nie wie, gdzie się zaczyna i gdzie się kończy.

Inaczej niż narody zachodnioeuropejskie, Rosjanie nigdy nie podjęli wysiłku bolesnych rozrachunków z kolonialną przeszłością. Pójście taką drogą wymagałoby od nich zakwestionowania głęboko zakorzenionych przekonań i wzorców kulturowych, a także rewizji obowiązującej narracji historycznej, w tym oceny bohaterów minionej epoki. 

W obecnej sytuacji nie ma jednak co liczyć na podobny zwrot. Nacjonalizm i prawosławie – dwa źródła obowiązującej ideologii, pozostają niezmiennie na usługach reżimu. Nie lud, lecz moskiewskie elity wyznaczają kierunek rozwoju. A jak wskazywał już sto lat temu Masaryk, świetnie znający rosyjskie realia społeczne, na skutek bierności mas, w Rosji zawsze prędzej wyłania się w końcu oligarchia – carska czy bolszewicka. A Rosjanie obalili cara, ale nie carat. Podobnie później obalili komunizm, nigdy nie wyzwolili się z totalitarnego myślenia.

Konflikt wolności

Zagłębiając się w historię Rosji, odkryjemy całe pokolenia cierpiące najpierw pod tatarskim butem, a potem pod jarzmem caratu; kraj bez prawdziwego Oświecenia, za to z długim okresem komunistycznego totalitaryzmu. W rosyjskiej historii stosunkowo wcześnie, bo jeszcze w XVI wieku, za rządów Iwana Groźnego, uprzywilejowaną pozycję zyskał również, znany z swoich okrucieństw, aparat represji. To właśnie z tych tradycji wywodzi się kultura wojny i śmierci, skłonność do szukania wrogów oraz budowania jedności na strachu i ucisku.

Choć Ukraina jest krajem o nie mniej krwawej historii – ma za sobą trudną koegzystencję z Imperium Rosyjskim i Rzeczpospolitą Obojga Narodów, doświadczyła też tureckich najazdów – to na przestrzeni swojej historii wykształciła inne niż Rosja wzorce. Ukraińcy mogą się odwoływać chociażby do strzegących swojej niezależności Kozaków czy wartości oświeceniowych, zaabsorbowanych przez nurt ukraińskiego odrodzenia narodowego rozwijającego się na terytorium Galicji Wschodniej. W historii Ukrainy można wskazywać też na współistnienie Kościoła greckokatolickiego za zachodzie i prawosławnego na wschodzie jako przejaw pluralizmu politycznego. Leżąc na pograniczu, Ukraina zawsze w większym stopniu niż Rosja podlegała intelektualnym wpływom Zachodu. 

Jednak z powodu zagrożeń czyhających na nią z wielu stron, Ukraińska państwowość od zawsze była krucha i niepewna. Przez długi czas Ukraińcy funkcjonowali jako naród, pozbawiony reprezentacji politycznej. Z tego powodu, wolność rozumieli oni jako autonomię od państwa. To wolność defensywna, bliska temu, co Isaiah Berlin, definiował jako wolność negatywną – w odróżnieniu od wolności pozytywnej, która może być realizowana w warunkach stworzonych przez państwo i z jego inspiracji. 

Ta druga koncepcja zdradza z kolei dalekie podobieństwo do rosyjskiego modelu wolności, wyrastającego z totalitarnego rozumienia państwa i opartego na zasadzie: „Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciw państwu”. W tym ujęciu państwo jawi się jako jedyne źródło owej „manipulacyjnej” wolności, a ona sama ma charakter ofensywny i wyklucza możliwość obywatelskiego sprzeciwu, jak i autonomię jednostki. Te dwie niemożliwe do pogodzenia koncepcje wolności leżą u podstaw trwającego konfliktu, nawet jeśli często to jest to maskowane przez inny rodzaj retoryki. 

Relatywizacja zła

Intelektualiści, którzy dobrze rozumieją specyfikę regionu, jak Timothy Snyder, Timothy Garton Ash czy filantrop i działacz polityczny George Soros, jednoznacznie potępili rosyjską inwazję, ostrzegając przed dalekosiężnymi planami agresora i wzywając do szerokiego wsparcia dla Ukrainy. W podobnym duchu wypowiadały się postaci związane ze środkowoeuropejską sceną intelektualną, takie jak Adam Michnik, Tomáš Halík i wielu innych. Ponadto Ukraińcy mogą liczyć też na wsparcie ze strony większości europejskich społeczeństw.

Są jednak w zachodnich świecie wpływowe postacie, które zajęły odmienne stanowisko wobec trwającej wojny. O ile Noam Chomsky, nestor amerykańskiej lewicy, nie zaskoczył specjalnie oskarżeniami pod adresem NATO, rzekomo prowokującego Rosję, zdumiewa fakt, że podobną opinię wyrażał w początkowej fazie wojny również papież Franciszek.

Także realista Henry Kissinger najchętniej pozostawiłby Krym w rosyjskich rękach, jeśli taka miałaby być cena pokoju. A popularny psycholog Jordan Peterson realia wojny rozpatruje w kategoriach amerykańskich wojen kulturowych, upatrując w Rosji nadziei na odnowę chrześcijaństwa. Apologeta marksizmu Slavoj Žižek ostrzega z kolei, że rosyjski neoimperializm zostanie zastąpiony neoliberalizmem, a Ukrainie grozi los gospodarczej kolonii Zachodu. By do tego nie dopuścić, Ukraińcy powinni pójść własną droga – nie precyzuje jednak, jak miałaby ona wyglądać. Nawet Jürgen Habermas, ikoniczna postać europejskiego dyskursu publicznego, zżyma się na zbyt radykalne, jego zdaniem, wsparcie Ukrainy ze strony części niemieckich polityków i apeluje o trzeźwy kompromis z mocarstwem nuklearnym. 

Tym, co łączy wspomniane wyżej wypowiedzi, jest brak wyraźnego rozróżnienia między oceną moralną a rozwiązaniami o charakterze czysto politycznym. Przenikanie się tych dwóch płaszczyzn stwarza ryzyko relatywizacji problemu, co prowadzi do podziałów zagrażających międzynarodowej współpracy.

Jednym ze źródeł opisanych poglądów jest idea, w ujęciu której sprawiedliwość i krzywda, prawda i kłamstwo są jedynie subiektywnymi kategoriami. To podejście nie wytrzymuje jednak konfrontacji z koszmarem wojny. Od blisko roku nieustannie przekonujemy się, że fakty i wydarzenia mają obiektywną treść moralną, a dobro i zło wyraźnie różnią się od siebie. 

Demokracja nie zawsze triumfuje 

Ukraińcy wykazują się heroicznym bohaterstwem i zasługują na nasze pełne wsparcie w walce o europejskie idee, prawa obywatelskie i poszanowanie ludzkiej godności. Każdą dyskusję o tym konflikcie, jej skutkach ekonomicznych oraz ewentualnych rokowaniach pokojowych, musi poprzedzać uświadomienie sobie, że w Chersoniu i Charkowie ukraińscy żołnierze walczą i umierają za dziedzictwo oświeceniowego racjonalizmu.

Nie zapominajmy, że demokracja nie zawsze triumfuje. Okresu świetności Aten – kolebki demokracji i kultury zachodniej – zakończyła przegrana ze Spartą, będącą zmilitaryzowaną monarchią. Także w dwudziestym wieku międzywojenną Europę spowiła pajęczyna autorytaryzmów, a po wojnie wschodnia część kontynentu, pogrążyła się w mrokach totalitaryzmu, odseparowana żelazną kurtyną. Zwycięstwo demokratycznej Ukrainy może się więc stać ważnym symbolem i inspiracją.

Źródło ikony wpisu: „Russia Ukraine War – Day 42: Rows of bod” (CC BY 2.0) by manhhai