Wyjątkowo nie od Indii, ale od wydarzeń w Polsce zaczynam ten felieton. W całym kraju zorganizowano specjalne marsze, których celem było upamiętnienie Jana Pawła II w rocznicę jego śmierci. Odnosząc się do obecności polityków na tych marszach, ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski zauważył: „Politycy w żaden sposób nie powinni zaznaczać swojej obecności, niezależnie którą stronę reprezentują”. Stało się zupełnie inaczej. Politycy byli obecni na tych marszach w ogromnej liczbie. 

Ma to wiele wspólnego z Indiami, które od chwili powstania w roku 1947 deklarowały się jako państwo świeckie, w którym panuje wolność religijna, a organy państwowe zobowiązane są do zachowania równego dystansu wobec wszystkich tradycji wyznaniowych istniejących na obszarze subkontynentu indyjskiego. Teraz obserwujemy koniec tego procesu. 

Kłopotliwy konglomerat wyznań

To o tyle ważne, że Indie są jednym z najbardziej zróżnicowanych religijnie krajów na świecie. Dominują oczywiście wyznawcy hinduizmu, ale jest to społeczność ogromnie zróżnicowana, reprezentująca często odmienne formy wyznawania tej samej, a przecież tak różnorodnej tradycji religijnej. Istotnym elementem indyjskiej mozaiki religijno-etnicznej są oczywiście wyznawcy islamu i sikhizmu. 

Do tego dochodzą chrześcijanie, których wspólnoty podzielone są pomiędzy różne odłamy chrześcijaństwa wschodniego i zachodniego, oraz wyznawcy buddyzmu tybetańskiego i wierni neobuddyzmu. Ważną częścią indyjskiej układanki religijnej są ponadto wyznawcy religii plemiennych, często określanych wspólnym mianem animizmu. 

Różnorodność wyznaniowa Indii to z pewnością bogactwo tego kraju, ale jednocześnie czynnik mogący eksplodować konfliktami powstającymi na tle religijnym. Tak było podczas podziału dawnych Indii Brytyjskich na Indie i Pakistan. Doszło wtedy do krwawych walk pomiędzy hinduistami i muzułmanami, w których śmierć poniosły miliony ofiar po obu stronach. Z pamięci o tamtych wydarzeniach i świadomości, jak groźne mogą okazać się konflikty między religijne, do których dochodzi, gdy religia staje się instrumentem wykorzystywanym w celach politycznych, zrodziła się świeckość państwa „po indyjsku”. 

Powrót religii w polityce 

Świeckość państwa „po indyjsku” polegała na przestrzeganiu przez organy państwowe oraz przez polityków – zarówno rządzących, jak i opozycyjnych zasady, iż kwestie religijne i wykorzystywanie uczuć religijnych dla osiągania celów politycznych nie powinno i nie może mieć miejsca w kraju o tak bogatej mozaice wyznaniowej. 

Zasada ta kultywowana była od czasów premiera Jawaharlala Nehru, poprzez rządy Indiry Gandhi, Rajiva Gandhiego, czyli przez władze wywodzące się z Indyjskiego Kongresu Narodowego. W okresie rządów Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) bywało różnie, ale i politycy tego ugrupowania unikali instrumentalnego wykorzystywania religii. 

Nie oznaczało to oczywiście, iż polityk wyznający hinduizm miał stać się osobą indyferentną religijnie, a chrześcijanin aktywny w indyjskiej polityce miał przestać chodzić do kościoła. Swoje praktyki religijne wykonywali oni swobodnie, ale publicznie nie manifestowali religijnych przekonań. 

Kiedy na początku lat dwutysięcznych na Maha Kumbha Meli, ogromnej uroczystości gromadzącej w jednym miejscu miliony wiernych, którzy pragną zanurzyć się w świętych wodach Gangesu, by zapewnić sobie bezpieczną drogę ku Nirwanie, pojawiła się szefowa Indyjskiego Kongresu Narodowego, Sonia Gandhi, w mediach indyjskich zawrzało. Natychmiast pojawiły się ostrzeżenia, że obecność polityka tej rangi na tak wielkiej uroczystości może być wykorzystywana w bieżącej grze politycznej. I przez sprawujących władzę, i przez opozycję. 

Państwo zaspokaja duchowe potrzeby

Państwo indyjskie miało jednak niekwestionowany przez społeczeństwo obowiązek wspierania ludzi wierzących z prostego i oczywistego w Indiach powodu – ci ludzie, jako obywatele kraju płacą podatki na rzecz państwa i to państwo ma wspierać ich potrzeby. W Indiach zaspakajanie potrzeb religijnych zawsze było traktowane równie poważnie i naturalnie, jak zaspakajanie potrzeb materialnych.

Przykładem znowu niech będzie owa przywołana już wcześniej Maha Kumbha Mela, w której udział biorą miliony wiernych. A ponieważ są obywatelami płacącymi podatki, to państwo ma im zapewnić możliwość dojazdu do miejsca tych uroczystości, poprzez dziesiątki dodatkowych pociągów i autobusów; to państwo ma zorganizować mobilne punkty opieki zdrowotnej, pitną wodę i sanitariaty. To państwo wreszcie ma zapewnić ochronę i bezpieczeństwo tego wielomilionowego zgromadzenia. Wszystko z pieniędzy publicznych, czyli z pieniędzy podatników.

Dotacje na pielgrzymki i religijne skupienie

Dotyczy to nie tylko wyznawców hinduizmu. Obok nowoczesnego terminalu lotniczego w New Delhi powstał kilkanaście lat temu specjalny terminal dla pielgrzymów muzułmańskich udających się na Hadż do Arabii Saudyjskiej. Dzięki temu muzułmańscy pielgrzymi odziani w swe białe, pątnicze szaty, pragnący w skupieniu wyruszyć ku świątyni Al-Kaba w Mekce, uzyskali swoje miejsce, gdzie nikt nie przeszkadza im w religijnym skupieniu przed odlotem na pielgrzymi szlak.

Terminal dla pielgrzymów powstał z pieniędzy państwa. Z tego samego względu Air India organizowała dla uczestników Hadżu specjalne loty. Były one współfinansowane przez indyjski budżet. Nic zaskakującego – powstał on bowiem również z pieniędzy muzułmańskich podatników.

W podobny sposób traktowani byli w Indiach także członkowie innych wspólnot wyznaniowych. Mogli liczyć na dotacje państwowe w przypadku chęci zaspokojenia konkretnych inicjatyw o charakterze religijnym. W indyjskim stanie Tamil Nadu publiczne pieniądze wspierały na przykład pielgrzymki chrześcijan do Ziemi Świętej. 

Indie dla Hindusów 

Nieobecność polityków na wspieranych przez państwo finansowo oraz logistycznie uroczystościach religijnych miała chronić czystość przekazu religijnego, ograniczać możliwość wykorzystywania tych zgromadzeń dla bieżącej gry politycznej, a także hamować zapędy tych polityków, którzy z radością witaliby sojusz „tronu i ołtarza”.

Jednak Narendra Modi i politycy jego partii BJP deklarują, iż państwo indyjskie, to przede wszystkim państwo Hindusów, czyli wyznawców hinduizmu. W ten sposób w niepamięć odchodzi niepisana zasada niemanifestowania swych religijnych przekonań przez rządzących.

Zmierzch świeckości państwa „po indyjsku” to początek przemian, które zwykle owocują sojuszem „tronu i ołtarza”. Na tym sojuszu nie korzysta w dłuższej perspektywie ani „tron”, ani „ołtarz”.