Biografia panuje niepodzielnie w królestwie historii idei. Najważniejsze i najlepsze książki z historii filozofii ostatnich lat przyjmują formę biografii wielkich myślicieli. Nie skupiają się tylko na analizie ich najważniejszych dzieł i argumentów, ale są raczej „biografiami” w sensie właściwym – przedstawiają również zaangażowanie społeczne i życie prywatne swoich bohaterów.
Z jednej strony jest to konsekwencja podziału dyscypliny filozoficznej na tradycję analityczną i kontynentalną. Pierwszy sposób uprawiania filozofii nie porzuca ambicji „naukowości”, rozumianej jako dążenie do znalezienia uniwersalnych i obiektywnych odpowiedzi na różne pytania, a jego adepci pracują przede wszystkim nad „rozwiązywaniem problemów” w zakresie etyki czy logiki. Filozofia kontynentalna rozwinęła się w bardziej interdyscyplinarną dziedzinę, analizując na nowo wielkich filozofów, ale również pisarzy, ekonomistów czy artystów z przeszłości i badając wpływ różnych idei i dzieł kultury na życie społeczne i polityczne. Biografistyka może być naturalną konsekwencją takiej postawy – od pisania książek „o filozofii Hegla” do pisania „o Heglu” jest niedaleka droga.
Z drugiej jednak strony, analizowanie filozofii danego myśliciela przez pryzmat jego biografii jest wyrazem głębszych przemian zachodzących w naszej kulturze. Mówiąc najprościej: mamy coraz mniej tolerancji dla hipokryzji. Chcemy rozumieć nasze życie i życie innych ludzi jako ciągłe i konsekwentne, pragniemy, aby nasze działania w życiu prywatnym były spójne z tym, co deklarujemy w przestrzeni publicznej. Oczekujemy od siebie i od innych, żeby za słowami szły czyny, a z wartości wypływały fakty. Taki światopogląd objawia się na różne sposoby – cancel culture w debacie, bojkot sztuki pochodzącej z Rosji, ale też ocenianie twórców kultury z perspektywy ich biografii. Jeżeli codzienność jakiegoś filozofa była jaskrawo sprzeczna z poglądami, które głosił, to może się wydawać, że i na jego czy jej filozofii, choćby bardzo szlachetnej w teorii, ciąży piętno nieautentyczności, skaza fałszu, tak jakby był to owoc z zatrutego drzewa. Dlatego nie wystarczą nam już biografie „intelektualne” czy „polityczne”, ale chcemy wiedzieć, jak konkretne postacie zachowywały się na co dzień, jakie miały relacje z bliskimi, co mówiły „po godzinach”. Można argumentować, że tylko wtedy rzeczywiście zasłużyli na miano autorytetów, a ich myśl jest godna studiowania i że możemy z niej wynieść coś dla siebie. Jest to pogląd niemądry, co będę starał się uzasadnić w podsumowaniu tego tekstu.
Piotr Nowak to intelektualista bardzo zasłużony zarówno dla popularyzacji filozofii wśród szerszej publiczności poprzez różne formaty telewizyjne, jak i przedstawianiu polskim czytelnikom ważnych tekstów współczesnych humanistów, przede wszystkim ze świata anglosaskiego. Obecnie jest znany przede wszystkim jako jeden z liderów konserwatywnego środowiska skupionego wokół magazynu „Kronos”. Jego nowa książka „Filozofowie (w trzech słowach)” to niezwykle ambitna panorama historii intelektualnej Polski w XX wieku. Zamiast jednak analizować najważniejsze książki czy nurty myślenia, Nowak opisał niemal trzydziestu najważniejszych polskich filozofów ostatniego stulecia, każdego z nich przedstawiając z perspektyw trzech haseł, które oddają ich zainteresowania intelektualne czy wybory biograficzne – na przykład dla Andrzeja Walickiego te hasła to „Rosja”, „Liberalizm” i „Patriotyzm”.
„Filozofowie (w trzech słowach)” wpisują się w nurt pisania historii intelektualnej z perspektywy biograficznej. Autor jasno deklaruje, że wierzy w związek życia prywatnego z ideami, filozofowie nie są dla niego „słupami ogłoszeniowymi”, ale interesuje go przede wszystkim, „w jakim stopniu filozof poczuwa się do odpowiedzialności za swoje myślenie” [s. 27]. Ma to szczególne znacznie w kraju o takim burzliwej historii jak dwudziestowieczna Polska, gdzie nie wolno oddzielać postawy politycznej od twórczości intelektualnej. Przy okazji rozdziału o Zygmuncie Baumanie, Nowak retorycznie stawia „podstawowe pytanie: czy należy wiązać biografię twórcy z dziełem, jakie stworzył? Czy historie, w jakie sam się uwikłał albo w jakie pchnęło go życie, mają znaczenie dla zrozumienia dzieła, jakie po sobie zostawił?” [s. 160].
Suma tych „minibiografii” składa się na zbiorowy portret filozoficznej Polski, zresztą metaforycznie spersonalizowaną we wstępie: urodziła się w 1901 roku, a zmarła 13 grudnia 1981. I już na początku pojawia się pewien irytujący błąd, który powinien był być poprawiony przez redakcję – autor pisze, że taka Polska uzyskała prawa obywatelskie na 18 urodziny 11 listopada 1918 roku [s. 5–6]. Jeśli ktoś urodził się w 1901, to „osiemnastkę” obchodził dopiero w 1919 roku. Ale to akurat arytmetyczny drobiazg. Erudycja Nowaka w dziedzinie dziejów rodzimej filozofii jest imponująca, nie pominął właściwie żadnej znaczącej postaci polskiej historii intelektualnej czy nurtu myślenia, może poza lubelską szkołą tomizmu, z czego satysfakcjonująco tłumaczy się jednak na koniec książki. Lapidarne rozdziały są niezwykle błyskotliwe. Nowak bardzo często ujmuje esencję myślenia danej postaci na podstawie kluczowych tekstów czy doświadczeń życiowych. Nie jest to oczywiście podręcznik, ale na pewno doskonałe wprowadzenie w różne problemy, dające czytelnikowi dobre wskazówki do dalszych studiów na własną rękę.
Niemniej jednak „Filozofowie (w trzech słowach)” cierpią na zasadniczą wadę, częstą w sytuacjach, gdy historiografia ustępuje przed publicystyką. Niezależnie, czym by się nie zajmowali czy jakich dramatycznych wyborów nie dokonywaliby bohaterowie książki, to dla autora znaczenie ma tak naprawdę tylko jedna sprawa – istnienie PRL i stosunek intelektualistów do tego etapu w historii Polski.
„Komunizm” to hasło, które Nowak odmienia przez wszystkie przypadki przy okazji portretów niemal wszystkich swoich bohaterów. Nie do końca jednak wiadomo, co pod tym hasłem rozumie – filozofię wywodzącą się z pism Karola Marksa? System polityczny w Związku Radzieckim i jego satelitach? Cokolwiek, co można określić jako „lewicę”? To nawet nie tyle krążące widmo z „Manifestu komunistycznego” Marksa, ale jakaś czarna gula, która nie pozwala skoncentrować się dłużej na czymkolwiek innym. Komunizm to dla autora „wcielenie zła” [s. 466]. Pryncypialność jest tu bezkompromisowa, bez chociażby próby zrozumienia, że marksistowskie przesłanie o bardziej sprawiedliwym świecie mogło być atrakcyjne, szczególnie po katastrofie drugiej wojny światowej i szczególnie dla młodego pokolenia, które słabo pamiętało świat przed wojną. Przy okazji portretu Krzysztofa Pomiana Nowak pisze:
„Wierność sobie to po prostu sumienie, które rozpoznaje w nas obszary słabości, miękisz moralny, u każdego inny. Określa ono stopień tchórzostwa i oszukiwania samego siebie. Żaden komunista nigdy tego nie zrozumie, ponieważ jego «system immunologiczny» zdolny jest przyswajać jedynie treści komunistyczne, nasiąkać nimi jak gąbka” [s. 106].
Nie da się polemizować z taką postawą moralną. Komunizm staje się w opowieściach Nowaka rodzajem dżumy, która infekuje na zawsze kogokolwiek po najmniejszym kontakcie. Luminarz oficjalnego marksizmu Adam Schaff jest wręcz nazwany „diabłem” [s. 428], ale nawet intelektualiści, których zaangażowanie w marksizm było mocno ograniczone i którzy przez lata starali się „robić swoje”, dowiedli tylko słabości charakteru. Biografię Jerzego Szackiego da się zdaniem Nowaka scharakteryzować słowami „oportunizm” i „konformizm” [s. 147], Tadeusz Kotarbiński był w najlepszym wypadku człowiekiem „supernaiwnym”, a jeden dolar to wystarczająca cena za jego myśl [s. 329, 335].
„Filozofów (w trzech słowach)” można podsumować jako książkę historyczną przesyconą żalem do historii o to, że była, jaka była, że „wcielone zło” komunizmu zatruło polską filozofię i życie intelektualne. Najlepiej ten paradoks widać w ocenie Leszka Kołakowskiego:
„Niejednokrotnie zastanawiałem się, dlaczego Leszek Kołakowski – we wczesnym życiu marksista, później chrześcijanin – nie został polskim «Sokratesem». […] nie mógł nim być jako członek partii komunistycznej i wyznawca cudzych idei. Mógł się nim stać dopiero na emigracji, a więc w latach 70., gdy objął nieformalne przywództwo nad opozycją demokratyczną. To jednak pozór. Nie można być «Sokratesem» na odległość, zaocznie” [s. 11].
I tak niedobrze, i tak niedobrze. Zgaduję, że w wymarzonym przez Nowaka scenariuszu, Leszek Kołakowski po Marcu ‘68 honorowo odchodzi z uniwersytetu, publikuje „Główne nurty marksizmu” pod pseudonimem w „Kulturze” paryskiej, prowadzi jakieś tajne seminaria, a utrzymuje się tłumaczeniami z niderlandzkiego. Niestety tak nie było.
Serie portretów polskich filozofów uzupełnia zapis długiej rozmowy Piotra Nowaka ze Zbigniewem Janowskim, konserwatywnym myślicielem, który w latach dziewięćdziesiątym był doktorantem Kołakowskiego na Uniwersytecie w Chicago. Nowak ciekawie opowiada o swoim projekcie szkiców o filozofach, ale rozmówcy wymieniają się też ogólnymi uwagami na temat kondycji cywilizacji Zachodu. Przesłanie tej debaty to dobrze znana z prawicowej publicystki krytyka współczesnej lewicy, zmian kulturowych i liberalizmu, który Janowski nazywa nawet „miękkim totalitaryzmem” [s. 459], a Nowak w iście nietzscheańskim duchu podsumowuje jako „filozofię sklepikarzy” [s. 480]. Alternatywą powinno być raczej trwanie przy tradycyjnych wartościach, które sprawdziły się w umacnianiu człowieczeństwa. Autor wzmacnia ten argument anegdotą tak bardzo wyjętą z pseudointeligenckiego stereotypu, że aż nie chce mi się wierzyć w jej autentyczność:
„W latach 90. ubiegłego wieku spławiałem rzeką jacht, którym pływałem po Mazurach. Zatrzymaliśmy się z przyjaciółmi po drodze w jakiejś wsi kupić coś do jedzenia. Była niedziela, południe. Wielu mieszkańców leżało pod płotem. Byli kompletnie pijani. Wszakże zdecydowana większość, bardzo schludnie zresztą wyglądająca, zbierała się na mszy. To były piękne, odświętne twarze. Zabrać tym ludziom Kościół to przekształcić ich w zwierzęta” [s. 476].
Gdybyśmy mieli podążyć tropem Piotra Nowaka i spróbować podsumować jego ocenę innych filozofów nie trzema, ale jednym słowem, to byłby to nie tyle „komunizm” – pojęcie, które niesie za sobą olbrzymią tradycję polityczną i intelektualną – ale raczej „komuna”, ta niedookreślona zmora, która przez kilkadziesiąt lat trzymała w dławiącym uścisku Polskę i spowodowała, że nasz kraj nie mógł się rozwijać, ludzie woleli stać pod budką z piwem, zamiast czytać Platona, i w ogóle nie mamy ładnych rzeczy. „Precz z komuną!” to puenta Piotra Nowaka w jego biografistycznej historii intelektualnej Polski XX wieku.
Z takim poglądem można się zgadzać albo nie, ale wydaje się być spójny i konsekwentny – skoro komunizm to „wcielenie zła”, to działanie na rzecz takiego strasznego projektu piętnuje tak bardzo, że nie da się analizować czyjejś filozofii z innej perspektywy. Jednak w rozmowie z Janowskim, Piotr Nowak stwierdza też wprost, że Martin Heidegger był najwybitniejszym filozofem XX wieku [s. 471]. Chciałbym jasno zadeklarować: zgadzam się z tym stwierdzeniem jako historyk filozofii, jestem głęboko przekonany, że „Bycie i Czas” będzie żywym źródłem inspiracji do myślenia jeszcze dla wielu pokoleń przez wiele stuleci. Nie da się jednak przemilczeć zaangażowania filozofa w nazizm, strasznych rzeczy, jakie wyprawiał, będąc rektorem Uniwersytetu we Freiburgu, ani faktu, że nawet po wojnie nie miał moralnej odwagi przyznać się do błędu. Jeszcze raz: fakt, że Heidegger był nazistą, nie ujmuje wielkości takim pracom jak „Bycie i Czas”. „Bycie i Czas” to wielka książka pomimo tego, że Heidegger był nazistą. Nie śmiem podejrzewać autora o relatywizowanie nazizmu, jeśli komunizm to dla niego „wcielenie zła”, to jestem przekonany, że nazizm ocenia bardzo podobnie. W takim jednak wypadku, sąd o Heideggerze bez żadnych dodatkowych kwalifikacji jest rażącą niekonsekwencją.
Tu dochodzimy do sedna problemu – praktykowanie historii filozofii głównie poprzez biografie filozofów to ślepa uliczka. Filozofia jest często mądrzejsza od filozofa, sztuka jest czymś więcej od artysty, który ją stworzył. Jeśli idee mają coś znaczyć, to musimy brać je na serio na ich własnych zasadach, a nie traktować tylko jako wytwory człowieka z chwilami geniuszu, ale i okresami głupoty i podłości. Kwestie takie jak seksualność, relacje z rodzicami, relacje z partnerami, zaangażowanie polityczne czasami rzeczywiście są kluczowe w zrozumieniu myśli jakiegoś filozofa. Ale często nie są, a wtedy skupianie się na tych obszarach staje się zwykłym plotkarstwem. Można być mądrym filozofem, pisać wspaniałe i inspirujące książki, a jednocześnie dokonywać niemądrych wyborów życiowych; jeszcze prościej – można być dobrym człowiekiem i czasem robić złe rzeczy. Nie niezłomność, ale ciągła poprawa jest główną zasadą moralności. Konsekwencja między propagowaną filozofią, a praktykowanym życiem to wspaniały ideał, do którego każdy powinien dążyć, ale nie może być powszechną miarą oceny czyjegoś dorobku intelektualnego. Lepiej weźmy do serca naukę innego wielkiego myśliciela, który fundamentalnie ukształtował całą cywilizację Zachodu – oddawajmy bogom, co boskie, a cezarom, co cesarskie.
Książka:
Piotr Nowak, „Filozofowie (w trzech słowach)”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022.